· 

Otchłań

Wszystko dokądś prowadzi. Każdy najmniejszy organizm, nawet zwykła pchła, ma swój cel, swoją misję. Zadanie, które musi wykonać i do którego dąży przez całe swoje istnienie mimo trudności i przeciwności losu. Niektórym się to udaje, a jeszcze mniej licznym udaje się zrobić to na tyle dobrze, by zostać zauważonym przez innych. Większości takich osób stawia się wtedy pomniki, pisze o nich ballady, i wiersze na ich cześć. Wychwala się ich czyny, dzieła, czy opowiada się o ich dokonaniach i o tym jak wspaniali byli. Jak to udało im się wygrać ten jeden wielki wyścig szczurów zwany potocznie życiem. Czy to nie śmieszne? W końcu i tak to wszystko przestanie mieć dla tych osób jakiekolwiek znaczenie za zaledwie kilka, lub kilkanaście lat, gdy zniknął już z tego świata. Gdy wyzionął ducha, a ich ciało zasypie ziemia.

 

  Złotooki pragnąc zaczerpnąć powietrza wziął oddech, a piekący ból powoli zaczął rozchodzić się po jego płucach, zapełniając je substancją, która pod żadnym pozorem nie powinna się tam znaleźć. Woda. Woda, którą wszyscy uważają za tak życiodajną i tak drogocenną rzecz właśnie sprawiała, że on te życie powoli zaczynał tracić. Otaczała go ze wszystkich stron, pozbawiając go całkowicie możliwości oddychania. Chłodna. Ciemna. Jedynie w górze można było dostrzec ledwo zauważalne promienie słońca, które bez skutku próbowały przebić się przez jej taflę tworząc przy tym jedynie słabe smugi światła migające w rytm ruchów fal. Czy to będzie ostatni widok jak w życiu zobaczy? Zatapiał się w niej coraz to głębiej i głębiej. Bez ruchu. Nawet nie próbował sprzeciwić się pochłaniającemu go właśnie żywiołowi. Pozwolił mu na to, a w jego wyrazie twarzy nie było widać strachu, czy przerażenia. Był tylko spokój. Czuł jak powoli zaczyna mu brakować tlenu w płucach. Z uśmiechem wypuścił ostatni oddech i zamknął swoje oczy pogodzony ze swoim losem. Pogodzony ze śmiercią.

 

  Jakie było jego zdziwienie, gdy poczuł, że tlen jednak jakimś cudem powrócił. I zrobił to zdecydowanie bardziej gwałtownie, niż by się tego spodziewał. Jego ciało przeszedł nieprzyjemny dreszcz, a on sam zaczął niekontrolowanie kasłać, pozbywając się tym samym resztek wody ze swoich płuc. Żył. Przewrócił się na plecy i spojrzał w górę próbując wyrównać swój nadal nieco przyśpieszony oddech. Wdech, wydech. On żył. Nie był martwy, a zdecydowanie powinien być. Jakim cudem więc znalazł się ponownie na lądzie? Lekko zdezorientowany zmarszczył brwi i przechylił pysk, by się przekonać, że tuż obok niego ktoś stoi. Ktoś, kto był wytłumaczeniem na jego wcześniejsze pytania. Ktoś kto właśnie ocalił go od śmierci. A przynajmniej tak wnioskował po czterech mokrych, wilczych łapach znajdujących się centralnie przed jego nosem.

 

Oh… - mruknął tylko, a w jego tonacji głosu dało się wyczuć wyraźne niezadowolenie.

  Zaakceptował już swoją śmierć, więc dlaczego ktoś nagle go od tej śmierci powstrzymuje? Dlaczego ktoś rzuca się za nim do jeziora, by go z niego wyciągnąć? I dlaczego odbiera mu okazję na spokojne odejście? Czuł się aktualnie jak płotka, która została złowiona i siłą wywleczona na brzeg zupełnie bez jej zgody. Da się gdzieś złożyć na to skargę? Zażalenie? Westchnął zrezygnowany i powrócił wzrokiem w stronę nieco szarych, wiosennych chmur. Zabawne. O tej porze roku wszystko budzi się do życia, czyż nie? On jak widać także był do tego zmuszony. Nie racząc nawet przyjrzeć się bliżej swojemu wybawcy spokojnie przymknął swoje oczy czując na swoim mokrym futrze ciepłe promienie słońca, które delikatnie go ogrzewały. Całe szczęście, że dziś było stosunkowo ciepło, bo kąpiel w lodowatej wodzie, która nie zdążyła jeszcze nabrać temperatury po zimie, raczej nie tworzyłaby zbyt miłego duetu z chłodnym wiatrem. Wtedy raczej już dawno zamarzłby na kość, a to zdecydowanie nie należałoby do najprzyjemniejszych rzeczy.

 

  Zachciało się zabawy w bohatera? Cóż, niech nikt nie liczy z tego powodu na pomnik, bo basior zdecydowanie nie zamierzał go nikomu stawiać. Mógł co najwyżej poklepać wilka po główce, tak jak robi się to małemu szczeniakowi, któremu gratuluje się złapania swojej pierwszej myszki, czy innej równie marnej zwierzyny. Równie dobrze mógłby wyłowić z tej rzeki kawałek kłody, wielkiej różnicy by nie było. Byleby się odczepił i pozwolił się zająć dorosłym ważniejszymi rzeczami. Brawo! Spisałeś się! A teraz zmykaj pobawić się z innymi, bo tylko mnie irytujesz, ale nie powiem ci tego wprost, gdyś tego robić nie wypada. Tak w większości przypadków postępuje się ze szczeniętami, a one, nieświadome swojej głupoty, cieszą się, że ktoś ich pochwalił.

 

  Yavi wstał z ziemi i jak gdyby nigdy nic otrzepał się pozbywając się tym samym resztek wody ze swojego futra. Ał ał. Boli. Chyba w wodzie musiał uderzyć o jakiś kamień, czy większą gałąź, bo prawa część jego pleców była zdecydowanie obita. Musiał przyznać, że w tym przypadku może jednak miał nieco szczęścia. W końcu równie dobrze mogło dojść do nieco bardziej odczuwalnych w skutkach uszkodzeń. Przeciągnął się, wyciągając przy tym swoje długie, zabandażowane łapy do przodu i próbując tym jakoś rozciągnąć swoje bardzo brutalnie uszkodzone przez przyrodę mięśnie. Może przynajmniej to w jakimś stopniu pomoże. Faktem było to, że za kilka godzin pewnie i tak po bólu nie będzie ani śladu, jednak mimo wszystko nie chciał się z nim aktualnie użerać. Umiejętności związane z szybszą regeneracją jednak czasami naprawdę się przydają. Powinien chyba w końcu zacząć ją bardziej doceniać.

 

  Zauważając, że chyba jego wybawiciel nie ma zamiaru póki co zostawiać go samego trójkolorowy zaczął zastanawiać się, czy nie trafił przypadkiem na obszary należące do jakiejś watahy. Czy aby na pewno powinien tu przebywać? Teoretycznie z tego co zdążył zaobserwować to wilk był tutaj w pojedynkę, więc po cichu liczył na to, że to także jest osoba, która podróżuje sama. Jakoś nie zachęcała go możliwość konfrontacji z całym stadem i pewnie dość nieprzyjemne wygonienie z ich ziem. Już kilkukrotnie zdarzyło mu się znaleźć w takiej sytuacji, gdy zapuścił się zbyt głęboko w góry, czy las, nieświadomie wkraczając na czyjś ‘teren prywatny’. Raz nawet postraszyli go niedźwiedziem. Skrzywił się w duchu na wspomnienie tej gonitwy przez las i śmierdzącym oddechu miśka, który wtedy czuł na swoim karku. Tak, zdecydowanie nie zamierzał tego już nigdy więcej powtarzać.

  Zwrócił swój spokojny wzrok w stronę towarzyszącego mu aktualnie wilka, by w końcu nieco przyjrzeć się jego osobie. Jakie są twoje zamiary? Po co wyciągasz umierającego z wody?

 

C.D.N.


>ktoś chętny?<