Gdy basior wypuścił dziecko ze swojego stalowego uścisku, te natychmiast postanowiło dać nogę, w sumie normalna reakcja, uznała ich za wrogów i za niebezpiecznych. Po takim przywitaniu, właściwie oboje nie byli zaskoczeni zachowaniem elfiego szczeniaka.
- Złapię ją – rzekł oschle ciemnofutry, chociaż jak miał być szczery, jej los nie był dla niego szczególnie istotny.
- Nie! – zatrzymała go alfa, blokując drogę samcowi. – Ja to zrobię, Ciebie wystarczająco się już boi – stwierdziła słusznie walkiria, kierując się za dziewczynką.
- Jasne, powodzenia – odparł, siadając na spalonej ziemi, czekał na dalszy rozwój wydarzeń. Chociaż był przekonany, że ten dzieciak nie jest im właściwie pogrzebny i tylko utrudni sprawę… Jednak wiedział też, że Alessa tego tak nie zostawi, nie z tą swoją moralnością i potrzebą chronienia innych… Która w pewien dziwny i niezrozumiały sposób podobała się samcowi.
Kremowofutra nie zwlekając wyruszyła za tropem dziewczynki. Co nie było zbyt skomplikowane, nie uciekła daleko, schowała się w pobliskim spalonym lesie, a właściwie w tym co z niego zostało. Widziała ją już z daleka jednak postanowiła zachować pozory, że jej nie znalazła, dzięki temu ona czuła się bezpieczniej, a Alessa mogła podejść bliżej i spróbować zdobyć jej zaufanie na tyle, by ta do niej wyszła, z pozoru zadanie banalne, jednak nie w jej przypadku…
- Mała, gdzie jesteś? – spytała, zastanawiając się, czy ta rozumie ich język, udawała, że się rozgląda i szuka, co dawało zarówno czas jej, jak i młodej uciekinierce. – Rozumiesz mnie? – zadała kolejne pytanie i tym razem bez odzewu. – Przepraszam za mojego kolegę, jest dość… Specyficzny i nie potrafi obchodzić się z dziećmi, nie masz powodu by mi ufać, jednak jak tu zostaniesz… Będziesz narażona na ataki od gorszych stworzenia niż my, tutaj nie jest bezpiecznie – próbowała ją przekonać, chociaż z innej strony nie wiedziała, czy logiczne argumenty zadziałają, w końcu to jeszcze szczenię, nie myśli racjonalnie jak dorośli i w tym momencie pewnie chciałaby by wilczyca odeszła jak najdalej i dała jej spokój.
Słowa pierwszej alfy nie przyniosły jednak oczekiwanych skutków, dziewczę dalej nie opuściło swojej pseudo kryjówki. – Niech to szlak, jestem w tym naprawdę beznadziejna – burknęła pod nosem walkiria. Alessa tak naprawdę nie miała prawa mieć ręki do dzieci, nigdy nie miała z nimi styczności, jedynym szczeniakiem z jakim miała kontakt, był Ketos, z czego on miał już pół roku, jak trafił pod jej opiekę. I z początku nawet ich relacja była dość skomplikowana, a tutaj miała do czynienia z elfim dzieckiem, którego w ogóle nie znała, nie miała pojęcia ile miało lat i czy w ogóle ją rozumie. Sprawa wydawała się tragiczna. Wilczyca zdecydowanie lepiej by się odnalazła na negocjacjach na wojnie, bądź walce wręcz, niż na dotarciu do dziecka.
- Posłuchaj mała, wiem, że nie wydajemy się odpowiedni, by ci pomóc. Ale jestem walkirią, może słyszałaś o nich? My pomagamy, nie zrobię Ci krzywdy, obiecuję – ton wilczycy znacznie się zmienił, stał się łagodniejszy i cieplejszy, to była ostatnia szansa.
- Jesteś walkirią? – padło nagle pytanie. Głos dziewczynki był delikatny i wysoki, zatem musiała być bardzo młoda. Jej zapytanie potwierdziło również, że rozumie ich język, co było zdecydowanie dużym ułatwieniem w takiej sytuacji.
- Zatem wiesz kim jestem – odpowiedziała Alessa, kierując się w stronę jej głosu. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że w krainie elfów znają walkirie, to było dla niej miłe zaskoczenie, biorąc pod uwagę znaczne różnice rasowe.
Te słowa zadziałały na nią jak magiczne zaklęcie. Młoda elfka od razu podeszła do kolorowookiej rzucając jej się przy tym na szyję, jakby czując, że kremowofutra jest jej wybawicielką. Ciało wadery natychmiast znieruchomiało, nie wiedziała w tym momencie jak się ma zachować, zdecydowanie nie spodziewała się takiej reakcji. Ale dzięki temu miała teraz okazję przyjrzeć się tej małej paskudzie. Była na pewno młodziutka, ledwo co dosięgała do szyi wilczycy, jednak mimo wszystko ciężko było jej stwierdzić ile ma lat. Miała blond włosy, jasne oczy. Alessa właściwie niewiele razy widziała elfy, ich krainy dzieli wiele kilometrów. Ale mimo wszystko miała o nich dobre zdanie, żyli w zgodzie z naturą i nie krzywdzili zwierząt w przeciwieństwie do ludzi, ich relacje były raczej neutralne i nigdy nie miała konfliktu z tą mistyczną rasą.
(Autor obrazka: Nieznany)
- Choć, opowiesz nam więcej o sobie, pomożemy Ci – walkiria przerwała w końcu niezręczną ciszę, która nastąpiła pomiędzy nimi.
Dziewczynka otarła łzy po czym zaczęła się kierować za Alessą, wtedy dopiero ta ujrzała, że młoda musiała coś sobie zrobić uciekając, kuśtykała na prawą nogę. – Świetnie, jeszcze tego nam trzeba – pomyślała walkiria, wyciągając przy tym bandaż z sakiewki. Wilczyca była przygotowana niemal na każdą ewentualność, zatem podstawowe zioła i bandaże, zawsze miała gdzieś w zanadrzu.
- Usiądź – powiedziała krótko wilczyca, usadzając przy tym dziecko, na spalonym pniu.
Dziewczę nie stawiało się, wykonało rozkaz, a wilczyca zabrała się za obejrzenie jej kończyny. Zaczerwienienie, opuchlizna i brak możliwości ruszenia, typowe objawy zwichnięcia kostki. Do tego nie było potrzebne nawet medyczne doświadczenie, jest to standardowy uraz. I mimo iż Alessa nie miała pojęcia o anatomii elfów, wiedziała jak wygląda sprawa u wilków, zatem i w tym przypadku na logikę potrafiła stwierdzić, że to z pewnością zwichnięta kostka. - Zatem będzie trzeba nastawić… - powiedziała pod nosem, nie wiedząc jak wytłumaczyć to dziecku.
- Emm, jak masz na imię? – zagaiła, licząc, że odwróci jej uwagę.
- Ren… - Nie dane było jej jednak dokończyć, gdyż w tym momencie wydarła się w niebogłosy.
Wadera nastawiła jej w tym momencie staw, trwało to kilka sekund, jednak na pewno był to olbrzymi ból dla dziecka. Niedługo potem pojawił się tuż obok niej Velgarth, który usłyszawszy krzyk, spodziewał się najgorszego. W pewnym sensie był trochę rozczarowany widząc, że wilczyca opatruje nogę dziewczynce, liczył na trochę inny zwrot akcji.
- Wybacz, to dla Twojego dobra, teraz już będzie lepiej – rzekła, kończąc owijanie bandaża.
- Mhmm… - dziewczę nie było w stanie nic powiedzieć, jej oczy były zaszklone, a twarz wyraźnie zaczerwieniona. Zdecydowanie nie można się spodziewać wytrzymałości po dziecku.
- Zatem jak masz na imię? – zapytała po raz kolejny, tym razem licząc, że uda jej się dowiedzieć.
- Rena – odparła krótko, ocierając po raz kolejny tego dnia łzy.
- Rena… - powtórzył Velg, jakby kiedyś słyszał to imię. Przynajmniej tak mu się wydawało.
- Ładnie, ja jestem Alessa, a to Velgarth – przedstawiła ich alfa. – Zmierzamy w poszukiwaniu pewniej krainy – dodała, pokazując młodej elfce miejsce na mapie.
Gdy dziewczę zobaczyło mapę od razu wskazało na niej inną lokalizację. Właściwie totalnie w innym kierunku, co zdecydowanie nie było po drodze wilkom.
- Stamtąd pochodzisz? – spytała wadera, licząc, że dowie się czegoś więcej.
- Moi rodzice tam są – rzekła, dalej nie zdradzając żadnych szczegółów.
- Powiesz nam coś więcej? – wtrącił się Velg, licząc, że Rena rozwinie swoją wypowiedź, bo póki co nie wiedzieli tak naprawdę niczego.
Jednak dziewczynka nie odezwała się już słowem. Zatem mogli się tylko domyślać. Zastanawiające dalej było to skąd ona się tu wzięła, tyle kilometrów od domu... Jeśli to prawda i jej rodzice są tam, to czeka ich zmiana trasy i kolejne kilka dni wędrówki. Musieli się nad tym dobrze zastanowić.
- Reno, zaczekaj tutaj – rzekła Alessa, odchodząc kawałek od niej i pokazując ciemnofutremu, że ma do niej podejść.
- Więc…? – zaciekawił się basior.
- Więc, musimy jej pomóc, nie możemy jej tu zostawić, nie poradzi sobie – zaczęła walkiria, naprowadzając samca na swój plan.
- Serio? Chcesz iść tam gdzie ona mówi? Skąd mamy pewność, że nie kłamie. To dzieciak, one mają bujną wyobraźnię – zdecydowanie Velgarth nie ufał temu dziecku, ale może to kwestia tego, że podobnie jak Alessa ni miał z nimi dużej styczności i nigdy go do nich nie ciągło.
- Możliwe, aczkolwiek nie sądzę. Nie ma powodów by kłamać… - stwierdziła słusznie pierwsza alfa.
- Może, chociaż ja uważam, że wszyscy jej bliscy zginęli a teraz nas wciąga w jakąś zabawę – rzekł, spoglądając na dziewczynkę, która bacznie się im przyglądała.
- Moim obowiązkiem jest to sprawdzić, czy Ci się to podoba, czy nie. Wiadomo łatwiej by było ją zostawić, bądź zabić, ale pomyśl nad tym, czy to faktycznie jedyne dobre rozwiązania. Jeśli tak uważasz, proszę droga wolna, możemy to zrobić. Jeśli jednak uważasz, że warto dać jej szansę, pójdziesz ze mną – odparła, patrząc głęboko w oczy basiora. - Kto wie, może w przyszłości jak dorośnie, dzięki temu będziemy mieli sojusznika – dodała, przechylając pysk w kierunku dziecka. – Jeśli jest istotna, zabicie jej może doprowadzić nawet do wojny – i tym razem wadera mogła mieć rację.
- W porządku – rzekł krótko. Pewność siebie i charyzma alfy, sprawiała, że nawet nie miał ochoty się z nią kłócić, mógł ale uznał to za bezcelowe, ona nie poszła by na jego pomysł, więc łatwiej w tym wypadku było mu pójść na kompromis. Właściwie kilka dni w tą czy w tę nie robiło mu dużej różnicy, a być może będzie mieć satysfakcję jeśli pani generał się myliła.
Po zakończonej wymianie zdań, oboje wyruszyli w kierunku Reny. Pora było ruszać w drogę, która nie zdawała się być krótka. Dziecko przedłuży ich podróż o dobre kilka dni, czy im się to podobało, czy nie. Więc nie było co zwlekać.
- Idziemy – rzekł Velgarth, kierując się na wschód, chciał mieć to szybko za sobą.
- Zaczekaj, ona sama nie pójdzie – odparła słusznie alfa, wskazując na bandaż na nodze dziewczynki.
- Chyba nie liczysz, że wezmę ją na grzbiet – stwierdził ciemnofutry, wpatrując się w alfę, nie miał zamiaru służyć za transport.
- Gbur – powiedziała pod nosem walkiria. Na co dziewczynka nieznacznie się uśmiechnęła, jakby czując, że było to żartobliwe określenie z jej strony.
Wilczyca pochyliła się przed elfką i rozchyliła skrzydła, by ta młoda dama mogła się na nią wspiąć. Gdy w końcu udało jej się wdrapać, zaparła ją między swoimi skrzydłami, by było jej stabilniej. W głębi duszy nie chciała zrobić jej krzywdy, w końcu to jeszcze szczenię, a nawet sami łowcy nie zabijają młodych, więc czemu ona by miała?
- Ani jednego słowa – skwitowała krótko, widząc ironiczny uśmiech samca.
- Przecież ja nic nie mówię – rzekł, choć korciło go, by jej dogryźć. W pewien sposób, lubił ich czasami złośliwe wymiany zdań.
- I dobrze, ruszamy – przewróciła oczami i poszła przed siebie. Sama nie rozumiała do końca dlaczego, ale w pewien sposób polubiła tego samca.
Dalsza droga minęła im dość spokojnie, po kilku godzinach w końcu udało im się opuścić te spalone doszczętnie ziemie. W tym miejscu musiało się wydarzyć coś naprawdę strasznego, jednak póki co nie dane było im się dowiedzieć co. Rena nie była specjalnie rozmowna, zdecydowanie należała do nieśmiałych dzieci, udzielała krótkich odpowiedzi i nigdy o nic sama nie spytała. Zatem ich zadaniem było zyskać chociaż w jakimś stopniu jej zaufanie, by czegokolwiek móc się dowiedzieć o niej samej i o tamtym miejscu.
Gdy na horyzoncie słońce zniknęło, na jego miejscu pojawił się leniwie księżyc. Tym razem przechodzili przez las, ciemny i ponury, jakby zima tego miejsca nie opuściła. Towarzyszyła temu miejscu aura mroku i tajemniczości. Do tego wszystkiego dochodziła jeszcze mgła, tym razem stworzona przez naturę. Widoczność była ograniczona, a temperatura zdecydowanie ujemna. Na drzewach nie było żadnych liści, a pod ich łapami wiły się labirynty korzeni. To miejsce zdecydowanie nie było zwykłe, być może nawet przeklęte.
- Powinniśmy poszukać schronienia na noc – przerwała nagle ciszę Alessa.
- Czemu? Zwykle normalnie chodzimy o tak późnej porze – stwierdził słusznie basior, jednak tym razem było inaczej, nie byli sami.
- Nie chodzi o mnie, małej jest zimno – wadera odkryła dziewczynkę skrzydłem, ukazując basiorowi trzęsące się z zimna dziecko.
- Cudownie… - podsumował. Właściwie w innym wypadku chyba w ogóle by go to nie obchodziło, szczerze mówiąc w ogóle nie rozumiał, po co im to dziecko.
- Poszukajmy jakieś kryjówki – zignorowała zupełnie wypowiedź basiora i zaczęła się rozglądać.
- Myślę, że tam będzie dobrze – basior pokazał łapą na jamę, wykonaną z zawiłych korzeni drzew.
Wilki bez zbędnych słów skierowały się na miejsce. Jak się okazało z daleka było znacznie większe niż z bliska. Co prawda zmieszczą się, ale będą musieli być naprawdę blisko siebie, co nie było zdecydowanie po ich myśli.
- Poszukamy czegoś innego – stwierdziła Alessa, wiedziała, że w tym miejscu będzie im ciężko, nie tylko ze względów fizycznych, ale i psychicznych.
- Mgła się robi coraz bardziej gęsta, temperatura cały czas spada, nie mamy zbyt wielu opcji – w tym wypadku wilczyca nie miała już argumentów.
- W porządku – zgodziła się z nim niechętnie.
Pierwsza weszła do schronienia, delikatnie przesuwając młodą elfkę, która już spała. Objęła ją skrzydłem. Potem dołączył basior, który ułożył się tuż przy wilczycy, jej skrzydło objęło także jego. Ale dzięki temu, młoda elfka była ogrzewana od obu stron, a nie było inaczej jak się ułożyć, miejsce, a właściwe brak miejsca na to nie pozwalał. Normalnie Alessa nie miała nic przeciwko bliskości, z wilkami, na których jej zależy jednak ta sytuacja była inna, a jeszcze cała noc była przed nimi…
C.D.N.
<Velgarth?>