· 

Nauka pływania #2

Bezchmurne niebo, ciepłe promienie słońca i ciężkie powietrze zdecydowanie nie były moimi ulubionymi warunkami pogodowymi. Cała wataha – oprócz kilku wilków, które również za słońcem nie przepadały – wyległa na zewnątrz, korzystając z przyjemnej według nich pogody na całego. W powietrzu unosił się zapach pieczonego mięsa, moje uszy co rusz wychwytywały dźwięki wesołych rozmów i zabaw. Sporej wielkości skała dawała mi upragniony cień, lecz niedalekie jezioro kusiło swym chłodem. Przeciągnąłem łapy. Co prawda żeby popływać w jeziorze, musiałem wyjść ze swojej komfortowej kryjówki, jednak z dwojga złego wolałem chłód wody niż marny cień rzucany przez skałę.

Wraz z każdym krokiem radosne rozmowy wybrzmiewały w moich uszach coraz wyraźniej, jeszcze bardziej zachęcając mnie do powrotu pod skałę i ucięcia sobie drzemki. Rześkie powietrze i chlupot wody utrzymał mnie jednak w ruchu, toteż niedługo zajęło mi dostanie się do jeziora.

Rozejrzałem się naokoło. Nie znałem jeszcze wszystkich członków watahy, lecz kojarzyłem kilka znajomych pysków. Niewielkie pocieszenie – czy to wilk znajomy czy nie, zawsze to szansa na niechcianą rozmowę. Jest na to zdecydowanie za gorąco i zbyt wcześnie rano.

Pomijając fakt, że dochodziło południe.

 

Zanim ktokolwiek mnie zauważył, schowałem się między drzewami i obszedłem jezioro naokoło. „Dobrze, że jezioro ma swoje rozmiary", pomyślałem. Moim planem na tę chwilę było schłodzenie się w wodzie jeziora, bez niepotrzebnego kontaktu z innymi.

No cóż, moje plany nie do końca się sprawdziły. Najwidoczniej część wilków również uznała przejście na drugą stronę jeziora za dobry pomysł, bowiem mój upragniony, samotny brzeg już został zajęty.Położyłem się na piasku, już zupełnie ignorując grzejące moje futro słońce. Odechciało mi się kąpieli. Chciałem popływać w kojącej samotności, ale całe jezioro było już okupowane przez inne wilki. Z pyska wydostało mi się zmęczone westchnięcie. Najwyraźniej czas na powrót pod skałę.

Moje uszy przykuł cichy, wystraszony głos.

 

- Przepraszam, nie mogę do was dołączyć – przyjrzałem się ciemnofutrej waderze, do której najprawdopodobniej należał zlękniony głos – Nie potrafię pływać...

Jeszcze chwilę przyglądałem się wilczycy, po czym wstałem z głośnym westchnięciem.

„Chyba mam dzisiaj dzień dobroci dla zwierząt", pomyślałem. Odezwała się we mnie nutka empatii, której nie potrafiłem zignorować.

 

Skierowałem swoje kroki w stronę wadery. Nawet bez naturalnej umiejętności wyczuwania strachu w przeciwniku, każdy mógł stwierdzić, że wilczyca była absolutnie przerażona. Jej ciało zesztywniało, wszystkie mięśnie były widocznie napięte mimo gęstego futra je przykrywającego. Rozszerzone źrenice, rozbiegane oczy, przyspieszony oddech. Nie trzeba było być geniuszem, żeby wyczuć lęk w ciemnofutrej.

 

Delikatnie musnąłem bok wadery, nie chcąc jej wystraszyć. Raczej nie zdawała sobie sprawy z mojej obecności, a dodatkowe przysporzenie jej strachu nie miało większego sensu.

Wilczyca wstrzymała oddech, napinając mięśnie jeszcze bardziej. Uznałem to za w pewnym sensie imponujące – tak się w ogóle da? Może to jakaś specjalna umiejętność?

 

Ciemnofutra zrobiła kilka kroków w bok, odwracając się w moją stronę. Wzięła głeboki oddech. Widocznie zaczęła się rozluźniać. Mięśnie powoli odpuszczały niepotrzebne napięcie, oddech wadery wyrównał się na tyle, że sama siebie nie wpędzała w jeszcze większą panikę starając się go uspokoić.

- Przepraszam... – z pyska wadery wydostały się nieśmiałe przeprosiny. Nie do końca rozumiałem tą reakcję, ale wolałem nie poruszać tego tematu. Wilczyca ewidentnie nie zdążyła jeszcze wrócić do spokojnego stanu ducha, więc postanowiłem cierpliwie zaczekać.

Rozbiegane oczy wadery skupiły się na mnie, gdy wydałem z siebie ciche westchnięcie.

Wyprostowałem się i wkładając tyle spokoju ile się dało w mój głos, zacząłem mówić:

- Mówiłaś, że nie potrafisz pływać, prawda? – Wadera skupiła na mnie całą swoją uwagę – Jestem w tym właściwie całkiem dobry. Jeśli chcesz, mogę cię tego nauczyć.

Moja propozycja spotkała się z nieśmiałym kiwnięciem głową w geście zgody. Wadera już prawie całkowicie się uspokoiła. Na wszelki wypadek jednak postanowiłem zachować stoicki spokój, by pomóc wilczycy w całkowitym opanowaniu emocji.

- Co powiesz na przejście się nad wodospad? Powinno być tam mniej wilków.

Nie bez powodu chciałem znaleźć odludniejsze miejsce na naukę pływania. Zarówno Etria raczej nie chciała czuć na siebie wzroku połowy watahy, jak i ja wolałem nieco oddalić się od innych wilków. Moje plany na samotne schłodzenie się w jeziorze przepadły, ale przynajmniej mogłem spędzić czas z kimś o dość spokojnym charakterze.

 

Czasami trzeba w końcu pójść na kompromis, prawda?

Wadera szybko zerknęła w stronę wilków pływających w jeziorze, po czym ponownie skinęła głową.

Nigdy nie byłem zbyt dobry w prowadzeniu rozmowy. Uważałem za nieco bezsensowne pytanie o losowe rzeczy, na które i tak niekoniecznie chciało się znać odpowiedź. Racja – ciemnofutra wadera zdecydowanie była warta poznania, ale o co miałem ją właściwie spytać?

 

Ulubiony kolor? Nie, to banalne. Może zainteresowania? W końcu każdy wilk jakieś ma, a jak wilczyca zacznie mówić o czymś, co uwielbia, to nie będę musiał się odzywać aż dotrzemy do wodospadów.

Zerknąłem na Etrię, spokojnym krokiem podążającą za mną. Wzrok skupiony na ziemi, rozluźnione mięśnie, wyrównany oddech – wyglądało na to, że wilczyca zdążyła już się uspokoić. Uznałem to za dobry moment do rozpoczęcia rozmowy.

 

Już miałem zacząć mówić, gdy pojawił się kolejny problem. Jak ja mam niby zacząć rozmowę? Wiem o co chcę zapytać, ale czy spytanie prosto z mostu o zainteresowania nie będzie nieco dziwne? Chyba powinienem zrobić do tego jakiś wstęp, czy coś w ten deseń.

 

Potrząsnąłem głową. Dlaczego ja się właściwie tak fatyguję, żeby cokolwiek powiedzieć? Etria wydawała się być w swoim własnym świecie. Nie muszę jej stamtąd usilnie wyciągać.

Bogowie, naprawdę coś jest ze mną nie tak.

 

Dźwięk wodospadu coraz bardziej się nasilał , aż w końcu znaleźliśmy się na skraju lasu. Spokojna, niezmącona woda wydawała się idealna do nauki pływania, a w okolicy nie było żywej duszy. Zamoczyłem jedną łapę w wodzie, później drugą, aż w końcu cały unosiłem się na jej powierzchni. Woda nie była głęboka, byłem w stanie dotknąć podłoża końcami łap. Lepiej być nie mogło.

 

Spojrzałem w stronę ciemnofutrej wadery, teraz przyglądającej się mi z zaciekawionym wyrazem pyska. Napotykając mój wzrok szybko spuściła głowę i niepewnym krokiem podeszła na skraj jeziora.

- Jest dosyć płytko – zacząłem, by nieco uspokoić wilczycę. – Spokojnie dasz radę dotknąć dna.

Druga część nie była do końca prawdą, jako że nie byłem co do mojego stwierdzenia pewien. Wadera nie była niska, ale mogła mieć problem z sięgnięciem dna.

Ale cóż – jakoś trzeba ją przekonać, że to nie takie straszne.

 

- Um... – Etria zanurzyła się w wodzie po łopatki, spoglądając na mnie w poszukiwaniu wsparcia – Mógłbyś... mógłbyś stanąć trochę bliżej? – Wilczyca ściszyła głos – Na wypadek gdyby coś się stało.

Skinąłem głową i spokojnie podpłynąłem do wadery, opierając łapy o dno jeziora.

- Pływanie właściwie nie jest zbyt trudne. Woda sama uniesie cię na powierzchni, tylko nie możesz panikować. Zgoda?

 

Popchnąłem lekko wilczycę, dając jej znak do popłynięcia w głąb jeziora, sam odpychając się od dna i bez problemu unosząc się na wodzie. Odwróciłem się w kierunku wadery.

Etria stała w miejscu. Jej ciało zareagowało w dokładnie ten sam sposób co wcześniej – spięte mięśnie, rozszerzone źrenice, płytki i nierówny oddech który wilczyca usilnie próbowała uspokoić. Cofając się kilka kroków i wychodząc z wody wadera odetchnęła głęboko. Stabilny ląd najwidoczniej przyniósł jej ulgę, bowiem w kilka chwil udało jej się uspokoić oddech i powiedzieć urywanym głosem.

- Wybacz to... to trochę zajmie.

Skinąłem głową z uśmiechem.

- Mamy czas.

 

 

Słońce skłaniało się ku zachodowi, a my szukaliśmy coraz to nowszych sposobów na przezwyciężenie strachu przed wodą i naukę pływania.

Oboje zmęczeni usiedliśmy na brzegu jeziora, patrząc na pływające po wodzie ptactwo. Zagubieni we własnych myślach nie odzywaliśmy się do siebie, lecz po tak długim dniu cisza wcale nie była niekomfortowa, a raczej kojąca.

 

Do głowy przyszedł mi pewien, prawdopodobnie nie do końca mądry pomysł.

Moja gra aktorska już nie raz ratowała mnie z opresji, więc czemu by jej nie wykorzystać?

Spojrzałem na Etrię. Wadera wydawała się być zupełnie nieświadoma swojego otoczenia, wpatrując się w ptasią rodzinkę płynącą po powierzchni jeziora. Powoli wstałem i zgrabnym ruchem wskoczyłem do wody, podpływając do ptaków. Wyskoczyłem z wody udając, że atakuję jedno z mniejszych ptaków. Największy z nich – najwyraźniej matka pozostałych młodych – wydał z siebie zdenerwowany dźwięk i ruszył na pomoc mojej „ofierze", o mało nie kąsając mnie w pysk.

Szybko spojrzałem w stronę Etrii. Wilczyca stała na trzęsących się łapach, patrząc raz na mnie, a raz na wodę przed nią. Prowizoryczny atak ptasiej mamy nie był jednak na tyle groźny, by ruszyła się z miejsca.

„Czas na trochę dramaturgii" pomyślałem, pozwalając ptakowi obić się o mój pysk. Złapałem trochę powietrza w płuca i zacząłem machać łapami jak oszalały, zanurzając się tym samym w wodzie aż końce uszu znalazły się pod jej powierzchnią.

Zanurzałem się coraz bardziej. Nie bałem się. Wiedziałem co się stanie.

Poczułem lekką zmianę ciśnienia.

 

Wilczyca złapała mnie za kark i stanowczo wyciągnęła ponad powierzchnię wody. Przeciągnęła mnie na piasek i spojrzała na mój wyszczerzony w uśmiechu pysk.

- Nu... Nuka? – Spytała drżącym głosem.

Powoli wstałem, otrzepując futro z wody. Spojrzałem na waderę i powiedziałem, przelewając całą swoją satysfakcję w słowa.

- Gratuluję, Etrio. Zdałaś egzamin pływacki celująco!

 

Koniec