Tego dnia Lavinia nie za bardzo miała w co włożyć łapy, bowiem wyjątkowo mało się działo cokolwiek. Najpierw na swojej warcie tylko z zajęć była obserwacja lotu pary motyli, na zmianie jako medyk mogła z zajęć odnaleźć sobie układanie ziół bo nie mogła tego nawet nazwać segregacją. Wadera oczywiście nie narzekała ale z drugiej strony cichy głosik z tyłu jej głowy mówił, że to byłoby wspaniale mieć coś znacznie bardziej produktywnego do robienia.
Dlatego słysząc, że Sunshine rusza po kolejną partię ziół w formie zbierania zapasów na zimę, nie w sposób ukrywała swoją radość przy zgłoszeniu chęci pomocy szukania tych skarbów przyrody. Było to przydatne, gdyż każdy z nich znał swoje ścieżki i na nich najlepsze lokalizacje niezbędnych roślin.
W pewnej chwili rozdzielili się na jednym małym rozdrożu, on poszedł na lewo a ona w prawo. Czy to intuicja nakazywała jej nieco dalej wyjść zza drzew? To pytanie pozostawało niewyjaśnione i gwałtownie odsunięte na dalszy plan, ponieważ w polu jej widzenia jeden z wilków opadł na ziemię. Wadera natychmiast zerwała się z miejsca i zaraz znalazła się przy nieszczęśniku. Tym kimś był nieprzytomny Nuka, skąpany we własnej krwi a jego opłakany stan dopełniała wielka dziura na grzbiecie. W miejscu skrzydła...
-SUNSHINE!- Lavinia krzyknęła głośno do kolegi po fachu, który słysząc jej podniesiony głos, co pewnie miało miejsce w watasze pierwszy raz, przyleciał natychmiast.- Weź go na swój grzbiet, kieruj się od razu do jaskini medycznej tak szybko jak możesz.
-A zioła?- Spytał prędko biorąc wilka na siebie.
-Daj mi- szybko powiedziała, wręcz zrywając z niego jego plecak.
Na miejscu oboje znaleźli się po kilku minutach, gdzie to basior ostrożnie zdjął z siebie rannego i położył go na posłaniu. Łaciata nakazała mu od razu sprowadzić Etrię, ponieważ była nieobecna a na pewno i ona zechce zająć się Nuką, w związku z czym to Lavinia musiała wydawać polecenia. Całe szczęście, że Sunshine wypełniał wszystkie powierzone mu polecenia od razu, zaraz znikł z jaskini, by wzbić się w powietrze przed nią.
Lavinia natychmiast zajęła miejsce przy leżącym, starannymi acz szybkimi ruchami oczyściła najpoważniejszą ranę, którą zaraz zabandażowała z uwagi na gwałtowne tempo tracenia przez wilka krwi i dopiero gdy to zrobiła, zajęła się kolejnymi ranami.
Zielarz dalej nie wracał po udzieleniu przez niebieskooką fachowej pierwszej pomocy, co spowodowało, iż samica wdrożyła użycie swojej mocy leczącej: inne rany zaraz się zrosły, małe całkiem zabliźniły ale ta największa...
Sunshine wraz z Etrią wpadli do jaskini po maksymalnie kolejnych pięciu minutach w momencie, gdy łaciata właśnie ocierała sobie strużkę krwi, która wyciekła z jej nosa.
Uzdrowicielka na pytanie co się stało i o stan pacjenta dostała rzetelną odpowiedź drugiej samicy na tyle, ile jej wiedza pozwalała.
-Mniejsze rany nie stanowią zagrożenia ale ta na grzbiecie...- Lavinia nie dokończyła przy przeniesieniu wzroku na nieprzytomnego.
Nie mogła nic poradzić. Nie mogła zrekonstruować utraconego skrzydła. A jednak obwiniała się za to.
Nuka tam leżał w bandażach, pozbawiony przytomności, po utracie sporej ilości krwi i bez wspaniałego skrzydła.
KONIEC