· 

Wezwanie do walki [Część #5] – Dalsza droga i ogniki…

Kiedy wilczyca otworzyła oczy, od razu poczuła silny ból głowy, prawdopodobnie spowodowany nałożeniem na nią silnej magii, liczyła, że nie będzie niczego pamiętać. Jednak było zupełnie inaczej, pamiętała wszystko, każdy szczegół, zachowanie, gest. Czuła obrzydzenie, nie tylko do siebie ale i do samca. Gdy bodźce zaczynały do niej docierać, poczuła ciepło na swoim karku, nieświadomy jeszcze basior położył na niej głowę, zanurzony w głębokim śnie. To spowodowało, że wilczyca znowu poczuła napływ gniewu, wstała błyskawicznie na cztery łapy, niemalże zrzucając z siebie basiora, który po jej reakcji, również instynktownie się przebudził.

 

Rozejrzała się, była noc, ale czy to ciągle był ten sam dzień? Czy minęło ich kilka? Walkiria nie potrafiła tego stwierdzić, czuła się wykończona. O ile ciało nie wykazywało przemęczenia, tak jej psychika owszem. Miejsce, które wtedy było przepełnione nieznaną ją magią, energią, która zmusiła ją do obdarzenia namiętnością Velgartha, stało się zwyczajne… Zwykłe jezioro, jedno z wielu, które widziała w życiu, nie poświęciłaby nawet uwagi by się przy nim zatrzymać, nie zapadło by jej w pamięci, jednak to miejsce było inne. Wiedziała, że już zawsze pozostanie w jej myślach. O takich rzeczach się nie zapomina.

 

Wilczyca usiadła przy brzegu jeziora, zamyśliła się, właściwe sama nie wiedziała nad czym, wpatrywała się pusto w taflę wody. Z zadumy wyrwał ją dopiero dobrze, a nawet za dobrze znany męski głos.

 

- Alesso? – rzekł nagle basior, do którego świadomość również już wróciła. Czuł do siebie żal, nie mógł się oprzeć… Chociaż to złe słowo, fizycznie tego pragnął, nie rozumiał dlaczego ale taka była prawda. Jego umysł nie był w stanie logicznie wtedy myśleć, wszystko zastąpił instynkt, któremu nie był w stanie się przeciwstawić. 

- To Twoja wina – odparła na jego zapytanie. Jej oczy były przepełnione gniewem i żalem. – Najpierw wkradłeś się tej małej do umysłu, potem mnie zostawiłeś, a na koniec jeszcze to… - odparła na jednym tchu. – Nienawidzę Cię – dodała obracając od niego wzrok. Czuła pogardę wobec niego, nienawiść, zakłopotanie i żal. Wiele sprzecznych uczuć, które robiły jej mętlik w głowie.

- Moja? – spytał, upewniając się, czy dobrze usłyszał. – Obudziłem się w jebanej klatce, a Ty mi mówisz, że Cię zostawiłem? Jakoś Ciebie przy mnie nie było, dziwny zbieg okoliczności – wyjaśnił, równie zdenerwowany co jego rozmówczyni. – Jeśli chcesz kogoś obwiniać to tylko siebie, było nie brać tego bachora – dodał, wpatrując się w alfę, gdyby mógł cofnąć się w czasie, jej los zdecydowanie byłby przesądzony. – Jedynie za co mógłbym Cię przeprosić to…  Sama wiesz, ale nie przeproszę za to, co Ty mi chcesz teraz wmówić – mówiąc to, ton jego głosu znacznie się zmienił, szanował wbrew pozorom Alessę, to co się wydarzyło nie powinno mieć w ogóle miejsca.

- Pieprzone elfy – stwierdziła, wysłuchując basiora. – Gdy ja się obudziłam, też Ciebie przy mnie nie było, Reny również. W dodatku, musiałam walczyć z jakimiś kundlami… - wyjaśniła, by dać do zrozumienia samcowi, że ona również nie miała łatwo. – Może to wszystko było ukartowane… - westchnęła, była sfrustrowana, sama już nie wiedziała co myśleć i kogo obwiniać. – Ale nie mieszaj w to Reny, to było szczenię, musieliśmy jej pomóc – dodała, tej decyzji akurat nie żałowała, to była jej powinność, gdyby musiała drugi raz podjąć decyzję, byłaby dokładnie taka sama.

 

Po tym dialogu między wilkami zapadła martwa cisza. Nie wiedzieli co mogą sobie jeszcze powiedzieć w tych okolicznościach. Jedno było pewne, było po fakcie, nie mogli cofnąć czasu, zmienić tego co się stało, nie mieli na to żadnego wpływu. Będą pamiętać o tym zawsze. Może właśnie to miała na myśli elfka? Konsekwencje… 

 

- Cóż… Mam nadzieję, że wiesz, że nie nadaję się na ojca – samiec jakby się ocknął. Nie wyobrażał sobie sytuacji, że miałaby posiadać szczenięta z Alessą, jak wytłumaczyli by to pozostałym? I jak wyglądałaby ich przyszłość. Te myśli przygniotły podświadomość Velgartha. 

- Nie martw się. Nie mogę mieć szczeniąt i nie złamie tego żadna magia. To nie jest moja pierwsza kara w życiu – odparła, przewracając oczami. Jej słowa zdecydowanie uspokoiły ciemnofutrego. Może w pewnym sensie nie powinny, ale w tej sytuacji było to swojego rodzaju wybawienie. 

- Mimo wszystko… Ech...Przepraszam – rzekł z trudem, wpatrując się w alfę. Co prawda nie żałował tego pod względem fizycznym, w końcu Alessa jest atrakcyjną waderą, ale pod względem psychicznym, nie były to dobre okoliczności, właściwie prawdopodobnie nigdy by do tego nie doszło, ale tego już nie był w stanie zmienić.

- W porządku… Ja również tego chciałam, więc nie masz za co przepraszać, to obopólna wina – stwierdziła, patrząc basiorowi w oczy. Na początku była przerażona, bała się, że basior zniszczy jej tym reputację, jednak widziała, że on też tego żałował, zdecydowanie nie zależało mu na tym i nie potraktował tego jak zdobycie trofea, czym w jej oczach zdecydowanie zyskał. Właściwe może w innych okolicznościach nawet by tego nie żałowała, w końcu samiec miał predyspozycje ale wyszło jak wyszło. Muszą nauczyć się z tym żyć, czy tego chcą, czy nie.

 

- Co dalej? – spytał, licząc, że walkiria ma jakiś plan, przy okazji zupełnie zmieniając temat.

- Musimy zakończyć ten temat i do tego nie wracać – rzekła stanowczo, spoglądając na basiora, który słysząc te słowa pokiwał głową na znak zrozumienia. – No i wyruszyć dalej, mamy misję do skończenia, nie możemy jej przerwać ze względu na tą… - tutaj przerwała, musiała znaleźć odpowiednie słowo, co nie było łatwym zadaniem. – Komplikację – dodała po chwili przemyślenia.

- Jasne… W końcu jesteśmy profesjonalistami – odparł, zmuszając się na nieznaczny uśmiech. Wiedział, że musiał o tym zapomnieć, przynajmniej spróbować. Chociaż sam się też zastanawiał, czy tak naprawdę było czego żałować, w końcu… Źle im nie było. Jak zwykle, wewnętrzny drań, dawał się we znaki, w ogóle ignorując kwestię moralności.

- Ruszamy na południe – wydała rozkaz alfa, przyglądając się rozłożonej na ziemi mapie. Wiedziała, że nie mogą zwlekać, bo nawet nie miała pojęcia ile czasu już minęło. Liczyła, że niewiele, musiała pomóc tej krainie. 

 

Ich dalsza droga była przepełniona ciszą… Nie wiedzieli o czym mieli rozmawiać, nie tylko ze względu na tamtą sytuację. Zdecydowanie chodziło o coś innego. Przynajmniej ze strony Alessy, która przemyślała znacznie sprawę. Po rozmowie, wyrzuceniu wszystkiego, czuła się lepiej. Wiedziała, że basior również odczuwał te same emocje co ona. Teraz na miejsce złości, gniewu i żalu, przyszło inne uczucie… Ekscytacji, ciekawości, może i nawet swojego rodzaju przyciągania. Basior zaczął jej się podobać…  - Kurwa – powiedziała w myślach, chcąc wyrzucić te przemyślenia z głowy. Walkiria była tak zamknięta w swoim świecie, że nawet nie zauważyła, że jej towarzysz się zatrzymał i na niego wpadła.

 

- Wybacz – odparła, gdy basior się do niej obrócił, kierując w jej stronę pytające spojrzenie. 

- Jasne… Właściwie to ja się niespodziewanie zatrzymałem – przyznał, widząc zamyślenie w oczach samki, również i on sam trwał dość długo w zadumie, dopóki nie zobaczył przed sobą tajemniczej budowli…

 (Autor obrazka: TylerEdlinArt)

 

- Cóż to takiego? – odparła, spoglądając w tym samym  kierunku co jej rozmówca.

- Jeszcze nie wiem, ale coś tam jest napisane – samiec zwrócił uwagę na święcące się na skale znaki, z daleka nie przypominające właściwie niczego.

- Podejdźmy bliżej – zaproponowała wilczyca, kierując się w stronę skały. 

 

Velgarth nie protestował, udał się za alfą, przyglądając się przy okazji krajobrazowi. Nie było to jednak spowodowane zachwytem, lecz intuicją, czuł w tym miejscu swojego rodzaju aurę. Szukał jakiś wskazówek bądź pułapek. Był ostrożny i idąca przed nim wadera również, to oznaczało, że oboje nie czuli się w tym miejscu dobrze. Kto by pomyślał, że nawet pod tym względem są tak podobni – na tą myśl, ciemnofutry uśmiechnął się mimowolnie.

 

Gdy wilczyca zatrzymała się przed napisem, samiec stanął tuż obok niej, przyglądając się znakom. Niewiele mu to co prawda mówiło, gdyż były napisane w tym samym języku, co te na odwrocie mapy. Alessa przyglądała się znakom oraz symbolom wyrzeźbionym w ziemi. Na podłodze przy skale były wyryte: słońce, kropla, gwiazdka i liść. Wilczyca nie miała zielonego pojęcia o co z tym chodzi. Spoglądała to na podłogę, to na napis. 

 

- Co tam jest napisane? – spytał, widząc jak wadera sama boryka się z tym problemem.

- Przemijanie – rzekła bez zastanowienia, dla niej było to oczywiste. 

- Przemijanie – powtórzył po niej, po czym podszedł bliżej wadery. – To wygląda jak przyciski – dodał, przyglądając się wyrzeźbionym w ziemi obrazkom. 

- Bo to są przyciski, zapewne trzeba je przycisnąć w odpowiedniej kolejności – wyjaśniła, doceniając spostrzegawczość samca.

- A może… Hmm… Słońce, kropla deszczu… Może to jest coś związanego z pogodą? – spytał, próbując połączyć ze sobą te wszystkie symbole i znaczenie napisu. 

- Pogoda… - Powtórzyła po nim, to było tak genialne i oczywiste, a jednak o tym nie pomyślała. – A może pory roku – olśniło ją, chociaż nie przyznała, że to dzięki niemu wpadła na ten pomysł. 

- Liść to może być wiosna – mówiąc to przycisnęła odpowiedni obrazek, sugerując samcowi co będzie następne.

- Słońce to lato – odparł basior, naciskając łapą na rysunek słońca, rozumiał co chodziło po głowie alfie.

- Kropla deszczu, być może jesień – kierowała się zupełnie logiką.

- A gwiazdka, to nie gwiazdka, tylko płatek śniegu, zima – stwierdził słusznie, kładąc łapę na ostatni przycisk. 

 

Nawet nie zwrócili uwagi na to, że z innej perspektywy wyglądaliby jak para. Basior musiał objąć waderę, by móc przycisnąć odpowiednie przyciski, lecz mimo tej bliskości, nie poczuli się niekomfortowo. Towarzyszyło im raczej inne uczucie… Którego nie byli w stanie odpowiednio nazwać. Gdy ekscytacja zagadką opadła, byli rozczarowani, faktem, że nic się nie stało, wydawało się to rozwiązaniem doskonałym. 

 

- To chyba nie o to chodziło – rzekł basior, zabierając łapy, by zwolnić przyciski. Przy okazji uwalniając waderę z uścisku.  Dopiero w tym momencie do niego dotarło, że był przy niej tak blisko i właściwie nie sprawiło mu to żadnego problemu, jakby ich relacja była taka zawsze. A przecież to nie była prawda, ona jest generałem, alfą… Ja pierdole – pomyślał, czując co się może święcić. Przecież nie zdawał sobie sprawy, że wilczyca również miała ten sam mętlik w głowie co on.

- Hmm, może to nie o to chodziło – odparła zakłopotana Alessa, której sytuacja zaczęła się nawet podobać. Nienawidziła tego… Kurwa, co jest z tobą nie tak? – skarciła się w myślach. Naprawdę nie chciała myśleć o nim w ten sposób ale nie potrafiła temu zapobiec.

 

Na szczęście z tej niekomfortowej sytuacji wyciągnął ich blask zielonych ogników… 

 

(Autor obrazka: Nieznany

 

Zatem dobrze rozwiązali zagadkę. Magia jest naprawdę ciekawym zjawiskiem, zafascynowała się wadera. W końcu w legendach i mitach, ogniki prowadziły zawsze w niesamowite miejsca, doprowadzały do czegoś wartościowego, bądź zmuszały do wiecznej wędrówki… Być może to nie jest klucz, tylko pułapka – przeszło to przez myśl walkirii. Wiedziała, że nie może dać się im zgubić i czy chce tego czy nie, będzie musiała się trzymać blisko Velgartha, w tej sytuacji nie mogą pozwolić sobie na kolejne rozdzielenie. 

 

- Powinniśmy to sprawdzić – rzekła Alessa, widząc, że ogniki idą w innym kierunku, niż sugerowała im mapa. 

- A co jeśli to kolejna zasadzka… Powinniśmy kierować się do celu – tym razem basior niekoniecznie chciał się zgodzić z jej planem.

- Posłuchaj, tu musi być coś na rzeczy. Na skale jest ten sam język jakim pisana jest treść na odwrocie mapy, być może jesteśmy blisko, a ogniki są naszą drogą i rozwiązaniem – stwierdziła słusznie walkiria, basior nie mógł się z nią nie zgodzić,  bo faktycznie nie wyglądało to na przypadek, być może celowo mapa w tym miejscu była niewyraźna.

- Ech… - Westchnął ciężko. – Mam nadzieję, że masz rację – odparł, idąc po raz kolejny na propozycję pierwszej alfy. Wiedział, że faktycznie coś może być na rzeczy. Nie pomagał także fakt, że Velgarth był cholernie ciekawy dokąd prowadzą te małe zgubne światełka przepełnione magią. Chociaż jak miał być szczery, samej w sobie magii, to miał zdecydowanie dosyć.  – A co jeśli jednak te pieprzone ogniki okażą się zgubnym tropem? Mam nadzieję, że to nie jest pułapka – przez moment się zawahał. 

- Poradzimy sobie, byśmy się tylko nie rozdzielali, to istotne – rzekła Alessa, chociaż wiedziała, że dziwnie to brzmi w jej pysku. Tym bardziej, że teraz ich relacja była na specyficznym etapie…

- To nie będzie problem – odparł, nawet nie zastanawiając się nad brzmieniem tego zdania. Coraz trudniej przychodziła mu obojętność wobec tej samki. – Weź się w garść – rzekł sam do siebie, odwracając wzrok od wilczycy. 

- W takim razie ustalone, ruszajmy – pospieszyła go, idąc w kierunku pierwszego ognika. – Trzymaj się blisko – dodała. – Najlepiej jakbyśmy o czymś rozmawiali… Żebym wiedziała, że jesteś za mną – plan właściwie oczywisty, dobry i w tej sytuacji na pewno skuteczny, jednak Velgarth nie miał totalnie pomysłu o czym mógłby teraz rozmawiać. 

- Jak do nas trafiłeś… I o co chodzi z tym ptaszyskiem? – spytała, widząc, że dialog sam się nie będzie kleić, a zadawanie pytań, to jedno z najlepszych rozwiązań, na tego typu problemy.

 

 

 

 

C.D.N.

 

 

 

 

 

 

<Velgarth? :>>