· 

Po burzy zawsze wyjdzie słońce #4

Wiedziałam, że nie będzie to łatwe zadanie chociaż możliwe. Szliśmy spokojnie, nie śpiesząc się i rozmawiając o sprawach ważnych lub trochę mniej. 

Moja powaga nagle znikła i straciłam czujność co niestety było błędem. W pewnym momencie naszej wędrówki w moje dawne strony usłyszałam szelest liści dochodzący z góry.

Jak się okazało był to inny, czający  się na Nukę wilk. Gdy już zeskoczył odbiłam się od ziemi i odtrąciłam z dala od przyjaciela. Wilk podrapał mnie po boku a następnie pobiegł w kierunku w którym zmierzaliśmy. Pomogłam wstać basiorowi i obtrzepać się z ziemi i trawy. 

 

-Wszystko okej? -Zapytałam jakby nigdy nic.

-T-Tak.- Odpowiedział.

-Czyli możemy ruszać dalej?

-A ty jesteś cała? -Przysiadł na chwilę i popatrzył na mnie.  

-Nic mi nie jest. -Odpowiedziałam z powagą. 

-Choćmy już. -Wstał i wskazał bym prowadziła dalej.

-Proponuję iść za nim. -Przeciągnęłam się i zaczęłam iść w kierunku w którym pobiegł zbieg.

-Dobry pomysł. -Przytaknął.

 

Po kilku minutach doszliśmy do celu.  Była to niewielka wilcza wioska w której dawniej mieszkałam. Nieprzyjemny był powrót w te strony lecz obowiązkowy. Nie do końca pamiętałam gdzie znajdował się mój dawny dom dlatego zapytałam mieszkańców tutejszych terenów. To co usłyszałam było straszne, pociekły mi łzy a serce pękło.  Dowiedziałam się, że.. Moich rodziców zabił brat ponieważ miał z nimi konflikt...  Bo mimo iż opuściłam ich to nie oznacza, że przestałam kochać. Zapytałam ze smutkiem gdzie mogę znaleźć tego mordercę. W odpowiedzi uzyskałam: ,,Wygnano go, widziałam,że zamieszkał na najwyższej górze  u początku potoku.".  Spuściłam uszy i postanowiłam iść do Nathana by Wymierzyć mu sprawiedliwą karę za zabicie własnej rodziny.  

 

-Stań na chwilę.-Poprosił mój towarzysz, po czym przytulił mnie.

-Dzięki.. -Odpowiedziałam smutno ale z  uśmiechem.

 

Wspinaczka po górach nie należała do najłatwiejszych a nasza czujność nie ustępowała, ciągle się rozglądaliśmy. I choć znaliśmy się krótko czułam do niego coś więcej niż przyjaźń, wiedziałam, że nic z tego nie będzie więc nie mówiłam mu. Nadszedł wieczór, weszliśmy do groty aby odpocząć. Nie mogłam zasnąć, chciałam chronić go i za razem rozmyślałam nad tą całą sytuacją. Nie wiedziałam też czy spróbować mu wyznać uczucie czy nie ponieważ odrzucenie bardzo by zabolało. Stwierdziłam, że powiem mu jak będę gotowa. Choć wątpię by chciał kogoś takiego jak ja. W dodatku był samotnikiem co tym bardziej odwiodło mnie od radości na jakąkolwiek przyszłość i choć zazwyczaj nie płaczę dzisiejszy dzień był wyjątkiem. Pomyślałam iż warto dać sobie i jemu czas, nie próbować się przypodobać na siłę. Ale być też sobą, nie udawać szczęścia, smutku czy radości oraz innych uczuć. Mówić jak jest, nie kłamać. Rano dotarliśmy do legowiska Nathana. Leżał ranny, podbiegłam do niego by mu pomóc mimo tego co zrobił to moja rodzina i muszę go ratować. Szybko zlizałam krew i obłożyłam ranę liśćmi by zatamować krwawienie. 

 

-K-Kim jesteś..?-Spytał przerażony Nathan.

-Twoją siostrą.-Powiedziałam z niechęcią co do jego osoby.

-To ja mam siostrę..?-Wydukał.

-Tak.- Do rozmowy dołączył poddenerwowany Nuka.

-A teraz gadaj o co chodzi z tą burzą.-Przestałam mówić spokojnie.

-Po śmierci rodziców czułem, że żyje ktoś jeszcze o tej samej krwi... Dlatego poprosiłem pobliskiego czarnoksiężnika by burza poszła w kierunku mojej rodziny..

-Więc nieźle sobie to wszystko  ustawiłeś, ale mów jak to zatrzymać.

-Musicie go znaleźć i się w nim rozmówić..

-Dobra, ale ty tu zostajesz. -Nuka spojrzał na Nathana i zacisnął zęby.

-Przyjacielu, nie musisz już krzyczeć, i tak boi się nasz wystarczająco. -Poinformowałam go o leku który wyczuwałam w Nathanie.

-To dobrze.-Odpowiedział mi zadowolony Nuka.

-Wskaż dokładny kierunek w którym mamy się udać. -Nakazałam bratu. 

Podniósł łapę i skierował ją w kierunku jeziora pomiędzy górami, tutejsi zwali je górskim zdrojem. Dla pewności że nie ucieknie wywołaliśmy u niego halucynacje przez co nie mógł uciec iż widział ściany ze skał. I znowu musieliśmy iść, ale czy na pewno?  

Nuka wziął mnie na swój grzbiet i powoli wzbił się w powietrze. Przytuliłam go ze strachu ale po pewnym czasie przestałam się bać. 

-Nie bój się.- Pocieszał mnie.

 

-No dobrze. -Powoli podniosłam łeb z jego mięciutkiego futerka na karku i się rozejrzałam. Widok szybujących ptaków obok był niesamowity, drzewa były malutkie niczym mrówki. Moje serce zwolniło i powróciło do dawnego rytmu. Patrzyłam na żurawie lecące tuż koło nas, było to dosłownie nieziemskie widowisko. Zakochałam się w tym co zobaczyłam, myślałam czy nie zapytać do o częstsze takie podróże. Bardzo polubiłam spędzać z nim czas. Wiedziałam iż nie będzie z tego nic wielkiego ale w głębi serca wierzyłam, że może coś z tego wyniknąć. Chciałabym mieć skrzydła i móc latać jak on, cudowne uczucie lekkości.  Zapach powietrza wczesnej wiosny przeszywał duszę radością, dodawał energii do dalszego życia. Budził zwierzęta uśpione przez czas zimy.  Uwielbiałam takie dni i ich powrót, zima była sroga ale nadszedł czas nagrody wytrwania jej. W końcu będę mogła wyruszyć na polowanie oraz obserwacje, napić się świeżej wody, wdrapać się na suche drzewo i odpocząć. Niestety by popływać w wodzie było jeszcze nieco za zimno. Chętnie już bym wskoczyła do wody i nurkowała. Wzięłabym jeszcze Nukę. Zanim go poznałam wolałam spędzać czas sama, pozwalało mi to rozmyślać o przyszłości, przeszłości i teraźniejszości.   Lubiłam myśleć o różnych sprawach ważnych, nie ważnych, ciekawych i tych nudnych, nad sensem życia oraz jego tokiem. Nagle zamyśliłam  i spadłam z grzbietu Nuki...  Wymachiwałam łapami i głośno piszczałam ze strachu. Basior szybko zleciał w dół  i złapał mnie po czym powoli odstawił na ziemię.

 

-M-Może t-to nie był najlepszy pomysł..-Położyłam się na ziemi i oddychałam z szokiem po tym co się wydarzyło.

-Racja... -Spojrzał na mnie przejęty tą sytuacją.

Wtem zaczął padać deszcz i dziwne chmury powróciły. Oboje stwierdziliśmy, że trzeba szybko znaleźć schronienie, w tym celu udaliśmy się pod ogromną skałę, na szczęście już pieszo. Chyba odechciało mi się latania, a przynajmniej jak na ten czas. Pod skałą było sucho, zdążyłam ułożyć się do snu. Wiatr jednak podwiewał przez co trzęsłam się z zimna. Nuka widząc to podszedł do mnie i okrył skrzydłem. Od razu było mi cieplej, doceniłam ten gest i podziękowałam z uśmiechem. 

-Może to, że spadłam było dobre.. -Powiedziałam dalej myśląc o tej sytuacji.

-Dlaczego tak uważasz..?-Zapytał.

 

C.D.N.

 

>Nuka?<