· 

Niespokojne serca #3

Warta na Magicznej Drodze przebiegała na tyle spokojnie, że Lavinia niemal modliła się o byle obecność, gdyż cisza bywała czasem wręcz ogłuszająca. Bądźmy szczerzy, przecież każdy czasem potrzebuje coś więcej słyszeć, nawet samotnicy. A może to były zmiany zachodzące w łaciatej samicy? Całkiem możliwe, skoro wcześniej miała nawyk trzymania się w cieniu i być cały czas w pogotowiu dla każdego a teraz sama wręcz nie mogła się doczekać nawiązania byle błahej rozmowy. Cóż to za całkiem miły rozwój postaci w nowym miejscu. Tak patrząc na tą chwilę, jak to się dalej potoczy?

Livi dalej miała drobne mentalne bariery, jednak wataha i jej członkowie niemal na każdym kroku dawali sygnały, że jest potrzebna i, co jeszcze cenniejsze dla niej, chciana. Wadera była już wtedy absolutnie przekonana, że dla nich zrobi wszystko a nawet więcej. Czy to właśnie było uczucie domowego ciepła?

Nie w sposób określić o czym konkretnie myślała w chwili przybycia zamiennika na wartę, chociaż widząc jej pyszczek nie dało się to poznać - łaciata jak zwykle miała miękkie spojrzenie i ten ciepły uśmiech, przez co ten widok nie dawał innego wrażenia niż samoistne powitanie i życzenie pomyślnie spokojnego patrolu. No i stało się, czas pójść do Merlina!

...

......

Nie wyznaczyli sobie miejsca i konkretnej godziny spotkania, prawda?

...

Modyfikacja planów pewnego stopnia - idziemy PO Merlina!

Tak właśnie nieco zamyślona ale jednak dalej czujna, samica o futrze czekoladowego mleka kierowała się w jedno z najbardziej prawdopodobnych miejsc w którym pewien czarny chudzielec mógł przebywać, albo bardziej dlatego, że miała po drodze przyjemność napotkać innego wojownika z profesji, który utwierdził ją w swych przypuszczeniach. Dodatkowo wzięła ze sobą trochę wody, na pewno będzie spragniony po treningu, co okazało się słusznym posunięciem. Po krótkim przywitaniu, dosłownie wypił całą wodę, by zaraz spojrzeć przyjaźnie na łaciatą.

-Jeszcze raz dziękuję za twój trud Vini, chociaż nie musiałaś.

-Nie kłopocz się z tym- szybciutko ubiegła go cichym głosem.- Chciałam wspomóc trochę.

A jednak ponownie uprzejmie podziękował starając się przy tym nie spuszczać z niej wzroku. Wadera nie czuła się aż tak pewnie ale już jakiś czas myślała o pracy w tej sprawie. Chciała poprawnie funkcjonować, zatem należało zająć się i tym.

Merlin ponownie zabrał głos na chwilę po tym, gdy już wspólnie spacerowali.

-Cóż to za okazja tym razem?

Mentalnie się zatrzymała. Na wszystkie świętości, nie myślała jak to powie! Zresztą... JAK ma to przekazać, żeby nie wyszło źle albo mocno niezrozumiale?

-Lavinio?- Zapytał się nieco zatroskanym głosem. Słysząc go, dotarło do niej, że stanęła w miejscu. Rozumiejąc to, nerwowo potarła łapą swoje blizny na drugiej kończynie i uciekła lekko wzrokiem na bok.

-Cóż... To trochę ciężko mi ubrać w słowa- powiedziała wolno, czując gromadzący się gorąc w żołądku. Niepewnie usiadła cały czas unikając spojrzenia w kierunku basiora, który zajął miejsce przy niej ale w stosownej odległości, ze względu na pamięć co do jej reakcji, jeszcze z niedawnej sytuacji.

-Mogę ci jakoś pomóc?- Zapytał się ostrożnie wysuwając łapę ku niej, która zatrzymała się w powietrzu. Kiwnęła głową.- Ale nie możesz powiedzieć?

Ponownie kiwnęła głową. Usłyszała bardzo ciche westchnienie.

-Jesteśmy przyjaciółmi, prawda Lavinio?- Zapytał się miększym tonem. Koniuszek jej ucha delikatnie drgnął a sama nieśmiała samica lekko pokiwała głową, dalej na niego nie patrząc.

-T-tak sądzę.

-A przyjaciele sobie pomagają, czyż nie?

-Prawda...

-Zatem, co mogę zrobić dla ciebie?

-Po prostu...- nie umiała wyjaśnić.

Dlatego właśnie, Vini przysunęła się dosłownie o kilka centymetrów ku niemu i tak siedziała, cały czas odmawiając spojrzenia mu w kierunku pyska. Modliła się tylko, by wyczuł jej podenerwowane spięcie zaistniałą sytuacją i nie zmniejszy dzielącego ich dystansu, nad którym chciała pracować.

 

 

C.D.N

<Merlin?>