Wadera, oczywiście, zawstydziła się słysząc słowa ze strony czarnego samca, czego efektem było natychmiastowa odmowa dla nawiązania kontaktu wzrokowego i delikatny rumienieć, który na całe szczęście nie mógł być widoczny ale mogła się założyć spokojnie, że jej policzki były nieco zaróżowione. W odpowiedzi kiwnęła delikatnie głową ale bez powiedzenia ni słowa.
Jednak Merlin rozumiał ją i mogła wyczuć jego lekki uśmiech. Po wejściu do środka dużej jaskini, pożegnali się i zaraz rozeszli się w kierunku swoich lokum.
Od tego dnia czas mijał wręcz w zawrotnym tempie, że łaciatej aż ciężko było w to uwierzyć. Okres ten skrupulatnie wykorzystywała w nauce przezwyciężania swoich lęków, choćby w kierunku jedynie Merlina, który z przyjemnością uczestniczył w tym. Nawet jeśli nie mówił tego na głos, Lavinia podświadomie czuła jego pozytywne reakcje.
Ich znajomość nabierała coraz to jaśniejszych w swej wyraźności barw. Chociaż preferowali spędzać czas na osobności, wataha wydawała się być zainteresowana nimi, co peszyło waderę. Na razie jednak skupiała się na wolnych ale ekscytujących postępach. Nikt nie mógł pojąć jej niejakiej radości i ulgi, kiedy czasem wychodziła z inicjatywą kontaktu fizycznego, ku czarnemu wilkowi, jak to inni wręcz świecili oczami słysząc jedynie ich imiona w jednym zdaniu.
-Wszystko w porządku?- Zapytała się znacznie później widząc ciężko oddychającego wilka. Spojrzał na nią nieco zaskoczony, ponieważ zbliżyła się bezszelestnie do niego.
-Och, Vini... Tak, tak. Właśnie zrobiłem ekspresową rundkę biegiem po cięższej trasie- odparł nieco zmachany samiec jakoś przy tym sam nieco unikając jej wzroku.
-Na pewno?- Zapytała z troską. Delikatnie położyła swoją łapę na jego barku.- Może na razie odpocznij sobie. Skoczę po wodę dla ciebie.
-Nie trzeba. Na pewno sama masz swoje obowiązki do realizacji...
-Nie- pokręciła głową z delikatnym uśmiechem.- Dziś mam wolne. Zresztą, nie mogę pomóc swojemu ulubionemu wilkowi?
Po zadaniu retorycznego pytania, zachichotała cicho. Widząc jego brak sprzeciwu, łagodnym ruchem łap niejako zmusiła go do zajęcia siedzącej pozycji, na co w końcu spojrzał na nią z małym zaskoczeniem ale i czymś jeszcze. W sumie to było nowe dla obojga, odkąd to wadera nieśmiało wychodziła z propozycją dotyku.
Wkrótce, bo po kilku minutach, wróciła i siedziała obok chudego, który błogo pił dostarczoną wodę i niemo wyrażał wdzięczność łaciatej za okazaną pomoc. Kiedy już ukoił swoje pragnienie i łatwiej szło mu oddychanie, poczęli rozmawiać o wszystkim i o niczym. Brak obecności innych wilków w okolicy i na samym horyzoncie, dawał im pewnego rodzaju odprężenie.
-O czym myślisz?- Zapytał ją w pewnej chwili. Spojrzał na niego i zaraz wróciła wzrokiem przed siebie.
-O tym, jaki dziś przyjemny dzień- przymknęła oczy z delikatnym uśmiechem.
-Tak, to prawda- zgodził się z nią.
Zdawali sobie sprawę o tym, jak blisko siedzą siebie oraz to, że ich łapy dzieliło ledwo pięć centymetrów. Mając to na uwadze, pewna niecodzienna myśl pojawiła się w jej umyśle ale taka, że momentalnie chciała ją odsunąć na bok. W życiu by nie wyszła z takim zapytaniem! Merlin jednak znowu ją zaskoczył, zupełnie jakby czytał w jej myślach.
Bardzo powoli zmniejszył dzielący ich dystans, aż w końcu go zlikwidował po bardzo delikatnym uchwyceniu jej łapy swoją własną. Livi zaraz spojrzała zaskoczona to na ich złączone łapy, to na basiora, który uśmiechnął się w taki sam sposób jaki trzymał ją, czyli bardzo delikatnie.
-Czy mogę cię tak trzymać Vini, czy nie czujesz się dobrze?- Zapytał powoli miękkim tonem głosu.
Tym razem, samica w jednej chwili stała się zarumieniona i, jak to mają w zwyczaju nieśmiałe persony, szybciutko uciekła wzrokiem na bok. Jednak łapą nie ruszyła.
-N-nie, jest w porządku- wyjąkała w odpowiedzi.
C.D.N
<Merlin?>