Gdy wyłoniłam się z przyjemnego cienia wysokiej skały budującej ściany obozowej dolinki, zaskoczyło mnie ciepło, które uderzyło mnie w pysk. Słońce świeciło w zenicie, rozlewało się na błękitnym niebie pozbawionym nawet najmniejszej chmurki. Żółto-białe promienie ogrzewały ziemię i piach służący za podłoże, a całe Jezioro Dusz aż lśniło, mieniąc się niesamowitym, srebrnym światłem. Ptaki i przeróżne zwierzęta zwykle korzystające z tak wspaniałej pogody dzisiaj postanowiły wyjątkowo pozostać w swoich kryjówkach i w ich chłodnym cieniu obserwować rozgrzany wiosennym słońcem świat. Powietrze było ciężkie i niemalże byłam w stanie ujrzeć, jak bardzo jest rozgrzane. Drżało nad gorącymi skałami i kamieniami, które znalazły się pośród snopów światła.
Ta piękna, wprost zachęcająca do odpoczynku pogoda była wielką zmianą po długich tygodniach deszczowych dni. Wyglądało na to, że wiosna nareszcie postanowiła wychylić pyszczek ze swojej norki i przyozdobić Dolinę Burz kwitnącymi roślinami i młodymi, ciekawskimi zwierzętami.
Rozejrzałam się dookoła, wyłapując wzrokiem wilki, które w ten upalny dzień znajdowały się w obozie. Wszędzie kłębili się członkowie watahy, rozmawiali z sobą donośnie bądź dzielili świeżo upolowaną zwierzyną. Gdy jedni rozkładali się na piachu, opalając się, drudzy z radością schładzali się w wodach jeziora.
Uchyliłam pysk, smakując ciepłego, suchego powietrza. Wyłapałam nie tylko znajomą woń lasu rosnącego za moimi plecami oraz sypkiego piachu wyścielającego dolinkę, ale i też zapachy moich towarzyszy oraz kuszący aromat pieczonego mięsa. Postąpiwszy parę kroków naprzód, spostrzegłam, że tuż za rogiem, skrytym wcześniej przed moim spojrzeniem, znajduje się sporych rozmiarów ognisko, nad którym umieszczono lśniące od tłuszczu mięso. Parę wilków zgromadziło się wokół ognia, ze zniecierpliwieniem wyczekując, aż zwierzyna odpowiednio się przysmaży i będzie można ją zjeść. Pośród czarnego dymu i iskier rzucanych na boki, dostrzegłam dwójkę wilków - jeden z nich, o błękitno-szarym futrze, wyraźnie zaintrygowany, niuchał w powietrzu, a drugi zaś, muskularny i wysoki, przewracał pyskiem zwierzynę z rożna, co chwila się cofając, by uniknąć skwierczących kropelek tłuszczu spływających z rozgrzanego mięsa. Pomimo gęstej zasłony zakrywającej ich oblicza, bez trudu rozpoznałam Irni i Ayvema stojących zaskakująco blisko żaru.
Wzdrygnęłam się na palące promienie słońca, które połaskotały moje futro. Czułam wyraźnie, jak ciemne włosie nagrzewa się, rozpalając moje ciało niewytłumaczalnym gorącem. Rozglądałam się po dolince, przypatrując się każdemu wilkowi z osobna. Ostatnim razem widziałam tyle wilków jedynie podczas Świątecznego Festiwalu. Teraz wprawdzie było ich nieco więcej, ale ich ilość nadal była bliska liczbie członków stada podczas zimowej uroczystości.
Pośród tłumu dostrzegłam Vesnę czyszczącą swoje sztylety oraz Araceli wygrzewającą się w słońcu obok niej. Alice i Ketos rozmawiali radośnie niedaleko paleniska, a Shira i Harmony leżały w pobliżu jeziora, ciesząc się w milczeniu swoją obecnością. Aarel siedział ponuro w cieniu wysokiej skały, zaś Mitchell przykucnął obok Oriona, pokazując mu z dumą swój srebrny, mieniący się w snopach światła łuk. Gdy powolnym krokiem przemierzałam obóz, czerpiąc energię z radości i szczęścia obecnych wilków, wyłapałam wzrokiem również Lavinię oraz Merlina przechadzających się spacerkiem brzegiem lśniącego zbiornika.
Krocząc pośród swoich towarzyszy, z trudem hamowałam pozytywne emocje wirujące w moim wnętrzu niczym miniaturowy, zimny tajfun. Wiatr szarpał moje wnętrzności, muskał je chłodnymi podmuchami. Jednak nie było to nieprzyjemne uczucie. W porównaniu z upałami czepiającymi się ciężkiego powietrza, wiaterek w moim wnętrzu pozwalał mi utrzymywać trzeźwość i pełne skupienie w ten wyjątkowo gorący dzień. Liczne głosy i nieco przytłaczające tłumy działały na mnie zaskakująco kojąco. Zapewne, gdyby spotkało mnie to innego dnia, przemykałabym wśród pobratymców z podkulonym ogonem, skołowana i wyczerpana wielkim ściskiem i zgiełkiem. Dziś jednak czułam się dziwnie szczęśliwa i pełna energii. Gęsty tłum nie stanowił dla mnie problemu, a głośne rozmowy przekształcały się w melodyjną muzykę. Zdawałam sobie sprawę, że nie wykonałam dziś do końca wszystkich obowiązków – przecież nadal nie udałam się na zwiad – ale z jakiegoś tajemniczego powodu zdawałam się nie zwracać na to uwagi.
Zatrzymałam się przy brzegu jeziora, spoglądając z zachwytem na drobne fale skrzące się w promieniach słońca. Tafla mieniła się wspaniałym, żółto – białym światłem, jej cichy szmer rozbrzmiewał wśród rozmów. Charakterystyczny szum przerywany był cichym bulgotaniem i głośnymi pluskami. Na powierzchni tworzyły się kręgi, gdy roześmiane wilki pływały tu i ówdzie, potrząsając łbami, by pozbyć się wody z uszu i nosa.
Mimo że odbijające się od zbiornika słońce raziło mnie w oczy, pośród promieni i oślepiających blasków zdołałam ujrzeć przepływającą blisko brzegu Olie. Za nią podążała chichocząca Mente, a za dwójką wader ścigali Alatei oraz Golden Dove. Niedaleko, wyraźnie zrelaksowany, na wodzie unosił się Pilar. Nie poruszał łapami ani głową; bez wysiłku leżał na tafli, grzejąc brzuch w promieniach słońca.
Na nagły krzyk, który na moment przedarł się przez liczne rozmowy, podskoczyłam zaskoczona.
– Etrio, chcesz z nami popływać?
Donośny głos należał bez wątpienia do kogoś, kto znajdował się przede mną. Doskonale zdawałam sobie z tego sprawę, lecz nim uniosłam łeb w poszukiwaniu tego, kto mnie przywołał, dla pewności rozejrzałam się na boki parę razy. Gdy upewniłam się, że mój słuch nie postanowił spłatać mi figla, podniosłam w końcu wzrok i zerknęłam na niewielką grupkę, która parę kroków przede mną kąpała się w jeziorze.
Wilki zaprzestały zabawy i zauważywszy mnie stojącą przy brzegu, zatrzymały się, delikatnie poruszając łapami i tworząc przy tym drobne fale. Alatei uniosła głowę ponad taflę i zachęcająco kiwnęła pyskiem, uśmiechając się leciutko.
– Chodź do nas! – zaprosiła, a jej towarzysze zawtórowali słowami aprobaty. – Woda jest chłodna i przyjemna!
Na jej zachętę miałam nieopartą chęć zerwać się z miejsca i wraz z energią pchającą mnie do działania, rzucić się do jeziora, by poczuć na futrze błogie zimno. Już, już miałam wybić się i z pluskiem wylądować pośród pobratymców, gdy niespodziewanie zdrowy rozsądek przykuł moje kończyny do ziemi i kazał stanąć w miejscu. Szarpnęłam się, rozluźniając napięte do skoku mięśnie i usiadłam, przenosząc na tylne łapy ciężar swojego ciała. Radość i spokój, które dotychczas krążyły po moim ciele, nagle ulotniły się, pozostawiając mnie w ciemnej pustce. Chłodny wiatr przemykający między moimi organami niespodziewanie ustał.
,,Chwila!" – pomyślałam, zdjęta dziwnym uczuciem. Spojrzałam na wodę mieniącą się pośród światła, nagle dziwnie odpychającą i pełną sekretów. Przez krótką chwilę nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego tak nagle się zatrzymałam, a kojące uczucia zniknęły. Wbiłam pazury w ziemię, powoli kręcąc łbem. Po grzbiecie przeszedł mi dreszcz, gdy ujrzałam wyrazy pysków wilków znajdujących się w jeziorze. Zdawali się być tak samo zaskoczeni, jak ja i wcale się im nie dziwiłam. Dlaczego zostałam powstrzymana przed wejściem do wody?
Już miałam zastygnąć w bezruchu i zacząć analizować tę dziwną sytuację, gdy niespodziewanie w mojej głowie zaświtała – wpierw nieśmiało – odpowiedź na moje pytanie. Co mnie zatrzymało?
Proste zdanie, złożone z trzech słów było niczym cios, który zwalał z łap i pozbawiał sił. ,,Nie umiesz pływać". Nabrałam powietrza, powtarzając kilkakrotnie tę myśl.
Wpadłam w pułapkę własnych emocji i wspomnień. Gdy tylko wytężyłam zmysły, przed oczami widziałam urywki odległych czasów. Nie należałam wtedy jeszcze do Watahy Wilków Burzy; zamieszkiwałam niedalekie lasy na zachodzie i wychowywałam się wśród wilków, których znałam od narodzin. Spoglądałam w przyszłość, czując, jak moje serce zaczyna szybciej łomotać o klatkę piersiową. Każde uderzenie coraz dokładniej odtwarzało moje wspomnienia uchowane w pełnej przemyśleń głowie.
Widziałam, jak jako młode szczenię uciekałam przed tropicielami, brnąc po zgięcia łap w płytkim, zarośniętym strumieniu. Lata mijały, wyrastałam na cichą samotniczkę, a jedynymi chwilami, gdy miałam okazję na kontakt z wodą, były momenty, gdy chciałam ugasić palące w przełyku pragnienie bądź przejść szerokie rzeki po grzbietach płaskich, śliskich kamieni wystających ponad taflę wody. Kolejne myśli sprawiły, że niebezpiecznie się zachwiałam. Z trudem łapałam równowagę na trawiastym pustkowiu. Zielone źdźbła szarpane były przez ostry, lodowaty wiatr, powietrze przecinał charakterystyczny gwizd. Z zapartym tchem i niedowierzaniem przygaszanym przez mieszaninę emocji, obserwowałam z otwartym pyskiem basiora osuwającego się w toń. Widziałam, jak ciało wilka pruje z szumem przez wicher, po czym wpada z donośnym pluskiem do wzburzonego, słonego morza i ginie w jego nieprzeniknionych odmętach.
Nawet gdy stałam się pełnoprawną członkinią Watahy Wilków Burzy, zbliżałam się do wody jedynie po to, aby zerwać z brzegu potrzebne zioła lub namoczyć w niej kępkę mchu. Przez całe swoje życie ani razu nie znalazłam się w wodzie zanurzona w niej po łopatki. Nigdy nie próbowałam w niej zanurkować, odkryć nowy, tajemniczy świat pełen sekretów i dziwów. Nigdy nie postanowiłam odbić się od dna i machając łapami, na moment oddalić się od brzegu. Nigdy w niej nie pływałam.
Powinnam być wdzięczna wodzie za to, co robi dla świata każdego dnia. Zaspokaja pragnienia, stanowi schronienie dla ryb, jest nieodłącznym elementem żyć wszystkich roślin i myślących istot. Powinnam jej dziękować za to, że pochłonęła ciało mojego ojca, który przez wiele lat dręczył swoją rodzinę i wyżywał się na swoich poddanych. Połknęła go, jakby był nic nieznaczącym stworzeniem, zwykłym wilkiem po prostu dopuszczającym się haniebnych czynów.
Powinnam się cieszyć, że woda jest nieodłączną częścią tego świata, fragmentem dzikiej przyrody i towarzyszką strudzonych istot. A jednak, gdy tylko wpatrywałam się w jej skrzącą się w wiosennym słońcu taflę, nie potrafiłam powstrzymać się od drżenia i od postąpienia paru kroków w tył. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze miałam do czynienia ze zbiornikami różnych kształtów i rozmiarów... dlaczego więc teraz wydawały mi się takie przerażające i obce?
– Ja... uhm... – jąkałam się, zerkając co chwila na wilki. Byłam niemalże pewna, że moi towarzysze z łatwością mogą dojrzeć moje rozszerzone ze strachu ślepia i czający się w nich lęk. – Przepraszam... nie mogę do was dołączyć – zebrałam wszystkie siły, aby pochylić się i wykonać w ich stronę krótki ukłon. – Nie potrafię pływać...
Raz jeszcze zerknęłam w stronę jeziora i aż zesztywniałam, gdy poczułam strach pełznący po moim ciele. Nie rozumiałam tego dziwnego, obezwładniającego uczucia, które sprawiało, że jąkałam się i trzęsłam niczym trzcina na wietrze. Czy to był strach?
,,Nie masz się czego bać; odetchnij głęboko i policz do dziesięciu" – cichutki głosik rozsądku odezwał się nieśmiało w mojej głowie. Gdy tak szeptał do mnie kojąco, starałam się zastosować do jego wskazówek i się zrelaksować. – ,,Woda niczego ci nie zrobi".
Obojętnie jednak, jak bardzo próbowałabym zapanować nad lękiem, nadal drżałam na całym ciele, a dzikie myśli przekrzykiwały zdrowy rozsądek.
Jednak w tej pełnej strachu chwili niespodziewanie poczułam na prawym boku leciutkie muśnięcie. Było ono delikatne, niemalże niewyczuwalne; a mimo to, zdołałam je jakimś cudem zarejestrować. Wstrzymałam oddech, pilnując się, by nie wydać z siebie żadnego dźwięku. Pchana dziwnym instynktem, zrobiłam trzy kroki w bok i przekręciłam się w miejscu, by stanąć pyskiem w pysk z tym, kto postanowił mnie wyrwać z przerażających rozmyśleń. Ujrzałam zwężone, bursztynowe ślepia i lśniące, brązowe futro przyozdabiane gdzieniegdzie białymi znamionami. Choć stałam zbyt blisko przybysza, by ogarnąć wzrokiem całą jego sylwetkę, bez trudu rozpoznałam znajomy pysk Nuki.
Jego widok, co dziwne, zdołał na moment uciszyć moje łomoczące serce i przygasić szalejące emocje. Odetchnęłam głęboko, z ulgą dziękując za wyciszenie nieokiełznanych uczuć. Ujrzenie znajomego pyska sprawiło, że zdołałam choć w pewnej mierze się uspokoić. Nadal jednak czułam ten nieokiełznany, paraliżujący strach.
Chcąc uciec od niepotrzebnych myśli, postanowiłam zadać sobie w duszy krótkie pytanie. Pozwoliło mi to skupić na nich całą swoją uwagę.
,,Czy to on mnie dotknął?" – zaczęłam się zastanawiać. – ,, Dlaczego chciałby to zrobić? Czy to było zamierzone? Może tylko przez przypadek tylko się o mnie otarł...".
Zdałam sobie sprawę, że moje reakcja na ledwo wyczuwalny dotyk była aż zbytnio przesadzona. Zachowałam się tak, jakby do mojego futra przylepiła się cała garść kłujących rzepów. Poczułam, jak oblewa mnie fala wstydu. Starając się nie ugiąć przed zażenowaniem i napierającymi resztkami przerażenia, schyliłam łeb, wlepiając wzrok w ziemię.
– Przepraszam... – wymamrotałam, raz jeszcze odtwarzając sytuację sprzed kilku sekund. Powinnam przestać tak nerwowo reagować na czyjś dotyk. To przecież normalne, że stworzenia przytulają się do siebie, poklepują po plecach i głaszczą, by kogoś uspokoić. Dlaczego więc, gdy choćby tylko myślałam, że miałabym pozwolić sobie na takie spoufalanie, ogarniał mnie wstyd i strach?
Do moich uszu dotarło ciche sapnięcie towarzyszące wypuszczaniu powietrza. Natychmiast zlokalizowałam źródło tego dźwięku; to bez wątpienia był Nuka! Drętwiejąc na całym ciele, uniosłam łeb i zerknęłam na basiora. Zaciekawienie i zdziwienie przeplatały się z sobą w mojej duszy zupełnie jak dwa obce aromaty ziół.
,,Czy on westchnął? Dlaczego...?" – przebiegło mi przez myśl. Czy to był odruch mający wyrazić zmęczenie wilka? Czy mogło to po prostu być zwykłym odetchnięciem? A może Nuka nie potrafił się powstrzymać od patrzenia na moje dziwaczne zachowania? – ,,Czy zrobiłam coś nie tak?".
Zupełnie jakby odpowiadając na pełne zaskoczenia myśli, brązowofutry basior wyprostował się, emanując spokojem i przemówił równym, a jednocześnie zadziwiająco spokojnym głosem. Jego ton sprawił, że powoli zaczynałam się rozluźniać, lecz słowa, które potem usłyszałam, sprawiły, że moje serce przyśpieszyło, a w głowie w jednej chwili powstały mętlik i chaos.
– Mówiłaś, że nie potrafisz pływać, prawda? Jestem w tym właściwie całkiem dobry; jeśli chcesz, mogę cię tego nauczyć – zaproponował.
C.D.N
<Nuka?>