Niespodziewanie obudziłam się, natychmiast zadając sobie wszystkie podstawowe pytania. Gdzie jestem? Co ja tu robię? I... jak ja mam na imię...?
Zdałam sobie sprawę, że nie wiem zupełnie nic. Otworzyłam gwałtownie swoje oczy koloru... Właśnie... jakiego koloru są moje oczy?
Powoli uniosłam głowę. Leżałam na trawie, pośrodku polany otoczonej lasem i krzewami. Przez moment poczułam delikatny cień dziwnej emocji... Emocji, którą opisałabym jako poczucie przynależności i miłości do wszystkiego, co mnie otaczało, mimo że było mi całkowicie obce. Jednak ta została przyćmiona i zgaszona, tak szybko, jak się pojawiła, przez... strach.
Wokół panował prawdziwy chaos. Wilki krzyczały z przerażenia i dezorientacji. Większość z nich po prostu zaczynała uciekać, jednak pozostałe natychmiast rzucały się w pogoń za nimi... Ja jako jedna z nielicznych po prostu stałam zszokowana na samym środku... Co się działo?
Rozejrzałam się, z przerażeniem zdając sobie sprawę, że nie rozpoznaję żadnego z wilków otaczających mnie. Widziałam tylko, że część z nich była równie przestraszona co ja, a druga część nie pozwalała im uciekać... Przez całkowitą utratę pamięci nie potrafiłam pomyśleć o tej sytuacji inaczej niż o ofiarach i agresorach... Ale ja... kim byłam? Ofiarą czy...
Jedyne co w tamtej chwili wiedziałam na pewno to to, że bałam się i byłam zdezorientowana tym wszystkim, co się wokół mnie działo. Nie znałam tego miejsca, nie znałam tych pysków, nie znałam nawet samej siebie... Sama nie wiedziałam, kim jestem i co powinnam zrobić...
Wtedy przede mną stanął przeogromny kruczoczarny basior. Przestraszyłam się, widząc samą jego potężną sylwetkę. Mimo jego przerażającego wyglądu zwrócił się do mnie całkiem spokojnie.
-Alice, to ja Velgarth -rzekł do mnie, powoli wypowiadając każde słowo, jak to jakiegoś dzikiego zwierzęcia, albo szczeniaka. Spoglądał na mnie swoimi bursztynowymi oczami, jakby był gotowy, że w każdej chwili mogę zerwać się do biegu. Przerażało mnie to tylko jeszcze bardziej...
-Jest... dobrze... -następne dwa słowa wypowiedział przez zaciśnięte zęby, jeszcze wolniej niż poprzednie. Jego ostre, śnieżnobiałe kły wywołały u mnie panikę. Widziałam, że inne wilki uciekają przed pozostałymi, więc ja wiedziona stadnym instynktem w końcu zrobiłam to samo, gdy tylko samiec wykonał krok w moją stronę...
-Szlag! -krzyknął za mną, w momencie, gdy wystartowałam. Basior nie wyglądał na specjalnie szybkiego, jednak okazało się, że ma bardzo dobry refleks. Podejrzewałam, że gdyby już wtedy udało mi się umknąć, na dłuższym dystansie nie mógłby mnie dogonić... Jednak teraz było już za późno. Chwycił mnie zębami za ogon, właściwie od razu, gdy tylko się obróciłam. Natychmiast upadłam. Poczułam jak puszcza pyskiem moje futro, a zamiast tego przyciska je swoją wielką łapą do ziemi. Instynktownie ugryzłam go w tę właśnie łapę, chcąc, aby po prostu mnie puścił. Jednak samiec, jedynie bardziej spiął mięśnie swojego pyska, wykrzywiając go w niezadowoleniu. Poza tym właściwie w ogóle nie zareagował na moją próbę obrony...
-Cholera, uspokój się -burknął jedynie.
Wilk otworzył swój szeroki pysk, kierując zębiska w moją stronę. Zaczęłam się rzucać i miotać jeszcze bardziej, będąc pewna, że zaraz zginę. Wbije swe ostre kły w moją tętnicę, po czym wykrwawię się na śmierć...
Jednak on po prostu złapał mnie za luźną skórę na karku. Niekontrolowany przeze mnie odruch sprawił, że na moment znieruchomiałam. Czarnofutry wilk pociągnął mnie za sobą, a ja mogłam dostrzec wszystko to, co działo się na polance, na której jeszcze przed chwilą stałam.
-Shira, uspokój się! Proszę cię! -usłyszałam płaczliwy krzyk jakiejś innej wadery. Jeden z wielu, które w tamtym momencie wypełniały las. Była jasna, a jej oczy były wypełnione łzami, mimo że właśnie przyciskała drobniejszą samkę do ziemi.
-To ja... Harmony -płakała dalej, w momencie, gdy ta druga panikowała, machając desperacko skrzydłami i próbując odlecieć.
-Nie znam cię! Proszę, puść mnie!!! -do mojej głowy dobiegł pisk, tak wysoki i tak głośny, że przycisnęłam uszy do siebie.
-Przepraszam...! -wilczyca... Harmony wzmocniła swój uścisk -Ale nie mogę pozwolić, byś odleciała w tym stanie...
"Jakim stanie?" -spytałam samą siebie
-Nie puszczaj jej! -jakiś inny brązowo-biały wilk o kolcach wyrastających z grzbietu podbiegł do nich, również przytrzymując skrzydlatą samkę -Już ci pomagam.
Wokół rozbrzmiewało pełno głosów. Było ich tak wiele, że ledwo byłam w stanie rozróżnić każdy z nich i oddzielać pojedyncze słowa od siebie...
"Nie znam cię"
"To ja!"
"Przypomnij sobie"
"Proszę cię"
"Odejdź! Zostaw mnie!"
"Nie!"
"Uspokój się"
"Nie pamiętam!"
"Kim jesteś?!"
Te frazy powtarzały się co chwilę, wypowiadane przez najróżniejsze osoby... Jedne wilki, łapały te drugie, każdego jednego po kolei, robiąc wszystko, by te nie były w stanie opuścić polany. Później ciągnęły lub szarpały się, chcąc zaciągnąć wszystkich w jedno miejsce. Dokładnie tam, gdzie prawdopodobnie ja również zmierzałam.
Jeden basior wystarczył, by mnie złapać, jednak niektórych musiało przygniatać nawet po kilka w pełni dorosłych osobników. To było przerażające... nie miałam pojęcia co się wokół mnie dzieje.
C.D.N.