Alessa jak co dnia robiła rozeznanie po watasze, by upewnić się, czy przypadkiem nie dzieje się nic wartego uwagi, przy okazji sprawdzając kondycje bariery ochronnej, nauczyła się po ostatniej wojnie, że warto jest poświęcić na to wolną chwilę. Na jej szczęście, wszystko tego dnia wyglądało dobrze, strażnicy stali na wartach, łowcy szykowali się do polowania, wojownicy trenowali, a zwiadowcy byli na zleceniach, oczywiście cała reszta również trzymała się harmonogramu, co było bardzo ważne dla wilczycy, lubiła jak wszystko szło po jej myśli.
Wracają po skończonym patrolu do swej jaskini, wadera poczuła znajomy zapach. W pobliżu był jakiś inny wilk, jednak nie mogła skojarzyć woni z jej właścicielem. Zatem był to wilk, z którym niewiele razy się widziała, ktoś nowy? – pomyślała kierując się za zapachem. Przechodząc przez Leśne Wrota, napotkała w końcu swój cel. Spore wilczysko – przeszło jej przez myśl, gdy ujrzała Velgartha, nowy nabytek watahy. Czarnofutry był tak zajęty czytaniem, że nawet nie zauważył, kiedy walkiria zbliżyła się do niego. Kiedy była ostatecznie blisko zrozumiała, że basior na pewno niczego nie rozumie, zwój, który czytał był pisany starą łaciną, która od wieków nie była już używana. Sądząc po zamyślonej minie i zmarszczonych brwiach samca, zdecydowanie miała rację.
- Gdzie to znalazłeś? – spytała w końcu, wyrywając w ten sposób basiora ze stanu skupienia.
- Alessa?! – samiec jak poparzony odskoczył, w sumie nie ma co się dziwić, to normalna reakcja, wadera rzeczywiście bardzo cicho podeszła.
- Wybacz, nie chciałam Cię przestraszyć – wilczyca przeprosiła, widząc zdziwienie w oczach rozmówcy. – Jednak uważam, że nie znasz tego języka, to już od dawna nieużywane symbole – odparła na swoje usprawiedliwienie, bacznie przyglądając się trzymanemu przez basiora zwojowi.
- Ale wyczuwam, że Ty go znasz, prawda? – spytał jakby czytając alfie w myślach. – I jasne, w sumie nic się nie stało, tylko na następny raz może inaczej rozpocznijmy dialog, przykładowo od: Witaj! Unikniemy wtedy takich niecodziennych sytuacji – dodał niezwykle kulturalnie, widać było, że mimo wszystko był on ułożony. Z pozoru wyglądał on na groźnego, jednak jak czuła, nie ocenia się książki po okładce.
- Jasne, zapamiętam. To może zacznijmy od nowa – zaproponowała, uśmiechając się do samca. – Witaj Velgarth, co ciekawego znalazłeś? – dodała żartobliwym tonem jakby odgrywając rolę.
- Ooo, od razu lepiej – na jego pysku pojawił się nieznaczny uśmiech. – Otóż, właściwie to nawet nie znalazłem, ptaszysko mi go przyniosło – odpowiedział, zaś Alessa skierowała w tej chwili głowę do góry w poszukiwaniu tego owego stworzenia. Nie chodziło o to, że nie ufała basiorowi, chociaż w zasadzie nie miała też na razie powodów, by mu ufać, tylko o ciekawość samki. Zawsze intrygowało ją skąd zwierzęta wynajdują różnego rodzaju przedmioty, zwoje i listy, jednak w większości przypadków była to zagadka nie do rozwiązania, w końcu większość zwierząt nie zna ich języka.
- Tam – rzekł, wskazując pyskiem na pobliskie drzewo. I faktycznie, na jednej z gałęzi siedział czarny jak smoła ptak.
- Ponoć kruki są bardzo inteligentne – stwierdziła, przyglądając się. – To Twój towarzysz? – spytała z zaciekawieniem.
- Hmm… Można tak powiedzieć – rzekł krótko, wyraźnie nie chcąc rozwijać tematu. – A wracając, jesteś w stanie powiedzieć co tutaj jest napisane? – zadając to pytanie, rozwinął na ziemi przed wilczycą zwój, tak by mogła na spokojnie go przeczytać.
Wilczyca bez zbędnego gadania wzięła się za odczytywanie. Stwierdziła, że nie ma sensu tłumaczyć wszystkiego, po prostu opowie zaraz w skrócie basiorowi, o co dokładnie chodzi. Kilka symboli było nie do przeczytania, co zdecydowanie utrudniało zrozumienie całości, inne znaki były nieznane waderze, jednak pewne było jedno… Nie był to zwykły list ani zwój, właściwie Alessa dawno nie spotkała się z tego typu listem.
- To wezwanie do walki – rzekła nagle z zaniepokojeniem kolorowooka.
- Wezwanie do walki? – powtórzył, jakby nie dowierzając w słowa alfy. – W sensie, co jakaś wojna? – dopytał z wyraźnym zaciekawieniem.
- Cóż, ogólnie jest to prośba. Prawdopodobnie wysłana do wielu watah, proszą, by wstawić się u nich i dołączyć do nich w walce. Niestety szczegóły są nieczytelne i niezrozumiałe dla mnie. Są też współrzędne tej doliny – wyjaśniła pokazując samcowi poszczególne linijki na zwoju.
- A mogłabyś przetłumaczyć? – poprosił, widocznie samiec był naprawdę zainteresowany tym listem.
- Spróbuję – odpowiedziała. Czytanie tego języka sprawiało jej swojego rodzaju problemy, ze względu na to, że był on właściwie nieużywany. Jednak po sklejeniu zdań, udało jej się ułożyć wszystko w miarę logiczną całość, tak by jej rozmówca cokolwiek zrozumiał.
- Wataha Północnej Gwiazdy, wzywa do pomocy każdego, kto to czyta. Nasza wataha jest oblegana, a większość naszych wojowników została pojmana przez wroga, kończy nam się pożywienie. Błagamy o pomoc, poniżej znajdują się współrzędne gdzie można nas znaleźć. – wadera dopiero czytając za drugim razem zdała sobie sprawę z powagi sytuacji, wręcz zamilkła na moment, patrząc pusto w zamieszczoną po drugiej stronie listu mapkę.
- Coś się stało? – dopytał, widząc zaniepokojenie Alessy.
- Ta kraina, w której położona jest ta wataha… Ona dawno została uznana za nieistniejącą, jej formalnie nigdzie nie ma – wyjaśniła mu, zastanawiając się nad autentycznością zwoju.
- Może to jakaś pomyłka?– zamyślił się ciemnofutry, znacznie dziwiąc się temu, co właśnie usłyszał od wadery.
- Raczej mało prawdopodobne, podali zbyt dokładną lokalizację w dodatku było to pisane niedawno, widać po intensywności tuszu – rozjaśniła wszelkie wątpliwości. – Nie możesz iść tam ze mną – dodała i zabrała zwój.
- Co? Dlaczego? – nie rozumiał posunięcia samki, zdecydowanie nie podobał mu się taki obrót zdarzeń.
- To niebezpieczne. Nie mogę Cię narażać, lepiej będzie, jeśli sprawdzę to z doświadczoną grupą zwiadowców i wojowników – wyjaśniła mu swoje posunięcie, nie chciałaby cokolwiek się stało komukolwiek z watahy.
- No dobra, ale… Załóżmy, że to żart. Chcesz ciągnąć ze sobą całą armię? – rzekł, słusznie zauważając luki w planie alfy.
- Mhmm. W porządku… W związku z tym, że Ty otrzymałeś zwój, na pewno jesteś tam potrzebny, nie sądzę by był to przypadek, że on przyniósł to właśnie Tobie – rzekła, spoglądając na kruka. – Zatem sprawdzimy to razem, jeśli okaże się, że faktycznie potrzebują tam pomocy, wezwiemy wojska – tym razem plan Alessy był bardziej przemyślany. – On też się przyda, będzie mógł dostarczyć komuś list, w razie potrzeby? – spytała z zaciekawieniem, licząc, że ptak, może się jeszcze im przydać.
- Tak, myślę, że tak – odpowiedział. – I w porządku, tak też zrobimy – zgodził się z jej planem.
- Aaa, jeszcze jedno. Potrafisz walczyć? – pytanie niby oczywiste, jednak Alessa nie znała dobrze basiora i nie wiedziała czego może się po nim spodziewać.
- Żyłem sam wiele lat i jeszcze żyję, więc raczej tak – mówiąc to uśmiechnął się do samki. – Ty chyba też umiesz? – spytał bardziej żartem niż poważnie.
- Niee, myślałam, że będziesz mnie bronić – zaśmiała się, wiedząc, że to był żart od strony samca.
- To też da się zrobić – tym razem na jego pysku pojawił się szarmancki uśmiech. Alessa nic nie odpowiedziała na to zdanie, jednak nieznacznie się uśmiechnęła, co mogło być potwierdzeniem dla basiora, że spodobały jej się jego słowa.
- To, co idziemy? – spytał wstając nagle z ziemi i rozprostowując łapy.
- Tak, nie marnujmy czasu – odparła, kierując się na północ, bowiem właśnie w tym kierunku zaczynała się ich przygoda.
Z początku ich droga nie zdawała się różnić niczym od spaceru po terenach watahy, bo jak się okazało musieli oni przejść przez nie wzdłuż, omijając przy tym każdą możliwą lokalizację. Kierowali się oni bowiem na daleką północ, wilczyca uprzedziła samca, że minie dobre kilka dni, zanim uda im się dotrzeć na miejsce.
Wilki przez ten czas mogły zaobserwować jak zmienia się szata, tak dobrze im znanych terenów, drzewa bowiem wracały na nowo do życia, trawa z każdym dniem stawała się coraz bardziej zielona i długa, a kwiaty rozwijały się leniwie z pąków. Życie powoli wracało, by ponownie zasnąć dopiero na zimę. Do ich uszu docierały również odgłosy lecących w oddali ptaków, które wracały do ich domu. Chmury nie były szare tak jak podczas zimy, czy jesieni, tylko białe, przysłaniały delikatnie słońce, które wyraźnie przebijało się przez nie, grzejąc futra idących przed siebie czworonogów.
Kiedy po kilku godzinach, udało im się w końcu opuścić znane przynajmniej Alessie tereny watahy, flora zdawała się niewiele zmienić od tego, co było w ich krainie. Zwierzęta pasły się na łąkach, a wiewiórki przebiegały im między łapami w poszukiwaniu orzechów i innych nasion, które schowały zimą na wiosnę.
- Chyba zbiera się na deszcz – rzekł ciemnofutry, zauważając, że zbiera się wiatr, a niebo przybrało ciemnoszary kolor.
- Owszem, powinniśmy znaleźć jakieś schronienie, chyba będzie burza – zgodziła się z nim kremofutra, przyglądając się niebu.
Na ich szczęście niedaleko, udało im się znaleźć jaskinię, która zdawała się idealnym miejscem na schronienie przed ewentualną ulewą. Przed wejściem, sprawdzili, czy jaskini nie zamieszkuje sobie jakieś inne zwierzę, bowiem mogły się one jeszcze nie wybudzić ze snu zimowego, a starcie przykładowo z zaspanym niedźwiedziem to nic przyjemnego. Los był jednak po stronie wilków, gdyż jaskinia była pusta.
Niemal od razu po ich wejściu było słychać grzmienie w oddali, a na niebie co jakiś czas pojawiały się błyskawice, które przecinały niebo, kiedy do tego runął deszcz, wiedzieli już, że spędzą całą noc w tym miejscu, w końcu podróżowanie w taką pogodę nie jest najrozsądniejszą decyzją, nie tylko ze względu na mokre futro, ale i na słabą widoczność oraz zagrożenia, w postaci spadających gałęzi i łamania przez pioruny drzew.
- Może opowiesz coś o sobie… Spędzimy trochę czasu razem, a my się nawet nie znamy. Nie mówię, że masz mi podać cały swój życiorys, ale uważam, że dobrze by było coś o sobie wiedzieć - stwierdził słusznie basior, siadając nie daleko od wejścia jaskini, najwyraźniej lubił przyglądać się burzy.
- W porządku, uważam, że to całkiem dobry pomysł – zgodziła się z nim samka, przysiadając się do ciemnofutrego. – No więc urodziłam się w Dolinie Bogów, jednak nie myśl, że tam się wychowałam, moi rodzice oddali mnie pod opiekę walkirii i tak naprawdę w Walhalli razem z nimi spędziłam pół swojego życia. Drugie pół zaczęło się w watasze. W międzyczasie miałam kilka nieprzyjemnych incydentów, ale myślę, że nie warto o tym teraz mówić. – dość mocno skrócił swój życiorys. – Ogólnie, jestem raczej mało problematyczna, wydaję mi się, że wszystko da się załatwić słowem, wbrew pozorom nie jestem zwolennikiem rozwiązań siłowych. I nie lubię wojen, wiem, że zawsze będą, dlatego jestem potrzebna, jednak sama nigdy żadnej nie wywołałam. – dodała, nie odrywając wzroku od padającego deszczu, jego widok, działał na nią wyjątkowo uspokajająco. Uwielbiała zapach deszczu, dźwięki spadających kropel oraz widok błyskawic, w tym wszystkim było dla niej coś magicznego, czego nie potrafiła racjonalnie wyjaśnić.
- Czemu tak bardzo zależy Ci, by sprawdzić, czy to wezwanie jest prawdziwe? – spytał, bacznie słuchając słów swojej rozmówczyni, w pewien sposób wydawało mu się to dziwne, właściwie sam zastanawiał się, czy w innych okolicznościach w ogóle poszedłby to sprawdzić.
- Właściwie odpowiedź jest prostsza niż się wydaję. Jestem walkirią, moim obowiązkiem jest chronienie innych, dbanie o bezpieczeństwo i pomaganie każdemu, kto potrzebuje pomocy. To moje brzemię i czuję, że jestem za to odpowiedzialna, że muszę to sprawdzić – wyjaśniła, mówiąc to jej ton stał się bardzo poważny, jakby chciała podkreślić, że to, co mówi jest bardzo ważne i niepodważalne, były to dla niej ideały, którymi kierowała się w życiu, w końcu każdy wilk posiada swój własny system wartości.
- Załóżmy, że rozumiem. Jednak nie uważam, by było to możliwe. Wilki z natury chcą chronić tylko własny tyłek, raczej mało zdarza się takich jak ty – postawa wadery w pewien sposób zrobiła na nim wrażenie, jednak wiedział, że nie jest możliwe zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim.
- Co masz na myśli mówiąc takich jak ja? – spytała, nie do końca rozumiejąc, co basior ma na myśli.
- Mam na myśli, że jesteś bezinteresowna i pomocna, nie często spotyka się takie wilki – doprecyzował.
- Mylisz się. Bardzo często. Cała wataha, jej członkowie, wilki burzy dokładnie takie są. Ty również taki jesteś, nikt inny nie może trafić do naszej doliny – te słowa sprawiły, że w głowie Vrlgartha zrobił się mętlik, nie do końca zrozumiał słowa samki.
- Jak to? Nikt inny nie może trafić do naszej doliny? – powtórzył.
- Dolinę Burz chroni bariera, tylko mając czystą duszę i dobre serce możesz przez nią przejść. Nie wiem, jaki jesteś, nie znam Cię ani Twojej historii, ale wiem, że na pewno jesteś dobrym wilkiem, nawet jeżeli ty sam w to wątpisz – rozwiała wątpliwości basiora, patrząc mu prosto w oczy. Wiedziała, że ma rację, bariery nie da się oszukać, to magia. Potężna magia, którą władają sami bogowie, nie do złamania. - Myślę, że o mnie już wystarczy, teraz Ty opowiedz coś o sobie – dodała, słusznie zauważając, że nastała kolej samca.
C.D.N.
<Velgarth?>