Odetchnęła z ulgą, że mówienie ma już za sobą i przysiadła ostrożnie zaraz przy brzegu. Gdy Harmony usiadła obok, białofutra położyła się i wyciągnęła łapki wprzód, a jezioro, jakby ciesząc się z jej obecności, delikatnie obmywało je w rytm spokojnych fal, niesionych przez lekką, rześką bryzę. Nawet nie drgnęła, kiedy jej towarzyszka uczyniła dokładnie to samo (a był to ogromny sukces, zważając na to, że zwykle trzęsła się przed każdym, nawet najmniejszym robaczkiem czy głośniejszym dźwiękiem). Mogła wpatrywać się w taflę wody i wyciszyć, a to sprawiało, że czuła się nadzwyczaj spokojnie i czysto, jakby jej umysł stawał się jasny i beztroski, gdy tylko spojrzy na tę równie czystą i nienaruszoną wodę. Zaczęła kołysać się powoli, w akompaniamencie melodii, jaką tworzył szum fal.
– Wo-woda jest taka… Taka uspokajająca – westchnęła cichutko, prawie bez zająknięcia.
Mogła przysiąc, że miała wrażenie, iż Harmony się uśmiecha.
Jednak zamiast tego skupiła się całkowicie na wodzie. Powoli, w takt bujania waderki, z wody zaczęła wyłaniać się i formować cienka, wodna macka, tańcząca razem z nią. Przez chwilę odgrywała samotny popis, a później dołączyła do niej druga i dokazywały razem, w duecie. Ich ruchy, kierowane przez Shirę, przywodziły na myśl balet, a wijąc się, tworzyły melodię podobną do tej granej przez strumyki, czy małe, górskie potoki.
Nagle poczuła oddech przy swoim uchu.
– Ślicznie.
Sierść na jej karku zjeżyła się, powietrze stanęło jej w płucach, a serce wystrzeliło jak z procy, kłując ją w pierś jak igła, za każdym razem, gdy uderzało coraz szybciej i szybciej. Wodne tancerki rozprysnęły się, zlewając z całym jeziorem, tonąc z powrotem pod jego taflą.
Kiedy Harmony się przysunęła? Długo leżała tak blisko? Shira nie zwróciła uwagi, była całkowicie skupiona na wodzie. A co jeśli ona patrzyła… Na nią?
Poczuła się okropnie skrępowania, jakby wokół klatki piersiowej owinęły się uzbrojone w cierniste kolce pnącza, a ona starała się oddychać coraz bardziej łapczywie i panicznie, aż dało się usłyszeć świszczenie. Każdy kolejny wdech zaczął sprawiać ból i trudność, jakby była pod wodą. Błądziła nieobecnym wzrokiem po swoich łapach, bojąc się spojrzeć gdziekolwiek indziej. Zaczęła drżeć, dusząc się własną paniką.
– Shira, Shira!
Oderwanie od dopiero co stworzonej, własnej klatki z prętami zrobionymi z paniki, odcinającej ją od rzeczywistości.
– No już, spójrz na mnie.
Kojący, zawsze tak samo spokojny głos.
Dotknięcie jej łapy, delikatny uśmiech. Wspólny wdech, sprawiający, że wszystko wróciło do swojego tempa.
Znowu. Znowu wpadła w panikę zupełnie bez wyraźnego powodu. Zrobiło jej się głupio, wstyd zalał jej pyszczek. Schowała go w miękciejszym futrze na piersi.
– P-przepraszam! – pisnęła.
– Za co?
Za co? Za to, że Shira piszczy ze strachu, kiedy tylko ją spotka. Za to, że wpada w panikę, kiedy tylko jej dotknie, nawet przypadkiem. Za to, że potrafi się wystraszyć nawet wtedy, kiedy Harmony coś głośniej powie. Ba, nie musi być nawet głośno! Też za to, że jest przy niej taka niezręczna. Że nie umie żyć w społeczeństwie.
Jak to wyjaśnić jakoś krócej?
A, i za to, że nie potrafi niczego powiedzieć bez jąkania.
Drgnęła, przestraszona tym, że w końcu będzie musiała jakoś odpowiedzieć. Westchnęła ciężko, próbując zebrać się w sobie.
– Za… Za pa-pa-nikę…
C.D.N.
<Harmony?>