· 

Po burzy zawsze wyjdzie słońce #7

Złotooki przymknął oczy. Olie opatrywała jego ranne skrzydło. Starała się być jak najdelikatniejsza, lecz nie pomagało to wiele – ból nadal był niemal nie do zniesienia. Wpadając wcześniej do niezauważonej przez nich jaskini basior postarał się zamortyzował upadek swój i wadery, jednak ucierpiało na tym jego skrzydło. Złamane kości i uszkodzony staw nie były dla niego nowością, jednak zdecydowanie utrudni mu to podróż.

 

Olie zawiązała ostatni supeł mocujący prowizoryczny stelaż skrzydła. Czujnymi oczyma rozejrzała się wokoło, po czym skupiła swoją uwagę na swoim towarzyszu.

- Jesteś w stanie chodzić? – Cichy głos wilczycy wyrwał Nukę z zamyślenia. Spojrzał na nią, rozprostował łapy i wstał powoli, starając się nie ruszać uszkodzonym skrzydłem.

 

- Nic mi nie będzie – Basior z uśmiechem zrobił kilka kroków w stronę wadery – Dziękuję.

 

Skrzydlaty naprawdę cieszył się, że dobrze opanował sztukę aktorstwa. Ból nasilał się z każdym krokiem, gdy razem z Olie wybrali się w dalszą drogę. Co prawda podczas zwykłego chodzenia nie musiał używać rannego skrzydła, jednak jego sposób ruchu opierał się na amortyzacji i zachowaniu równowagi dzięki niewielkim, acz niezbędnym mu ruchom skrzydeł. Chcąc czy nie, złamane skrzydło nie miało chwili odpoczynku, bowiem pomagało przemieszczać się basiorowi – a nawyku używania go do zgrabnego przemieszczania się ciężko było się basiorowi oduczyć.

 

Jego gra aktorska działała całkiem nieźle, dopóki nie zachwiał się i odruchowo machnął skrzydłem. Grymas na pysku i bolesne syknięcie szybko zaalarmowały waderę, dając znak o bolesnych przeżyciach jej przyjaciela.

 

- Nuka! – Szarooka podbiegła do towarzysza, z zaniepokojeniem patrząc na jego uszkodzone skrzydło – Jeżeli to za dużo, możemy się zatrzymać. To- to nic takiego.

Basior wziął głęboki oddech, z ulgą kładąc się na ziemi. Nie miał zamiaru długo odpoczywać. Potrzebował tylko godzinę czy dwie snu i był pewien, że będzie w stanie iść dalej.

 

- Zdrzemnę się na chwilę, dobrze? – Wymamrotał, po czym zamknął oczy nie czekając na odpowiedź.

 

~~~

 

Nukę obudził zapach zajęczego mięsa.

 

Powoli otworzył oczy i rozejrzał się naokoło. Niedługo zajęło mu zlokalizowanie źródła przyjemnego zapachu. Olie siedziała niedaleko z kilkoma zającami w pysku, obserwując basiora z uwagą. Widząc, że się przebudził, odłożyła zdobycz na ziemię i szepnęła:

 

- Złapałam nam kolację. Chcesz je upiec?

 

Skrzydlatemu chwilę zajęło przetworzenie słów wadery. Wstał, otrzepał futro z pyłu, po czym podszedł to towarzyszki.

 

 

- Jasne – Zwiesił głowę i ściszył głos – O ile potrafisz rozpalić ogień.

 

Na pysk Szarookiej wkradł się uśmiech, przeradzający się w serdeczny śmiech.

 

- Nie umiesz rozpalać ognia? – Spytała z rozweselonymi oczyma.

 

Wilk odwrócił wzrok.

 

- To jedna z rzeczy których nigdy się nie nauczyłem – Spojrzał na chichoczącą waderę – Hej, nie śmiej się ze mnie!

 

Wilczyca jeszcze chwila podśmiechiwała się z przyjaciela, a po chwili odpowiedziała:

- Dobrze już, dobrze. Po prostu trochę mnie to zdziwiło. To jedna z podstawowych umiejętności dla wilka, czyż nie? – Olie przerwała na chwilę, by przenieść zające na stworzony przez nią rożen. – Potrafisz wywoływać halucynacje u kogoś, kto znajduje się kilkaset kilometrów dalej, ale nie możesz rozpalić ognia?

 

Basior przewrócił oczami.

 

- Nauczę cię – wadera zwróciła się do przyjaciela. Wyciągnęła z podróżnej torby kawałek krzemienia oraz swoje ostrze strażnika. Poprawiła ułożony wcześniej stos z suchych patyków i korzonków.

 

Szybkie przeciągnięcie krzesiwem po ostrzu, mała iskierka i ogień zapłonął bez kłopotu.

Szarooka odwróciła się do basiora, wyraźnie zadowolona z siebie. Podała mu krzemień i ostrze, po czym powiedziała z uśmiechem:

 

- To czas na ciebie, drogi kolego.

 

~~~

 

 

Kilka powtórzeń później własne ognisko Nuki było już gotowe. Ukłonił się wdzięcznie w akompaniamencie głośnych braw Olie, po czym oddał waderze jej własności z cichym podziękowaniem.

 

Wilki zabrały się za jedzenie. Smaczne, pożywne mięso napełniło ich żołądki i dodało sił do wędrówki. Po krótkim odpoczynku ruszyli więc w dalszą drogę przez las,  rozmawiając o mniej i bardziej istotnych sprawach.

 

- Jak twoje skrzydło? – Spytała wadera, zmartwionym wzrokiem patrząc na uszkodzone skrzydło.

 

Basior przystanął. Odkąd się obudził, zupełnie nie zwracał uwagi na ból, który towarzyszył mu po wyjściu z jaskini.  Skupił więc swoją uwagę na złamanym skrzydle i…

Machnął nim bez żadnego problemu.

 

- Co do… - zaczął wilk, uważnie oglądając niegdyś uszkodzoną część ciała. Zdjął prowizoryczny stelaż i potężnym ruchem skrzydeł wzbił się w powietrze.

Ból zniknął całkowicie.

 

Skrzydlaty wylądował, i zaczął mówić ze zdezorientowanym wyrazem pyska:

- Wygląda na to, że moje skrzydło już się wyleczyło.

 

Ciągle zdziwiony, zaczął wymachiwać skrzydłem na różne strony, jakby chcąc je ostatecznie przetestować. Wszystko wyglądało w porządku, a także nie zostało ani śladu bólu.

 

To było co najmniej zaskakujące.

 

- Jesteś pewien, że nie masz w sobie czegoś z wilka życia? Może jakieś umiejętności regeneracji? – Spytała Olie, przekrzywiając głowę w bok. Była równie zdumiona co jej towarzysz.

 

Basior skinął głową. Wiedział, że nie jest mieszańcem. Co prawda nie pamiętał do końca swojej rodziny, jednak intuicja podpowiadała mu, że wyczułby gdyby nie był jedynie wilkiem koszmaru.

 

Poza tym, używanie regeneracji raczej nie jest możliwe, gdy nie wie się o tej umiejętności… prawda?

 

- Um… - Skrzydlaty zaczął zdanie od niepewnego mruknięcia – To chyba dobrze, że skrzydło się wyleczyło. Nie będzie nam przeszkadzać w drodze. – Złotooki wysilił się na uśmiech. Czuł niepokój przyjaciółki na odległość, a tego im nie było trzeba.

Mieli zadanie do wykonania. Na tym powinni się skupić.

 

Nuka ruszył przed siebie bez słowa, kątem oka widząc podążającą za nim wilczycę. Wziął głęboki oddech. Ciężko było mu to przyznać przed samym sobą, ale był poddenerwowany. Jako wilk o raczej spokojnym, niemal stoickim charakterze, taka nerwowość zupełnie do niego nie pasowała. Jego towarzyszka potrafiła wyczuć strach – nie wiedział, jak to działa z innymi tego typu emocjami, ale na wszelki wypadek wolał zachować pozory spokoju.

 

Wdech.

 

Przytrzymanie.

 

Wydech.

 

Wsłuchiwanie się w swój własny oddech zawsze pomagało basiorowi się uspokoić. Tym razem nie było inaczej, choć w głębi duszy nadal czuł lekki niepokój.

 

 

„Może te skrzydła same w sobie potrafią się regenerować”. Myśli Nuki krążyły wokół tego, skąd i od kiedy właściwie miał skrzydła. Pamiętał, że nie miał ich jako szczenię, czyli musiał je od kogoś otrzymać. Jako że byle kto raczej nie mógł podarować mu skrzydeł, pewnie był to byt magiczny, może nawet boski – wersja mało prawdopodobna, ale nie miał innego wytłumaczenia na to dziwne zjawisko. Jeżeli dostał te skrzydła od kogoś z wielką mocą, mogły od razu być zaklęte tak, by potrafiły same się uleczyć.

 

- Tak, to na pewno dlatego. – Skrzydlaty mruknął do siebie.

 

- Coś mówiłeś? – Szarooka cicho spytała. Podbiegła bliżej basiora, chcąc lepiej go usłyszeć.

 

- Nie, nic takiego. – Złotooki nie  miał ochoty na tłumaczenie swojego toku myślenia. Bał się, że Olie znajdzie w tym jakąś lukę, a on zostanie bez żadnego wyjaśnienia.

Wilczyca jeszcze przez dłuższą chwilę patrzyła się podejrzliwie na przyjaciela, po czym ruszyła w dalszą drogę.

 

Nuka z ulgą wypuścił powietrze z płuc. Ominęła go rozmowa o jego podejrzeniach. Tym samym ominął go temat jego uczuć, a im mniej osób wie że je odczuwa, tym lepiej.

Kilka minut cichego marszu później Olie wskazała na punkt przed sobą.

- Chyba widzę jezioro.

 

Basior zmrużył oczy. Rzeczywiście, najwyraźniej znajdowali się już prawie przy jeziorze o którym mówił Nathan. Nie widział tam nikogo, więc pewnie będą musieli poszukać czarnoksiężnika w okolicy. Spojrzał na swoją towarzyszkę. Ta skinęła głową i oboje szybkim krokiem udali się w stronę jeziora.

 

Delikatne światło księżyca odbijało się w tafli jeziora. Nad wodą widniała sylwetka skrzydlatego wilka, z nieznajomych powodów znajoma Nuce, teraz ostrożnie podchodzącego do zagadkowego osobnika. Nim zdążył go dotknąć, jego uszy i myśli przeszył ciepły, spokojny głos.

Mięśnie złotookiego odmówiły posłuszeństwa, gdy tajemniczy basior zwrócił się w jego stronę.

 

- Witaj w domu, bracie.

 

C.D.N.

>Olie?<