Zamiast ław, które powinny znajdować się wzdłuż przejścia do ołtarza, stały oszlifowane kamienie, po których wiły się złote linie. Dopiero po dokładnym przyjrzeniu się, można było dostrzec układające się w imiona, nazwiska oraz przydomki litery. W półmroku stały postacie - w pełnym rynsztunku z bronią, niektóre ze specjalnie rozwiniętymi sztandarami. Tak, by widać było godło. Po bliższych oględzinach, basior utwierdził się w przekonaniu, że były to szkielety. Ktoś włożył sporo czasu i trudu, by poskładać je w całość - kość po kości. A następnie rozstawić niczym gwardię honorową dla czegoś, co mogło stanowić swoistego rodzaju grobowiec.
Velgarth zadarł głowę, idąc dalej, idąc wzdłuż. Spojrzał na trzymające broń szkielety. Nie spodziewał się... tego wszystkiego. Do zamczyska Vaugura przybył w konkretnym celu i cel ten powoli przyćmiewały jego tajemnice. Rozejrzał się. Cała sala była jednym wielkim grobowcem. Ciał nie złożono w trumnach czy sarkofagach, a dla odmiany i urozmaicenia - pozamykano je w stalowych zbrojach i skórzanych pancerzach, nabijanych ostrymi ćwiekami.
Przeszedł tam i z powrotem, podchodząc do zbroi, dotykając ich, a momentami mrużąc ślepia w zastanowieniu. Nie był pewny, czy znalazł się we właściwym miejscu o właściwej porze. Popatrzył za Panem Domu. Postanowił raz jeszcze zawołać go po imieniu, lecz zamiast głosu z jego gardła wydobył się głęboki szept. Nie uzyskał odpowiedzi.
W miejscu, w którym powinien znajdować się ołtarz, stał sporych rozmiarów posąg. Wykuty z czarnego kamienia, zakotwiony w sadzawce pełnej wody - wywierał odpowiedni wpływ i szacunek na kimś, kto przed nim stawał.
Basior zachował bezpieczną odległość i należyte poszanowanie. Ciężki, czujny wzrok padł na czarną figurę.
Usłyszawszy niepokojący dźwięk, zastrzygł uszami. Machnął ogonem, jeżąc sierść na grzbiecie.
Chrapliwie brzmiący głos rozniósł się głuchym echem po podziemnej kaplicy. Velgarth rozpoznał go. W nagłym przypływie gniewu zacisnął szczęki. Aż chrupnęło - poczuł ucisk pod czaszką.
Zza podtrzymującej strop kolumny wyszedł pewien osobnik.
-Mortis. - Burknął basior, mierząc znajomego wilka ciętym wzrokiem.
-Nie cieszysz się na mój widok?
-Niespecjalnie? - Velgarth zmienił pozycję, dotykając łapą wiszącego u boku miecza. - Co tu robisz?
-Ach, ach. Pytania. Te pytania, Velgu!
Wilk wyglądem swym przypominał świeżo wykopanego z ziemi truposza. Kiedy spojrzał na Velgartha, czerwone ślepia błysnęły.
-Zastanówmy się, Morthaelu. Zastanówmy wspólnie! - Powtórzył, podchodząc do niego. - Jeśli dobrze pamiętam, a pamięć mam niezawodną, po ostatnich wydarzeniach nie jesteś mile widzianym gościem w zamku Vaugura.
-Vaugur, Szanowny Panie Dowódco, sam mnie tutaj zaprosił. Właściwie, nas oboje. Myśl, Velgarthcie. Mieliśmy się spotkać. - Wilk uniósł łeb, zatrzymując wzrok na zdobionym suficie. - Właśnie w tym miejscu. Jest niezwykłe, co? Widzę, że jesteś świeżynką. Vaugur nigdy nie pokazał ci grobowca?
Na oblicze czarnego basiora napłynął wyraz głębokiego niezrozumienia. Nie do końca ufał Mortisowi. Już nie.
-Kombinujesz… - Odparował Velg. - Zresztą, jak zwykle. O co tym razem ci chodzi?
Morthael roześmiał się jak istny szaleniec. Echo przerażającego w swej formie śmiechu rozeszło się po lochu, odbijając głuchymi dźwiękami od kamiennych ścian. Velgarth warknął ostrzegawczo, dając Mortisowi do zrozumienia, że nie miał, ani czasu, ani ochoty na jego głupie zagrywki.
-Wiecie, w co wierzę? - Ni stąd, ni zowąd, rozległ się nisko brzmiący głos.
Mortis z Velgiem rozejrzeli się. Nie ujrzeli nikogo. Do zmysłu wzroku dołączył czuły zmysł powonienia. Zmarszczyli brwi, kiedy żaden charakterystyczny zapach nie podszedł im pod nozdrza.
-Serca i dusze poległych zostały wśród nas. - Kontynuował głos. - W łapach tych, którzy nadal wierzą w sens wojny. Dla Księstwa, które czeka, aby ogrzało je słońce nowego dnia. A te z pewnością zaświta dla Silei. Kraina w końcu będzie wolna od Spaczonych Sił Mroku. A wy, Velgarthcie i Morthaelu, przyczynicie się do tego. Oddajcie się sacrum, nie poddajcie profanum. O tyle proszę. Rozgośćcie się, ale nie tu. Zobaczymy się na górze. Zapraszam do sali głównej. Zdaje się, że nie widzieliście jeszcze zmian, jakie zaszły w zbrojowni. Przyda się wam nowa broń.
C.D.N.