· 

Pierwsze spotkanie

Było późne popołudnie. Zachodzące słońce zabarwiło niebo na kolor pomarańczowy. Kruk nadleciał od północnej strony. Złożywszy skrzydła, wylądował przed mieniącą się tysiącem świateł grotą. Skoczył, zaglądając do środka. Na zasłyszany z oddali szum wody ciekawsko przekręcił łeb. Po chwili poderwał się do lotu, by z pełnym impetem wlecieć na odpoczywającą przy strumyku cynamonową waderę. Zaplątawszy dziób i pazury w jej futro, zaskrzeczał przeraźliwie. Nie zrobił tego celowo. Zdarzało mu się źle oceniać odległości w niskich pomieszczeniach.

 

Wilczyca o fiołkowych ślepiach zerwała się z miejsca z przeciągłym warkotem. Szarpnęła ciałem, zrzucając z siebie intruza. Obróciwszy głowę, obdarowała go złowrogim spojrzeniem. Płasko położone uszy oraz wydobywające się z gardła dudniące dźwięki nie były oznaką pokojowego nastawienia. Nie lubiła być zaskakiwana w taki sposób.

 

Rażona niecodziennymi odgłosami, nad wodopój przybyła Alice. Popatrzyła, to na przyjaciółkę, to na czarne ptaszysko. Nie kryła zdziwienia - wybałuszyła oczy, otworzywszy pychol do pierwszych słów:

-Vesno! Skąd on się tutaj wziął, jak…! Ładny nawet. - Szara wadera przekrzywiła głowę, przenosząc zmieszany wzrok z futrzastej na pierzastego.

Nie poczyniła większych kroków. Stała i patrzyła. Ni to zdezorientowana, ni podekscytowana.

- Takiego gościa to jeszcze u nas nie było! - Dodała po chwili, machnąwszy ogonem kilkukrotnie.

 

Vesna nie podzielała entuzjazmu. Odsunęła się od intruza, zachowując bezpieczny dystans.

-Dziwnie spogląda. Jest bystry. - Wadera zmrużyła oczy, chłodno oceniając sytuację.

-Ale super! Co to, kto to! Zatrzymajmy go! - Z niewielkiego sklepienia pod skałami wyłoniła się Araceli. Podbiegła do Alice. Ta, uśmiechnąwszy się, przylgnęła do niej ciepło.

 

Oszołomiony obecnością trzech wilków Kruczy wycofał się, rozkładając skrzydła. Ptak był imponujących rozmiarów, szczególnie w takiej pozycji. Jego długi, gruby, haczykowato zakończony dziób prawdopodobnie był w stanie przebić organizmy wielkości ciał tamtej trójki. Ciemne oczy w postaci dwóch czujnie patrzących kul błyszczały w półmroku.

 

-Zwykle czekałeś! Aghr! - Rozległo się dziwne echo. Głęboki w swym brzmieniu baryton odbił się falami od kamiennych ścian jaskini. - Kruczy! - Ryknął, a grotą aż zatrzęsło.

Pojawienie się czarnego basiora w centralnym punkcie kryształowej jamy wywołało wśród wader niemałą konsternację. Kiedy wszystkie trzy odwróciły łby, by spojrzeć na przybysza, kruk podskoczył, podlatując do niecierpliwego wilka. Usiadł mu na grzbiecie, kracząc do wtóru.

 

-Och, a ty to kto? - Pierwsza zainteresowała się Alice.

-Z daleka przybywasz?! - Araceli odkleiła się od szarej wilczycy, chcąc wybiec nieznajomemu na spotkanie. Powstrzymała ją Vesna, stanowczo kręcąc głową.

Cynamonowa wadera w postawie swej przypominała starannie wyrzeźbiony w drogocennym kruszcu posąg. Nienaganne spojrzenie fiołkowych oczu nie brało jeńców.

 

Basior rozciągnął kąciki wilczego pyska w nieodgadnionym uśmiechu. Nabrał powietrza do płuc, odchrząknąwszy z gardła zalegającą chrypę. Odezwał się w końcu:

-Zdaje się, będę waszym nowym współlokatorem. Witajcie, szanowne panie. A nazywam się Velgarth.

 

Koniec.