· 

Niespokojne serca 7

Dzień był stabilny.

Sam poranek rozpoczął się spokojnym, iście relaksacyjnym tonem nieoficjalnej rutyny.

A jednak coś ją gryzło, niczym niejaka zapowiedź nadchodzących wydarzeń. Nie były one w żaden sposób negatywne w odczuciu, bardziej odczuwała je jako neutralny dyskomfort. Wadera w tamtej chwili nie wiedziała, jak bardzo szósty zmysł usiłował ją przestrzec przed tym, co dopiero później nastanie.

Lavinia westchnęła cicho przy przymknięciu funkcjonalnego oka z lekko opuszczoną głową. Odnosiła wrażenie, że tylko na jej wartach jest stanowczo aż zbyt spokojnie, ponieważ podczas wykonywania swoich powierzonych obowiązków, mogła się spokojnie założyć, że przynajmniej na 80% czasu pracy, nie napotka żadnego wilka z watahy, czasem tylko jakaś drobna zwierzyna lekko hałasowała, jak gdyby powiązane żywioły z jej własnym chciały ją podnieść na duchu i dotrzymać jej towarzystwa w pewnego rodzaju. Tym razem, na horyzoncie radośnie fruwał pewien motyl, którego skrzydła były bardzo bogate we wspaniałe barwy. Szczególnie uderzyło ją rozczulenie na widok zielonego akcentu.

"Oczy Merlina mają fascynujący odcień" pierwsze co jej przemknęło w głowie jako myśl, na co zaraz gwałtownie się zarumieniła i pokręciła głową. Dlaczego nagle pomyślała o nim?

Łaciata w pewnej chwili z niejakim strachem stwierdziła, że ostatnimi czasy coraz częściej o pewnym czarnym wilku. Chociaż spędzali od początku razem sporo wolnego czasu i byli w ciepłych stosunkach, Livi ubzdurała sobie, że nie ma prawa tak o nim myśleć, pewnie za łatwo się przywiązuje do wilków, które obdarują ją dobrocią, na jaką nie zasługuje.

Przeniosła wzrok na niedaleką wodę, która była w zasięgu wzroku ale jednak nie była na ryle blisko umiejscowiona w odbiorze samicy. Chociaż pływać umiała tak do głębszej wody za nic się nie zbliżała, jeśli jednak widziała kogoś w takiej sytuacji, bacznie w pełnym skupieniu obserwowała go, by w razie nagłej potrzeby rzucić mu się na ratunek.

Gdyby "wtedy" tak by postąpiła, wszystko potoczyło by się inaczej a Ona byłaby bezpieczna...

Uszy wadery nagle się poruszyły, wychwytując z daleka wolno poruszającą się postać. Z niejakim zdumieniem zorientowała się, że Merlin, bo od razu rozpoznała chód i specyficzny sposób przenoszenia ciężaru ciała, wyjątkowo dziś wydawał się być "mocno nie w sosie", jak kiedyś miała okazję usłyszeć to porównanie. Nie minęła minuta a stojąca na warcie w Płomykowym Lesie stała naprzeciw chudego wilka.

- Vini, proszę spędź ze mną choć chwilę.

Jeszcze nigdy, powiadam nigdy, wadera nie była tak "przywitana", zatem nic dziwnego, że nieco się zmieszała. Widząc jednak pewnego rodzaju rozpaczliwą prośbę w spojrzeniu tych elektryzujących zielonych tęczówek, niepewnie kiwnęła głową na znak zgody. Zresztą, każda okazja pomocy jest dobra, prawda?

-Co się stało?- Zapytała cichym acz kojącym głosem, gdyż nie musiałaby być geniuszem by stwierdzić, iż Merlin zwyczajnie jest niespokojny. Nawet gdy zaraz usiadł na jej delikatny znak łapą, a to wbijał pazury w glebę czy koniuszek ogona nerwowo podrygiwał.

-To zdecydowanie nie jest mój dzień, wszystko się... czego dotknę, wszystko niszczę- wymamrotał końcówkę. Samica odczuła to jako jego powstrzymanie się od rzucenia obelgi, którą w ostatniej chwili zmienił na łagodniejsze określenie z uwagi na fakt obecności łaciatej. W głębi serca była poruszona jego zachowaniem, że nie starał się ukryć podenerwowania dla ogłady w jej towarzystwie, z drugiej jednak strony czy zasługiwała na to, na jego zaufanie?

Jego ciężkie westchnienie spowodowało, iż zaraz znowu spojrzała zatroskana na niego. Tym razem jego głowa smętnie wisiała nisko nad ziemią, same barki wyglądały niczym faktycznie dźwigały ogromny ciężar. Sam widok ściskał biedne serduszko.

Ostrożnie uniosła łapę bogatą w blizny, którą umieściła na jego łopatce, tym samym nieśmiało dając mu znać o zmianie pozycji. Czarny spojrzał na nią nieco zmieszany ale spełnił jej prośbę i zaraz już leżał z głową opartą na swych przednich łapach. Samica bardzo powoli zajęła bardzo podobną pozycję, jednak jej głowa się unosiła nad nim. Po raz kolejny, nieśmiałym ruchem podniosła łapkę i teraz delikatnie umieściła ją na jego czuprynie, w celu lekkiego pocierania.

-Oddychaj spokojnie, skup się tylko na tym- szepnęła do niego przy obserwacji głaskania jego futra między uszami. Nawet nie zamierzała spojrzeć niżej, ku jego oczom, gdyż czuła, że jeśli to zrobi, zwyczajnie skapituluje przez zawstydzenie. Nim się zorientowała, nuciła bardzo cicho losowe nuty, które pochodziły z pewnej kołysanki, którą usłyszała za czasów szczeniaka i czasem stosowała w stosunku do Elyon.

Już zaraz czuła, jak basior stopniowo rozluźnia napięte mięśnie i oddycha stabilniej, skupiając się faktycznie na tym, co zaleciła. Kontynuowała tą czynność blisko dwie minuty, aż w końcu sama się lekko spięła na to, na co spróbowała się odważyć. Wadera niepewnym i nieśmiałym ruchem położyła własny łeb na czubku samca, a ta łapa, którą go głaskała, przeniosła się kawałek niżej i teraz lekko głaskała, wręcz masowała mu kark, schodząc aż między łopatki. Gwałtownie poczerwieniała słysząc jego westchnienie pełne ulgi i poczucia komfortu.

-Na wszystkich bogów- prawie że jęknął.- Dziękuje ci Vini.

-N-nie ma sprawy. Cieszę się, że mogę ci pomóc.

-Co ja bym bez ciebie zrobił?

-Pewnie to samo, tylko z innym wilkiem- cicho zażartowała, na co on natychmiast podniósł głowę, szybko nią przekręcając.

-Co? Nie!

I dopiero gdy nawiązali kontakt wzrokowy, dotarło do nich, jak blisko siebie się znajdują, co speszyło samicę, która zarumieniła się na nowo i nieśmiało uciekła spojrzeniem w dół, ku trawie na której oboje leżeli.

-Vini ja...- Merlin chciał coś zacząć ale nagle się wycofał, jakby od razu zmienił zdanie. Westchnął po czym ponownie się odezwał głosem z subtelną nutą zdenerwowania.- Tylko z tobą mam tak dobrą relację, z nikim innym tak dobrze mi się rozmawia jak z tobą. Choćbym zamierzał spróbować, to się nigdy nie zmieni.

-Mam to samo w stosunku do ciebie, Merlinie- odezwała się cichutko nie nawiązując na nowo kontaktu wzrokowego z uwagi na falę nieśmiałości, która ją zalała.

Podświadomie czuła, że chciał innego kontaktu fizycznego w postaci uchwycenia jej łapy ale znowu się powstrzymał. Jednak czarny wilk znowu westchnął i oparł łeb na łapach, co łaciata odebrała jako znak do powrotu czynności, na jaką się sama z siebie odważyła w stosunku do niego.

Niczym na zawołanie, jej głowa ponownie delikatnie się opierała o jego przy lekkim głaskaniu go po karku, czując narastające u niego rozluźnienie.

-Lepiej się czujesz?- Livi zapytała się go cicho po kilku minutach, którym bliżej było do kwadransa.

-Tak- wymruczał Merlin.

-Mam kontynuować?

-... A mogłabyś?

Słysząc jego nieśmiałą prośbę, zachichotała cicho, tym samym zgadzając się na spełnienie ów życzenia.

 

C.D.N

<Merlin?>