· 

Kwiaty Jaśminu #1

Samotne noce spędzone na treningu były jednymi z ulubionych chwil ciemnofutrego basiora. Las chronił Nukę odkąd pamiętał, dzikie strumienie były symbolem życia, a noc i gwieździste niebo koiły jego umysł i ciało, skrywając go w swej łagodnej ciemności. Zwierzyny również mu nigdy nie brakowało, jakby leśne duchy i bogowie czuwali nad nim, gdy tylko ten zwracał się do nich o pomoc. Nic dziwnego więc, że basior tak bardzo przywiązał się do tego magicznego miejsca. Leśne Wrota witały go swoim wyciszeniem i harmonią. Las otulał go swym ciepłem i zapewniał bezpieczeństwo, za którym wilk gonił przez całe swoje życie. Członkowie watahy sprawiali że czuł się pewnie, ale to w samotności, w tak drogim dla niego miejscu przypływało do niego błogie uczucie równowagi i spokoju.

 

Basior spojrzał w dół. Strumień wody wraz z prądem niósł życie dla wielu zwierząt i roślin zamieszkujących te okolice. Wilk wsłuchał się w kojący odgłos chłodnej wody, która obijała się o jego łapy, by później dalej odbyć swoją wędrówkę w dół strumienia.

 

- Tak jak ta woda płynie z prądem, tak i ja płynę przez swoje życie – Skrzydlaty wilk wyszeptał afirmację. Był pewien że usłyszał ją od kogoś dla niego ważnego. Wiele razy zastanawiał się nad tymi słowami. Rozumiał jej zamysł, jednak ten, od kogo ją usłyszał, na pewno był dużo mądrzejszym wilkiem od niego samego.

 

Basior otworzył oczy. Dał sobie chwilę by przyzwyczaić się do otoczenia.

 

- Dziękuję – Szepnął po cichu. Podziękowania skierował w stronę wody – Sam nie wiedział dlaczego, ale czuł wdzięczność za tą krótką, pełną spokoju ducha chwilę.

 

Wilk przeciągnął łapy, wyszedł ze strumienia i powolnym truchtem udał się w stronę Ruin. Po pewnym czasie przyspieszył, później coraz bardziej i bardziej się rozpędzał, aż biegł przez las niemal sprintem. Brakowało mu tego. Tego uczucia wolności i zupełnego spokoju, którego nie czuł od dawien dawna. Łapy same prowadziły go w dobrze znanym mu kierunku, lekko odbijając się od ziemi i przeskakując nad konarami i skałami, niosąc skrzydlatego przed siebie. Płuca basiora piekły, a oddech przyspieszył jakby chcąc nadążyć za mknącymi przez las łapami. Wilk zwolnił. Dysząc ciężko, pokonał ostatnie metry lasu truchtem, po czym wyszedł na klif.

 

Klify Thora to wiecznie wietrzne miejsce, idealne do nauki latania dla skrzydlatych wilków. Powietrze tu miało swój pewnego rodzaju urok – Potrafiło oczyścić umysł i duszę każdego, kto tu zaglądał. Jak Nuka nie przepadał za lataniem, tak orzeźwiający wiatr na klifie działał na niego kojąco.

 

- Tak jak wiatr jest wolny, tak i ja nie trzymam się niczego i nic mnie nie trzyma – Kolejna afirmacja opuściła pysk basiora. Rozłożył skrzydła, podniósł głowę do góry i wpatrując się w nocne niebo, pozwolił powietrzu oplatać jego zmęczone kończyny, muskać futro i lotki skrzydeł, oczyścić jego umysł ze wszelkich trosk i zmartwień.

 

Basior spojrzał na ziemię. Poczuł łapy dotykające podłoża, które zdawały się wrastać w ziemię jak korzenie. Zamknął oczy.

 

- Ziemia daje mi życie i energię, a one swobodnie przeze mnie przepływają.

 

Wilk stracił poczucie czasu. Właściwie go nie stracił – raczej pozwolił mu odejść, zagubić się w przestrzeni i nie wracać, dopóki on sam tego nie zechce. Stał w miejscu, głęboko oddychając i nie myśląc właściwie o niczym. Pozwolił swoim myślom swobodnie krążyć, nie przywiązując wagi do żadnej z nich, traktował je jak chmury przepływające po niebie. Ten beztroski stan trwał i trwał, a basior od bardzo dawna nie czuł takiego spokoju i bezpieczeństwa jak wtedy.

 

Ciepłe promienie słońca musnęły futro ciemnofutrego, wybudzając go z tego błogiego stanu. Basior zmrużył oczy, przeciągnął łapy i zwrócił się ku niebu z uśmiechem na pysku.

 

- Dziękuję.

 

 ~~~

 

Powrót do jaskini by przespać dzień nie wydawał się Nuce takim złym pomysłem. Nadal w pewien sposób otępiały, powolnym krokiem zmierzał w stronę jaskini, gdy jego nos wychwycił pewien zapach.

 

Basior odwrócił głowę w kierunku znajomej woni. Przekrzywił łeb, po czym bez chwili namysłu ruszył w stronę domniemanego źródła zapachu.

 

Z każdym krokiem woń nasilała się, a wilk był w stanie coraz wyraźniej ocenić jej źródło. Przystanął na chwilę. Zapach był w tym miejscu najsilniejszy.

 

Ciemnofutry rozejrzał się wokoło. Nad nim, na grubej gałęzi drzewa, spokojnie leżał smukły basior. Cienki ogon i gęste futro pokryte plamami niewiele mówiły skrzydlatemu basiorowi, jednak był pewien że to ten osobnik był źródłem znajomej woni.

 

Nieznajomy otworzył oczy, a Nukę przeszedł dreszcz.

 

Siedzący na drzewie wilk wyciągnął głowę do góry, po czym z gracją zeskoczył na ziemię. Rozprostował nogi, machnął kilka razy ogonem i w końcu spojrzał złotymi oczyma na ciemnofutrego. Bez słowa cofnął się o kilka kroków, by ogarnąć wzrokiem postać basiora.

 

Skrzydlaty wciąż czujnie obserwował tajemniczego osobnika. Był zdecydowanie szczuplejszej postury od niego samego, przy czym był jednak nieznacznie wyższy. Długie łapy, zadbane futro i elegancki ruch - Nieznajomy niemal emanował gracją i wdziękiem, wzbudzając swego rodzaju respekt u Nuki. Nie to jednak intrygowało go najbardziej. Zapach, który przywiódł go w to miejsce zaczynał mu coś przypominać, jakieś odległe wspomnienie. Wdzięczny basior był jego źródłem, więc czy może on...?

 

Ciemnofutry potrząsnął głową. „O czym ja myślę? Dopiero go poznałem", pomyślał, zwracając uwagę ku nieznajomemu.

 

- Wszystko w porządku? – Wilk spojrzał na skrzydlatego uważnym wzrokiem – Wyglądasz na zdyszanego.

 

Nuka jedynie skinął głową.

 

 - Co powiesz na herbatę? – złotooki spokojnie wyminął ciemnofutrego basiora. – Mam różne napary, mój ulubiony to napar z...

 

Nieznajomy nie zdążył dokończyć. Z pyska Nuki od razu wyrwały się dwa, tak dobrze mu znane słowa.

 

- Kwiatów jaśminu.

 

Złotooki przystanął.

 

- Tak, dokładnie.

 

Nastała cisza. Żaden z wilków nie wiedział, co ma dalej powiedzieć. Patrzyli na siebie bez słowa, aż złotooki ośmielił się zapytać:

 

- Skąd... to wiesz?

 

Ciemnofutry basior nie znał odpowiedzi. Sięgnął myślami w dawne wspomnienia, jednak jako że ich nie posiadał, niewiele udało mu się znaleźć. Odwrócił wzrok od nieznajomego, po czym powiedział, bardziej do siebie niż do niego.

 

- Nie wiem.

 

Drugi wilk nie zadawał więcej pytań. Również odwrócił wzrok od skrzydlatego, spokojnym krokiem zmierzając w stronę jaskini.

 

Nuka jedynie podążał za nim, zagubiony we własnych myślach, gdy usłyszał głos złotookiego.

 

- Jestem Yavi – Wdzięczny basior nie zatrzymywał się ani nie oglądał za siebie.

 

- Nuka – Ciemnofutry odpowiedział krótko. Dopiero teraz przypomniał sobie, że nigdy nie zapytał drugiego wilka o imię i pewnie nie zrobiłby tego przez dłuższy czas. Poznanie jego imienia było jednak w pewnym sensie uspokajające – myśli skrzydlatego dzięki temu zebrały się w jedno i pozwoliły mu logicznie rozumować.

 

Basior rozejrzał się naokoło. Znajdowali się na niewielkiej polanie w Purpurowym Gaju. Zachodzące słońce przebijało się między drzewami, rzucając fioletową poświatę na polanę.

 

Nuce przyszedł do głowy pewien pomysł.

 

- Co powiesz na mały sparing? – Ciemnofutry odwrócił się w stronę Yaviego. Słońce padało na niego tak, że złote oczy basiora wydawały się niemalże płonąć. Nukę znowu przeszedł dreszcz.

 

- Sparing? Na jakich zasadach? – Uszy złotookiego stanęły do góry, czujnie słuchając skrzydlatego basiora. Ten zastanowił się chwilę, po czym odpowiedział:

 

- Bez broni oraz magicznych zdolności – ciemnofutry odpiął pas ze swoim sztyletem – Wygrana polega na przytrzymaniu przeciwnika przy ziemi na trzy sekundy. Zgoda?

 

Yavi skinął głową. Przeciągnął łapy, rozgrzał mięśnie krótkim biegiem w miejscu, po czym stanął gotów do walki.

 

Nuka zaczął krążyć  naokoło, czujnie obserwując swojego przeciwnika. Po samej postawie złotookiego był w stanie stwierdzić, że nie była to jego pierwsza walka – nie zdziwiłby się nawet, gdyby wilk był bardziej zaprawiony w boju od niego samego. Jego umiejętności nie należały do najlepszych, polegał w dużej mierze na atakach z zaskoczenia, a w razie potrzeby na oszukiwaniu przeciwnika halucynacjami. Walka wręcz szła mu jednak lepiej niż z bronią, więc mógł mieć tutaj jakąś przewagę. Nigdy nie widział złotookiego basiora w akcji, lecz z jakiegoś niewyjaśnionego powodu był pewien, że nie jest to ich pierwsza walka.

 

Kilka kroków, spięcie mięśni i Yavi znalazł się obok skrzydlatego, próbując zaatakować go od boku.

 

Nuka odskoczył. Odbił się szybko od ziemi i pomagając sobie skrzydłami, wylądował za złotookim. Zamach łapą, unik Yaviego. Ciemnofutry skrzydłem spróbował wytrącić przeciwnika z równowagi, uderzając go silnym podmuchem powietrza i podcinając lotkami łapy. Na próżno, złotooki odskoczył  i uderzył skrzydlatego w bok. Moment zachwiania nie uszedł jego uwadze. Skoczył nad rywalem, usilnie próbując zahaczyć go tylnymi łapami i powalić na ziemię.

 

„To już się zdarzyło". Krótka myśl przeszła ciemnofutremu przez głowę.

 

Zdążył się uchylić. Niska pozycja, szybki kontratak.

 

Yavi leżał na ziemi, dociśnięty do ziemi przez łapy skrzydlatego.

 

- ... Dwa, trzy – Nuka puścił przeciwnika i głęboko odetchnął. Walka nie trwała długo, ale przez jego umysł przepływało teraz tyle myśli, że ledwo był w stanie się skupić na oddychaniu. Spojrzał na złotookiego, powoli wstającego z ziemi. Znał skądś jego styl walki. Nie potrafił tego wyjaśnić, ale był praktycznie pewien, że kiedyś już walczył z tym osobnikiem. Czy to u jego boku, czy przeciwko niemu.

 

Tylko że to nie było możliwe, bo nigdy wcześniej się nie spotkali...

 

Prawda?

 

C.D.N.

 

 

>Yavi?<