· 

Po burzy zawsze wyjdzie słońce #8 [Koniec]

Zielonooki basior uśmiechnął się, odwracając się w stronę mojego przyjaciela. -Dawno się nie widzieliśmy, czyż nie? Zawiedziony że jeszcze żyję? Spojrzałam na Nukę. Stał przez chwilę jak wryty, po czym zmrużył oczy i ze zdziwionym wyrazem pyska zapytał: - Bracie? Co do cholery? Teraz to nieznajomy cofnął się o kilka kroków, widocznie pogubiony. Przez chwilę jedynie patrzył Nuce w oczy, by za chwilę wybuchnąć głośnym śmiechem. - Zachciało Ci się aktorstwa, co? Nuka, nie wiedziałem że poszedłeś w ślady ojca. Mój towarzysz dał mi znak do wycofania się. Zrobiłam kilka kroków w tył, stając za ciemnofutrym basiorem. Ten krótkim spojrzeniem przekazał mi niema wiadomość „Zostaw nas samych". Prychnęłam z niezadowolenia. Co jak co, ale nie miałam zamiaru zostawiać mojego przyjaciela z tym podejrzanym wilkiem. Nie było takiej opcji. Nuka, widząc mnie uparcie stojącą w miejscu przewrócił oczami i zwrócił się w stronę rudofutrego.

 

- Możesz mi wytłumaczyć kim jesteś? Nie do końca... Słowa Nuki zawisły w powietrzu, gdy zielonooki rzucił się na niego i szybkim ruchem przycisnął go do ziemi.

 

 - Nuka! – Krzyknęłam, momentalnie zrywając się by znaleźć się obok niego. Moje łapy boleśnie zapiekły a płuca zaszły dymem. Zaczęłam kaszleć, oczy zaszły mi łzami. Po chwili udało mi się zobaczyć co spowodowało u mnie taką reakcję. Przede mną widniała ściana ognia. - Trzymaj się z dala panienko, to nie Twoja sprawa – warknął nieznajomy z drugiej strony ognistej zasłony. - Jak śmiesz... – zaczęłam mówić, zupełnie rozdrażniona całą ta sytuacją. Mój przyjaciel warczał na zielonookiego, próbując zrzucić go z siebie. Nieznajomy był jednak dużo większy i silniejszy, a Nuka nie miał szans wygrać tej walki.

 

 - Zapomniało się o braciszku, co? – Zaczął rudofutry. – Widziałem to zawahanie, gdy twój „przyjaciel” – To słowo w pysku basiora wręcz ociekało sarkazmem – Był gotów mnie zabić.

 

-Nic nie zrobiłeś. Nic! – Wilk zaczął krzyczeć, a z oczu poleciało mu kilka łez. Na chwilę ściszył głos.

– Zapłacisz mi za to. Oczy basiora zaszły ogniem, z jego gardła wydarł się pełen bólu krzyk. Straciłam przytomność. Lecz gdy zamykałam oczy widziałam jak bestia o zielonych oczach krzywdzi Nukę co sprawiło mi ogromny ból. Gdy się obudziłam mój przyjaciel leżał z ciężkimi ranami i ledwo oddychał, widząc to rozpłakałam się, szybko poszłam po wodę i oczyściłam rany po czym je zabandażowałam. Zrobiłam też drobny stelaż by położyć na go na nim i ciągnąć ze sobą ponieważ ciężkie rany które miał potrzebowały czasu na zagojenie, zrobiłam też coś w rodzaju pojemnika na jedzenie. Ostrożnie przełożyłam rannego na stelaż i odciągnęłam od niebezpiecznego miejsca. Zapolowałam także na kilka zajęcy i je odłożyłam do pojemnika. Ukryłam go w jaskini i rozpętałam tornado krążące dookoła. Postanowiłam ukarać tego który skrzywdził kogoś ważnego dla mnie. Wyciągnęłam sztylet i ruszyłam, szukałam dość długo aż nagle znalazłam. Siedział przy brzegu jeziora, cicho się zakradłam i wbiłam mu sztylet w bok, jego pisk był jak dla mnie piękny, lecz nie pamiętam kiedy ostatnio miałam aż tak wielką rządzę rozlewu krwi. On szybko się odwrócił i chciał na mnie skoczyć lecz ja stworzyłam kolejne tornado które wrzuciło go do wody. Podeszłam do jeziora by zobaczyć jak się topi a on zdążył jeszcze pazurami zadrapać moje oko, bolało, wyobraziłam sobie co czuł mój towarzysz w momencie walki.. Bestia wypłynęła drugim brzegiem i uciekła. Pobiegłam do Nuki.Okazało się, że już nie spał ale nie był na tyle silny by wstać.. Podałam mu jedzenie i wodę. Basior napił się i zjadł, poprosił bym podeszła i wziął część opatrunku który dla niego naszykowałam po czym opatrzył moje oko. Zaciągnęłam go na platformie aż do naszych terenów, w tym czasie nie spałam, jego rany się powoli goiły, zmieniałam jego opatrunki a gdy już się wszystkie zagoiły zasnęłam, pierwszy raz od długiego czasu. Od tamtego zdarzenia takie burze już nie miały miejsca a ja leżałam w kącie jaskini i się nudziłam... Nuka podszedł do mnie i powiedział..

 

-Po każdej burzy zawsze wyjdzie słońce - Na jego pyszczku widniał uśmiech co spowodowało i moje zadowolenie. Uwielbiałam przygody dlatego cierpiałam bo myślałam, że już więcej ich nie będzie.. Aeron już nigdy nie wrócił w nasze strony, wolał się tu nie zagłębiać iż wiedział,że wszyscy razem jesteśmy silniejsi od niego, lecz nie powiedział jeszcze ostatniego słowa a moja czujność nigdy nie opadła.

 

 Koniec