· 

Niespodziewane starcie

Ciepły, lipcowy dzień był dla Nasari dość zapracowany i chaotyczny, ale też zawierał ważną dla niej i Leilani zmianę. W związku z przeniesieniem się do nowej jaskini trzeba było pożegnać wcześniejszych współlokatorów i zebrać wszystkie swoje rzeczy...

 

W jaskini tysiąca wodospadów Nasari znalazła idealne miejsce na legowisko swoje i córki, a także inną, mniejszą jaskinię, która świetnie nadawała się na miejsce do praktykowania magii. Była bardzo zadowolona z tego wyboru. Obie wadery będą mogły podziwiać mieniące się wszystkimi kolorami tęczy wodospady, w gorące dni chłodzić się w jeziorze, a w nocy zasypiać przy relaksujących szumach wodospadów. Nasari potrzebowała pomocy przy przenoszeniu swojego sprzętu i różnych składników, lecz nie chciała nikomu zawracać głowy. Na szczęście jej córka zawsze była chętna do niesienia pomocy, szczególnie swojej matce. Teraz Nasari sprawdzała listę wszelkich składników potrzebnych do wszelakich mikstur i innych magicznych tworów, aby wiedzieć co się jej skończyło. Leilani tymczasem zajęła się dokładniejszym eksplorowaniem jaskini. Biegała w te i we w te, chcąc sprawdzić każdy zakamarek i wtykając wszędzie swój mały nosek. Od czasu do czasu dało się słychać pluskanie, gdy Leilani wbiegała do wody. Jak tylko dowiedziała się, że będzie mieszkać w jaskini z jeziorem i niezliczoną ilością wodospadów ogarnęła ją typowa dla niej radość, a raczej euforia.

Nasari w tym czasie dalej sprawdzała swoją listę.

 

- Hmmm... Dobra po złocieńce na bagna pójdę jutro, tylko co z magmą? Hmm... chyba pojutrze wybiorę się na wulkaniczne zbocze- mruczała pod nosem, probując wszystko dokładnie zaplanować- Brakuje jeszcze irysów... w sumie mam pomysł!

Chciała jeszcze dzisiaj gdzieś wyjść ze swoją córką. Bała się, że Leilani za bardzo przywiąże się do jaskini i nie będzie chciała wogóle wychodzić. A wyjście po irysy dobrze im obu zrobi.

- Aniołku!- zawołała swoją córkę.

Leilani po chwili przybiegła i stanęła przed swoją matką.

- Coś się stało?- spytała Leila.

- Sprawdziłam wszystkie składniki i wiem już jakich mi brakuje, dlatego teraz możemy wybrać się po irysy- odparła Nasari.

Waderka kiwnęła głową na znak zgody. Nie wiedziała jak wyglądają i jakie dokładnie mają właściwości, no ale jeśli jej matka ich potrzebuje to przy okazji dowie się czegoś ciekawego. Czarnofutra uśmiechnęła się i obie skierowały się w stronę wyjścia. Było to późne popołudnie, a słońce wesoło świeciło nad ich głowami.

- A gdzie rosną te całe irysy?- zapytała Leila.

- Widziałam je chyba w zapomnianych ruinach- powiedziała Nasari spoglądając troszkę niepewnie w kierunku ruin- to takie niewielkie, niebieskie kwiatki. Na pewno je rozpoznasz.

- A mogłybyśmy polecieć?

- Leniuch- zaśmiała się czarnofutra.

- To nieprawda! Ja po prostu lubię latać!

 

Nasari dalej się śmiała, ale ostatecznie przystała na prośbę swojej córki. W końcu przydałoby się trochę wyprostować skrzydła. Leilani wspięła się na grzbiet różowookiej i gdy tylko obie upewniły się, że dobrze się trzyma, Nasari przystąpiła do lotu. Dzień był tylko delikatnie wietrzny, więc lot należał raczej do tych spokojniejszych. Mała Leilani bardzo lubiła podróżować na grzbiecie swojej matki, szczególnie gdy ta latała. Było pewne, że gdyby miała skrzydła cały czas poruszałaby się w powietrzu. Już od dłuższego czasu mówiła jak bardzo żałuje, że ich nie posiada. Możliwość swobodnego szybowania w powietrzu wydawała jej się fascynująca.

 

Wylądowały w Zapomnianych Ruinach i Leilani zeskoczyła na ziemię. Już wtedy widać było, że przyjście tutaj było strzałem w dziesiątkę. W trawie, wśród ruin można było dostrzec niewielkie skupiska pięknych, lazurowych irysów. Miejsce to nie było dobrze zawiedzone przez Nasari, lecz mimo to nie czuła żadnego zagrożenia. Z tego co słyszała w ruinach nie ma żadnych istot, które szczególnie zagrażałyby wilczym mieszkańcom Doliny Burz. Razem z Leilą zabrały się więc do zbierania irysów. Szybko zebrały te, które były w zasięgu ich wzroku i zaczęły się rozglądać, gdzie jeszcze mogą być. W końcu ustaliły prosty schemat działania. Leilani znajdowała nowe miejsca z irysami, a potem razem z różowooką kontynuowały zbiory. W końcu jednak mała wilczyca zaczęła mieć problemy ze znalezieniem tych małych, aczkolwiek pięknych kwiatów. Nie do końca wiedziała, gdzie już szukała, a gdzie nie.

 

- Może tam jest jeszcze trochę!- zawołała Leilani i biegiem ruszyła przed siebie.

- Poczekaj!- krzyknęła Nasari po czym ruszyła za swoją córką.

Leilani, jak na młodą waderkę przystało, rozpierała energia. Biegła szybko niczym gepard, a czarnofutra próbowała ją dogonić. W końcu jednak na moment straciła ją z oczu. Zwykle wracała z powrotem po kilkunastu sekundach, ale ta nieobecność trwała wyjątkowo długo. To bardzo zaniepokoiło Nasari.

- Leilani!- zaczęła nawoływać.

 

Najpierw odpowiedziała jej głucha cisza, lecz po chwili usłyszała krzyk. To była Leila! Nie minęła chwila, a Nasari biegnąc w kierunku dźwięku wyskoczyła zza drzewa. W międzyczasie zorientowała się, że biegnąc w tamtym kierunku stopniowo robiło się coraz ciemniej, a otoczenie trochę się zmieniło. Trawa nieco ściemniała i nie miała już tak żywego, zielonego koloru jak wcześniej, i nigdzie nie widziała nawet śladu irysów. Drzewa z kolei wyglądały jakby nie wiadomo jak straszny demon wyssał z nich życie oraz ich piękno, zostawiając tylko poszarzały pień z kilkoma wetkniętymi w niego gałązkami. Spodziewała się zastać na miejscu krzyków coś strasznego, lecz ten widok przerósł jej najśmielsze oczekiwania. Jej mała córka wisiała do góry nogami, trzymana za łapy przez... no właśnie! Co to był za szkodnik?!

Łapki Leilani trzymały pnącza wychodzące z pobliskiego, brudnego stawu. Z tego samego zbiornika wynurzone było też pewne skupisko pnączy z dwiema świecącymi na żółto kropeczkami, mającymi służyć stworowi do widzenia. W Nasari, mimo paniki, coś jednak pękło. Jakby nagle wściekłość wzięła górę nad jej strachem i powiedziała "Dobra, zamknij się! Teraz JA mowię!"

 

- Oddawaj moją córkę, albo wyrżnę cię z korzeniami!- ryknęła w stronę potwora.

Leilani miała łzy w oczach, a z jej wyrazu pyszczka wyraźnie wynikało, że najchętniej jeszcze by sobie pokrzyczała. Ale przerażenie skutecznie uniemożliwiał jej wypowiedzenie choćby jednego, najkrótszego słowa lub jednego krótkiego, ale głośnego krzyku. Chciała się wyrwać, wiercić, aby spróbować się jakkolwiek uwolnić, ale po prostu nie mogła. Strach sparaliżował ją po całości. Sam stwór nie wyglądał jednak jakby zamierzał odpuścić. Wręcz przeciwnie, z wody wynurzyły się kolejne pnącza chcące dopaść Nasari. Używając swoich magicznych sztuczek, szamanka rozpłynęła się w cieniu, aby po chwili pojawić się tuż obok szczenięcia i przegryźć pnącza trzymające Leilani. Ta upadła na ziemię i czym prędzej odbiegła od potwora, chowając się za drzewem, zza którego nie tak dawno wyskoczyła jej matka. Obserwowała co się dzieje, czekając aż ta wróci. Lecz tym razem to właśnie nasza czarnofutra wpadła w tarapaty. Przez jej nieuwagę, bądź spryt potwora, jedno z pnączy dopadło ją. Leżała na ziemi z wbitymi pazurami w ziemię, czując silny ucisk na swojej lewej, tylniej łapie.

 

- Leila, uciekaj!- krzyknęła Nasari.

 

Ta jednak stała jak słup soli. Strach kompletnie ją unieruchomił, a wzrok nadal był wlepiony w oczy przerażonej matki. Co miała zrobić? Zostawić Nasari i pobiec po pomoc? Przecież nie wiedziała gdzie znajduje jakikolwiek wilk, a dojście do jaskini przejścia zajęło by jej zbyt wiele czasu! Widząc jednak, że potwór zamierza ją dopaść, postanowiła działać. Wzięła jeden z leżących tuż obok niej szarych, kanciastych kamieni i cisnęła nim prosto w oko bestii. Łeb stwora zanurzył się trochę głębiej w zielono-czarnej wodzie. Leilani uznała to za dobrą taktykę, a widok lekko speszonego potwora dodał jej nieco otuchy i pewności siebie. Podbiegła bliżej z kolejnym, nieco większym i bardziej czarnym, kamieniem. Rzuciła nim tym razem w drugie oko potwora, który zaczął coraz bardziej cofać się w głąb stawu.

Tymczasem Nasari poczuła, że pnącze na jej łapie powoli się rozluźnia. Poczekała na odpowiedni moment i wyrwała się. Poczuła wtedy silny ból w łapie, ale nie zamierzała z tego powodu się poddać. Mimo obrażeń migiem podbiegła do Leilani, wzięła ją za luźne futro na karku i odleciała do góry. Jej córka w ostatniej chwili zdążyła jeszcze chwycić w pysk bukiecik irysów. Nasari odwróciła się jeszcze by sprawdzić co się dalej dzieje z potworem. Ten patrzył się na nich podłym wzrokiem, burknął coś i całkowicie znikł pod taflą wody.

 

- I nie wracaj głupi chwaście!- krzyknęła Leilani w stronę stwora, pilnując, aby w jej pyszczku dalej znajdowały się zebrane wcześniej irysy.

 

Wtedy też czarnofutra zrozumiała skąd owe stworzenie się wzięło. Okazało się, że razem z Leilani podeszły do granicy Zapomnianych Ruin, gdzie zaczynały się bagna. Teraz to wszystko miało sens.

Nasari czym prędzej odleciała z miejsca zdarzenia. Leciała tak szybko, że dało się słyszeć głośny świst, a sama miała wrażenia jakby jej skrzydła cięły  powietrze na pół. W dalszym ciągu była przerażona, podobnie z resztą jak Leilani. Gdy już doleciały do jaskini usiadł razem przy jeziorku i w milczeniu wpatrywały się to w siebie, to na bukiecik lazurowych kwiatów, który Leilani położyła obok Nasari. Ona sama włożyła swoją obolałą, tylnią łapę do chłodnego jeziora. Pod jej krótką szczeciną wyraźnie widać było siniaka wokół całej łapy. Na szczęście Leilani nie odniosła żadnych poważnych obrażeń.

Emocje zaczęły jednak w końcu opadać i pierwsza odezwała się Nasari:

- Jestem z ciebie dumna, Aniołku.

- Ze mnie?- spytała nie kryjąc zdziwienia- ale to ty mnie uwolniłaś od tej poczwary!

- A ty uwolniłaś mnie...

Znów nastała niezręczna cisza. Leilani jednak przerwała ją, z dumą mówiąc:

- Jesteśmy najlepsze!

 

Nasari zaśmiała się głośno, głaszcząc swoją córkę po główce, delikatnie czochrając jej włosy. Czarnofutra zawsze miała talent do pakowania się w kłopoty i wychodzenia z nich w miarę bez szwanku, ale nigdy nie sądziła, że w ten sposób narazi też innych na niebezpieczeństwo. Nie kryła jednak dumy ze swojej córki.

 

- Może jednak zostanę wojownikiem?- spytała Leila- Byłabym jak wujek Connor!

- Jeszcze się nie zdecydowałaś?- zdziwiła się Nasari.

- Oj, no bo to nie jest takie proste! Każda profesja ma w sobie coś ciekawego. Wybór jest po prostu za duży!

 

Wilczyca uśmiechnęła się i powiedziała spokojnie:

- Ostatecznie masz jeszcze trochę czasu...

Leilani odwzajemniła ciepły uśmiech, ukazując swoje śnieżnobiałe uzębienie.

- Myślisz, że byłby ze mnie dobry wojownik? - zapytała nagle z dużą dozą niepewności.

- Dlaczego pytasz?

- Oj no bo zobacz. Gdy ja byłam w niebezpieczeństwie ty od razu wściekle ruszyłaś na tego szkodnika, a gdy ty miałaś kłopoty to co ja zrobiłam? Stałam jak świeczka, dygocząc ze strachu i jeszcze cała zalana łzami jak jakaś beksa! A ty musiałaś czekać!

Nasari objęła ją skrzydłem i spokojnie powiedziała:

- Naprawdę myślisz, że praca wojownika polega na nieustannym tępieniu wrogów bez emocji? Że wojownik nie może odczuwać strachu? Choć nie jestem wojownikiem mogę ci powiedzieć tylko jedno- odwaga to nie wszystko. Każdy odczuwa strach i to jest coś naturalnego, czego nie należy się wstydzić. Może i płakałaś ale ostatecznie podjęłaś dobre kroki, aby mnie uwolnić. Gdybyś w taki sposób walczyła w przyszłości nikt by cię nie osądzał za takie okazywanie emocji. A następnym razem jeśli już kiedyś będziesz musiała kogoś ratować, choć wolałabym żeby do takiej sytuacji nie doszło, spróbuj zamienić swój strach we wściekłość. Ja taką metodę stosuje. No bo chyba nie myślisz, że się o ciebie nie bałam?

Leilani słuchała uważnie swojej matki, a po tej dawce informacji i rad było jej nieco lepiej.

- A tak poza tym- powiedziała Nasari i pochyliła się nad swoją córką, aby szepnąć jej na ucho- Connor boi się żab.

 

Mała wadera popatrzyła zdziwiona na Nasari. Patrzyły się na siebie nawzajem przez kilka sekund, po czym razem wybuchły głośnym śmiechem.

- Naprawdę?!- spytała Leilani z trudem łapiąc oddech.

- No naprawdę! A zobacz jaki z niego dobry wojownik!

- Ale czemu się ich boi?

- Czy ja wiem? Zawsze tłumaczył mi i Larocie, że wzrok jakim patrzą się na niego żaby wysysa mu duszę- odparła Nasari i mruknęła jeszcze pod nosem- A ponoć ja mam bujną wyobraźnię...

Leilani pomyślała chwilkę, po czym spytała:

- A ty się czegoś boisz?

- Hmm... Tak najbardziej to chyba ciemności

Mały szczeniak znów zatopił się w głąb swoich przemyśleń i spytał:

- No ale jeżeli każdy się czegoś boi to czemu nie spróbować tego zwalczyć?

- Widzisz Aniołku, życie nie jest takie proste. Oczywiście, można próbować, ale efekt nigdy nie będzie widoczny od razu. Do tego trzeba czasu, wytrwałości i chęci. Większość się po prostu w pewnym momencie poddaje.

 

Leilani pomyślała chwilkę, ale swoje przemyślenia postanowiła zostawić dla siebie. Jako iż jej matka nie miała z tym żadnego problemu obie przeszły do porządku dziennego. Resztę dnia Nasari spędziła wygrzewając się na słońcu, a jej córka szalejąc w wodzie. W pewnym momencie jednak różowooka przypomniała sobie o swoich jutrzejszych planach.

- I ja mam jutro iść po złocieńce na bagna, tak?- pomyślała, drżąc na myśl o ponownym spotkaniu z potworem- to ja już chyba wolę kolejny tor przeszkód stworzony przez Celest...

 

KONIEC