UWAGA, MOŻLIWE DRASTYCZNE SCENY
Skrzydlaty basior nigdy nie przepadał za ludźmi. Szczerze mówiąc, nienawidził ich z całego serca, mimo że nie miał ku temu żadnego powodu. Podświadomie zawsze wiedział, że kiedyś – w czasach, których nie pamiętał – ludzie go skrzywdzili. Czuł do nich niewyjaśnioną dotąd odrazę.
Teraz przynajmniej miał ku temu powód.
Zakradanie się pod wioskę ludzi to nigdy nie jest dobry pomysł. Każdy wilk to wie, ale co ciekawsi robią to tak czy tak. Zazwyczaj wychodzą z tego bez szwanku, więc dlaczego jemu miałoby się coś stać? Sposób myślenia skrzydlatego basiora zupełnie nie pasował do jego chłodnej, rozważnej oceny sytuacji jak zazwyczaj. Nie wiedział co w niego wstąpiło. Nagle uznał, że potrzebuje dostarczyć sobie adrenaliny, i pierwszą jego myślą było poobserwować ludzi w wiosce. Ludzie, mimo że ich zdecydowanie nie lubił, z jakiegoś powodu go fascynowali. Budynki przez nich stawiane, zaawansowana broń i to, że podporządkowali sobie właściwie cały świat – mimo niechęci do ich gatunku, Nuka musiał przyznać, że ludzie osiągnęli ogromny sukces w rozwoju ich społeczeństwa.
Z czystej więc ciekawości i potrzeby spontaniczności, basior udał się na skraj lasu. Osada ludzi znajdowała się tuż przed nim. Usiadł więc na ziemi i zaczął obserwować. W nocy większość ludzi spała, jednak paru z nich stało na warcie, rozglądając się naokoło i rozmawiając ze sobą po cichu. U ich stóp wiernie leżały psy myśliwskie – to zjawisko zawsze dziwiło Nukę. Oswojenie psów przez ludzi było kontrowersyjnym tematem wśród wilków, jako że każdy miał na ten temat swoje własne, odmienne zdanie. On osobiście nie czuł specjalnej niechęci do oswojonych przez ludzi zwierząt, jednak nie do końca rozumiał, jak mogą być im tak wierne. Potrafił pojąć pewnego typu współpracę – ludzie zapewniali psom pożywienie i miejsce do spania, ale poza tym nie widział żadnego sensu w przywiązywaniu się do człowieka. Przynajmniej nie w takim stopniu.
Zamyślony basior ledwo zauważył psy pędzące w jego kierunku. Głośno ujadając, rzuciły się na wilka, chcąc go przegonić ze swojego terytorium.
Jak mógł na to pozwolić?
Psów było za dużo. Nawet dumny ze swoich umiejętności walki złotooki musiał to przyznać. Nie poradzi sobie z nimi. Basior instynktownie ruszył biegiem, szykując się do wzbicia w powietrze, gdy jego bok przeszył ogromny ból. Jeden z psów zębami wręcz oderwał jego prawe skrzydło. Zszokowany, przystanął na chwilę. Wpatrując się w ranę pozostałą po utracie skrzydła ocknął się dopiero, gdy inny przeciwnik zaatakował jego lewą łopatkę. Ból zmusił go do ruchu. Szok i adrenalina nie pozwoliły Nuce się nad tym zastanawiać. Wiedział jedno – musi uciekać.
Już nie skrzydlaty, a jednoskrzydły wilk z wysiłkiem starał się zgubić goniące za nim psy myśliwskie. Ludzie, ich właściciele, biegli tuż za nimi, więc pod żadnym pozorem nie mógł dać się złapać. Wystarczyło mu już praktycznie w całości odgryzione mu przez psy skrzydło i rana na łopatce, przez które ledwo był w stanie biec. Z każdym krokiem tracił siły, a jedynie adrenalina popychała go do przodu. No cóż, również jego duma nie pozwalała mu się poddać. Już i tak zszargana po walce z psami starała się przynajmniej utrzymać go przy życiu. W tym momencie Nuka sam sobie dziękował za swoje duże ego. Łapy basiora powoli odmawiały mu posłuszeństwa. Utrata krwi dawała mu się we znaki, a on sam stracił mnóstwo niezbędnej energii podczas walki. Złotooki przystanął na chwilę. W głowie mu bębniło, ledwo widział co się znajduje naokoło niego. Trzęsące się łapy i nieznośny ból wcale nie ułatwiały sprawy. Ale do terenów watahy zostało mu tak niedaleko...! Nie mając siły na bieg, wilk powoli, krok po kroku poszedł przed siebie. Nie słyszał już goniących za nim psów, ale z drugiej strony nie słyszał już niczego innego – równie dobrze mógł zostać zaatakowany w każdej chwili, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Nie chciał tego przyznać, jednak w tym stanie nie byłby w stanie poradzić sobie nawet z wściekłym lisem. Wdech. Wydech. Jedna łapa, później druga. Basior poczuł znajomy zapach. Kto to był? Jest już na terenie watahy? Rozejrzał się naokoło. Ledwo był w stanie odróżnić sylwetkę wilka kilkadziesiąt metrów od niego. Przynajmniej miał nadzieję, że to wilk. I że to ktoś, kto mu pomoże.
Nie mogąc wydobyć z siebie słowa, złotooki upadł na ziemię. Jeśli to faktycznie wilk, to usłyszy dźwięk jego upadającego ciała. Czy mu pomoże, to się zobaczy.
„Chyba mogę sobie już odpuścić, co?” pomyślał jednoskrzydły, zamykając oczy i oddając się w objęcia Morfeusza.
C.D.N
<Lavinia?>