· 

Nie pamiętam... #2

Nieznajomy basior wciągnął mnie do tajemniczej jaskini, nie zważając na to, jak desperacko przed tym stawiałam opór. Znalazłam się... o dziwo w całkiem przytulnym miejscu. Jaskinia była zadbana, a pod sufitem zwisało kilka hamaków, które aż się prosiły, by się na nich położyć. W środku było ciepło, jakby nie docierał tutaj jesienny wiatr. W normalnych okolicznościach naprawdę cieszyłabym się, że tu jestem, jednak teraz po prostu nie potrafiłam nie czuć się niepewnie. Zachowanie tych obcych było niezwykle przerażające, podobnie jak wszystko wokół co nieznane. Może to wszystko... nie wywoływałoby u mnie aż takich emocji, gdyby nie fakt, że właśnie zostałam tu zaciągnięta siłą. Nie miałam pojęcia, czego mogłam się spodziewać.

 

Czarny basior w milczeniu pilnował mnie, jakby unikając przy tym mojego spojrzenia. Tymczasem w jaskini zaczęło się robić coraz bardziej tłoczno. Nieznajomi zaciągali do środka coraz to kolejne osoby, pilnując jednocześnie wyjścia. Kilka z nich próbowało się wymknąć, jednak zostawali natychmiast wpychani z powrotem do środka. Jedyne co mnie zastanawiało to mimika pysków tych, którzy wydawali mi się "tymi złymi". Jak na antagonistów tej opowieści wyglądali dosyć łagodnie, a wręcz smutno, gdy nam się przeglądali... Czy złe osoby nie czerpią przypadkiem sadystycznej przyjemności z więzienia innych? A jeśli oni nie są źli to... kim są?

 

Czekając na jakiekolwiek wskazówki ze strony tych tajemniczych wilków, sięgnęłam łapą w stronę mojej szyi, chcąc się najzwyczajniej w świecie podrapać. Wtedy pod paluszkami łap zamiast futra wyczułem coś gładkiego. Spojrzałam na swoją szyję. Naszyjnik zwisający z niej był taki delikatny i lekki, że wcześniej nie zwróciłam na niego uwagi. Z uroczego łańcuszka, wykonanego najpewniej z najczystszego srebra zwisał lśniący wisiorek w kształcie śnieżynki. Kto mi go dał?!

 

Zastanawiałam się, przyglądając się bacznie błyskotce. Była prawdziwie hipnotyzująca, taka prosta i drobna, a jednocześnie na swój sposób wyjątkowa. Musiała być dla mnie z jakiegoś powodu ważna, skoro ją nosiłam...

 

Od kogo mogłam ją dostać? Od swoich rodziców? Przyjaciela? A może to pamiątka z jakiejś ważnej podróży?

 

Moje przemyślenia przerwały liczne szepty oraz debaty, które rozpętały się w momencie, gdy do środka przybyło jeszcze więcej nieznanych nam osobników. Wilki, które zdawały się być w dokładnie takiej samej sytuacji jak ta moja, robiły się coraz bardziej niespokojnie i niecierpliwe. Wokół panował harmider, a każdy z nich mówił i mówił, próbując przewidzieć to, co miało się zaraz stać.

 

-Uspokójcie się -nagle kremowa, długowłosa nieznajoma, o sylwetce dość sporej jak na waderę, wystąpiła na środek, zabierając głos -Mam na imię Alessa i jestem pierwszą alfą... -przemówiła, lecz mój niepokój nie pozwolił jej dokończyć zdania.

 

-Gdzie jesteśmy? Czemu nas tutaj zabraliście? -pisnęłam spomiędzy tłumu, na co kolorowy wzrok, z pustki przeskoczył od razu na mnie. Zerknęła smutno.

 

-Znajdujecie się teraz w Jaskini Słonecznego Blasku, gdyż nie jest ona przez nikogo aktualnie zamieszkana -wyjaśnił basior, który wciągnął mnie tutaj jeszcze parę minut temu. Powoli i z opanowaniem wstał z miejsca koło mnie, po czym ruszył przed siebie, siadając tym razem u boku kremowej wilczycy.

 

-Nie pamiętacie tego, ale mieszkacie tutaj i jesteście członkami tej watahy. Watahy Wilków Burzy -ogłosił, a wokół mnie rozbrzmiały zaniepokojone szepty. Nikt z nas nie miał pojęcia, co to właściwie oznaczało.

 

-Jakiś czas temu do naszego obozowiska przedarła się magiczna istota. Memorium, tak się nazywają stworzenia tego gatunku -zaczęła po nim, skrzydlata wilczyca o kremowym umaszczeniu -Zanim wojownicy oraz strażnicy go przegonili, zdążył zaatakować magią wszystkich, którzy w tamtym czasie znajdowali się na polanie. To właśnie wy jesteście tymi wilkami -samica złapała oddech przed następnym zdaniem -Zostaliście poddani nieznanej nam dotąd magii, a konsekwencją tego była stopniowa blokada pamięci. Robimy wszystko, aby odkręcić to zamieszanie.

 

-Skąd mamy wiedzieć, że możemy wam zaufać?! -krzyknął ktoś za mną.

 

-Musicie przynajmniej spróbować... dla waszego własnego dobra -kolorowooka odrzekła smutno. Mogłabym wziąć te słowa za groźbę, gdyby nie ton, jakim się posługiwała... -Ustaliliśmy, że wcześniej wspomniane zaklęcie działało powoli. Najpierw coraz mniej pamiętaliście i byliście coraz bardziej roztrzepani. Dzisiaj rano, wraz z naszą uzdrowicielką Etrią oraz cudotwórcą Arelionem -wilczyca spojrzała na prawdopodobnie wcześniej wymienione wilki. Nieznajomi na jej słowa, znacząco przytaknęli głowami -mieliśmy wszystko omówić oraz spróbować was zbadać, gdyż dziury w pamięci coraz bardziej utrudniały wam codzienne funkcjonowanie. Właśnie dlatego znaleźliście się wszyscy razem na zewnątrz.

 

-Chciałbym jeszcze objaśnić pewną bardzo ważną kwestię -odezwał się jeden z wilków. Ten sam który wcześniej przytaknął na słowo "cudotwórca".

 

-Ależ proszę -kremowofutra wadera odpowiedziała mu z powagą, po czym zrobiła miejsce, by ten mógł stanąć zamiast niej na samym środku.

 

-Tak jak było wcześniej wspomniane, owy czar działał na was stopniowo. Jednak dobra wiadomość jest taka, iż nie usuwał on waszych wspomnień. Jedynie je blokował -kontynuował. -Magia memorium działa w taki sposób, że otumania ofiarę na krótki czas zaraz po ataku. Dzięki temu te stworzenia mogą polować lub się bronić. To, co wam się przytrafiło to jedynie bardzo nieprzyjemny i zarazem niebezpieczny efekt uboczny, gdyż zaraz po ponownym ocknięciu się byliście nienaturalnie skołowani i spanikowani -mówił i mówił, a ja miałam wrażenie, że sprzedaje nam całą masę niepotrzebnych informacji... To nie to liczyło się dla nas w tamtej chwili najbardziej.

 

-Dzisiaj rano zemdleliście nagle na naszych oczach -kremowofutra wadera ponownie zabrała głos -A resztę historii już znacie.

 

Wokół mnie ponownie rozbrzmiały nieufne szepty. Większość wilków nie do końca wierzyła w słowa skrzydlatej wilczycy. Ciężko było im się dziwić...

 

Byliśmy jak zupełnie czyste karty, nienadpisane przez nic osobowości bez imion, bez historii, doświadczeń... Przez taki stan rzeczy miałeś wrażenie, jakbyś był... przedmiotem. Bytem bez celu istnienia, bez marzeń, bez swojego miejsca, bez rodziny. Nawet jeśli mieliśmy to wszystko jeszcze ledwie parę dni temu, dzisiaj nie miało znaczenia, ponieważ tego nie pamiętaliśmy. Wszystko, co zrobiliśmy, wszystkie relacje, jakie zawiązaliśmy, każde dobre i złe wspomnienie, które nas spotkało, dla nas już nie istniało. Wszystko, co związane z naszą egzystencją zależało od tego, co otaczało nas tu i teraz. Od tych wilków, które właśnie do nas przemawiały, próbując nam wyjaśnić, co się stało. To wzbudzało we wszystkich niepokój. Większość z nas obawiała się, że jako iż w tej chwili byliśmy praktycznie bezbronni, oni mogą to wykorzystać. Wmówić nam co tylko będą chcieli.

 

Sama to u siebie zauważyłam. Tą nienaturalną nieufność i podejrzliwość wobec dosłownie wszystkiego co mnie otaczało. Świadomość, że ktoś inny ma możliwość wykreowania własnej rzeczywistości, powodowała brak przekonania w cokolwiek, co tylko nam powiedzieli. Instynkt podpowiadał nam, że należy być ostrożnym i poddawać w wątpliwość wszystko, co usłyszymy, nawet jeśli później miałoby się okazać, że jesteśmy w błędzie.

 

-Doskonale zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo jesteście skołowani i przerażeni. Nie macie bladego pojęcia o tym, co się dookoła was dzieje, o nas, a nawet o samych sobie -wilczyca zrobiła dramatyczną pauzę, podczas której jej smutne spojrzenie powoli powędrowało ku dole -Właśnie z tego względu będziecie zmuszeni zostać w tej jaskini pod nadzorem strażników.

 

Jej słowa były głośne i wywołały pośród niektórych solidny niepokój, a nawet zdenerwowanie...

 

-Chcecie nas uwięzić?! -krzyknął tuż nad moją głową, średniej wielkości biały basior o szmaragdowych oczach -Dobre sobie!

 

-Jesteśmy zmuszeni... dopóki nie odblokujemy waszych wspomnień -odpowiedziała mu kremowa wilczyca, unosząc wzrok -Dlatego prosiłabym was, byście z nami współpracowali.

 

-I...i co? Mamy tutaj grzecznie siedzieć?! -dodała biała wilczyca, o długich czerwonych piórach wyrastających spomiędzy jej futra. Nie wyglądała na zadowoloną z aktualnego stanu rzeczy -Nie będziemy mogli wyjść nawet w spokoju na zewnątrz? Nie jesteśmy waszymi niewolnikami!

 

-Chcemy was... po prostu odzyskać... -wypiszczała nieśmiało szarofutra o wyjątkowym, zielonym spojrzeniu. Etria? Tak wcześniej nazwała ją tamta wadera?

 

-Do tego czasu wejścia jaskini będą pilnowali strażnicy, Tarou oraz Cirilla. Możecie poprosić ich o cokolwiek, gdy tylko będziecie czegoś potrzebować -skończyła alfa bardzo poważnym, a zarazem przygnębionym głosem. -I musicie nam uwierzyć... chcemy waszego dobra.

 

Skrzydlata wilczyca w końcu się obróciła i wyszła z jaskini, a wraz z nią cały jej orszak. Jej oczy zdawały się okryte cieniem, a poważny i stanowczy wyraz pyska powodował na moim grzbiecie ciarki. Tak jak przed chwilą wspomniała, wraz z nami zostali tylko strażnicy. O dziwo nie mieli przy sobie broni. Dzierżąc jedynie tarcze, dumnie usiedli w wejściu. Masywny czarnofutry basior z bliznami na pysku oraz uskrzydlona wadera o mglistych oczach.

 

-Nie macie prawa nas tu przetrzymywać! -białofutry, krzykliwy samiec nadal się wydzierał, za grupą wilków, która ignorując wszystkie jego protesty, podążała dalej przed siebie. Basior zamilkł, dopiero gdy ich cienie zniknęły mu z pola widzenia.

 

Niemal natychmiast po tym, jak w jaskini zapadła całkowita cisza, niektórzy z nas zaczęli rozmawiać i szeptać między sobą, próbując zrozumieć co się dookoła dzieje. Próba uporządkowania sobie tego wszystkiego w głowie nie była łatwa. Spoglądałam zmartwiona w pozostałych, zamkniętych w tej nieszczęsnej jaskini. Widziałam tylko wilki bez imion, bez przeszłości. Zagubione w tym wszystkim zupełnie jak ja... Wiedziałam, że przynajmniej z tego względu musimy od teraz trzymać się razem, choćby nie wiem co.

 

-Skąd możemy wiedzieć, czy to nie oni ukradli nam wspomnień?! Co, jeśli to wszystko jest tylko po to, aby nas sobie podporządkować? -wyrzucił z siebie czarny, chudy basior o zielonych oczach.

 

-Też tak myślę... Nie możemy w tej chwili tak naprawdę wiedzieć niczego... Co, jeśli... oni są tymi złymi? Próbowaliśmy uciekać i im zagrozić, dlatego usunęli nam pamięć -stwierdziła szarofutra wilczyca o czarnej grzywce, siedząca obok niego.

 

-A później chcieli wmówić nam, że wszystko jest w porządku i są po naszej stronie... Żebyśmy słuchali i grzecznie siedzieli cicho -w ten sposób nakręcali się wzajemnie.

 

Szepty, szepty, szepty. Atakowały mnie z każdej strony, a ja jako jedna z nielicznych nie miałam pojęcia co myśleć. Mimo wszystko musiałam przyznać im rację... bez wspomnień każda opcja jest możliwa, niezależnie od tego, jakie członkowie Watahy Wilków Burzy wydają się w tej chwili. Ich osobowości mogą zmienić się natychmiast... i chociaż jakoś nie chciało mi się w to wierzyć, fakt był taki, że amnezja nie pozwalała nam oddzielić prawdy od kłamstwa. Mimo to... czułam coś w głębi swojego serca. Jakiś rzeczywisty związek i więź z tym miejscem, którego nie potrafiłam ignorować. Właśnie dlatego, postanowiłam milczeć, czekając na rozwój wydarzeń.

 

-Proszę, przestańcie tak mówić -debatę przerwał głęboki, samczy głos. Wszyscy momentalnie zamilkli, spoglądając powoli w miejsce, z którego dobiegał.

 

Ten tajemniczy, ciemnofutry strażnik. Jego pozycja właściwie nie zmieniła się ani o milimetr od momentu, w którym usiadł w tym miejscu. Mimo jego potężnej sylwetki i dość groźnego wyglądu, wpatrywał się w nas łagodnie. Jego oczy zdawały się ukrywać pewne zmartwienie.

 

-Poważnie, nie macie powodów do takich spekulacji -rzekł, dzielnie znosząc nieufne spojrzenia niemal wszystkich obecnych.

 

-A ty nie byłbyś podejrzliwy na naszym miejscu? Prawdę mówiąc, jesteśmy całkowicie bezbronni. Nie mam zamiaru łykać wszystkiego, co usłyszę o swojej przeszłości, niczym młody pelikan -zagroził wychudzony zielonooki.

 

-Poniekąd to jest zrozumiałe... Domyślam się, że nie przekonam was, skoro nawet alfie nie udało się tego zrobić -strażnik zamyślił się, mrucząc pod nosem z delikatnym uśmieszkiem -Ale nawet jeśli nam nie wierzycie w ani jedno słowo, może zrobicie jednak wyjątek dla waszych własnych imion? -spytał, doskonale wiedząc, że wzbudzi tym nasze zainteresowanie.

 

-Znasz nasze imiona? -łaciata wadera spytała z nadzieją.

 

-Oczywiście. Ty jesteś Lavinia- strażnik uśmiechnął się, unosząc przednią łapę i wskazując na każdego z nas po kolei. Mimo tego pogodnego wyrazu pyska, w jego oczach mogłam dostrzec swego rodzaju smutek... podobnie jak u wszystkich innych. -Obok ciebie stoi Merlin, Kathia, Kira, Savilla, Sunshine, Ayven... a tam dalej siedzi Shira.

 

Odwróciłam się, słysząc ostatnie słowa basiora. Nawet nie zauważyłam, że jedna z nas przez ten cały czas siedziała skulona w rogu, obrócona do wszystkich tyłem. Śnieżnobiała wilczyca otoczyła się swoimi skrzydłami, trzęsąc się i cichutko popiskując. Była to ta sama wadera, którą widziałam na początku. Zrobiło mi się jej szkoda...

 

Już się obróciłam i zrobiłam kilka kroków, by podejść do tej przestraszonej, drobnej istotki, kiedy nagle zatrzymał mnie głęboki głos Tarou. Stanęłam w miejscu i nie drgnęłam nawet o milimetr, wciąż odwrócona do mojego rozmówcy tyłem.

 

-A ty jesteś Alice -rzekł, a ja zastygłam. To słowa były mi takie obce, jednak z jakiejś nieznanej przyczyny po prostu wiedziałam, że kierował je wprost do mnie.


C.D.N.