Tego dnia, Merlin wyczuwał pewien dyskomfort psychiczny, który zresztą nasilał się z każdą chwilą. Przygnębienie wraz z zamyśleniem opętały jego ciało nie dając świadomości ani odrobiny wolnej przestrzeni. Co to znaczyło? Z pewnością nic dobrego. Basior nie często miewał takie stany co bez wątpienia musiało mieć nieciekawą przyczynę.
Ah, co za przeszywający ból opętał jego niedużą głowę. Jakby miliony ostrych igiełek przeszyło czaszkę i wbiło się prosto w rozgrzany przez nadmierną analizę mózg . Prawdę powiedziawszy Merlin miał już naprawdę dosyć tego diabelskiego bólu, każdy dźwięk wydawał się być nad wyraz irytujący. Każdy zapach bądź promień światła drażnił zmysły.
Krocząc ledwo przez Magiczną Drogę, basiorowi ni stąd ni zowąd do łebka napłynęły wspominania z wydarzeń z dnia poprzedniego. Rozmowa, gest i reakcja wadery o niebieskich niczym najpiękniejszy ocean tęczówkach. Czy właśnie to było powodem dzisiejszych męk zesłanych na Merlina? Nie do pomyślenia jest fakt iż basior poprzedniego wieczoru wewnętrznie naprawdę się martwił o wilczyce. Jej reakcja na tak delikatny, nic nie znaczący dotyk była wręcz niepokojąca. Znalazł się nawet moment gdy zielonooki dopuścił do siebie myśl bycia nieodpowiednim dla brązowofutrnej. Szczerze karcił się w myślach za tak niedorzeczne założenie. W końcu oba wilki naprawdę się dogadywały.
- Niech cię diabli - przeklnął ból stając na środku tego pięknego miejsca wypełnionego cudowną, kojącą mieszanką śpiewu ptaków i zapachem lasu.
Szczerze nie wiedział co dalej ma czynić. Jako dobrze wychowany wilk, ceniący sobie uprzejmość powinien zwrócić się do Lavini i porozmawiać szczerze. Ale cóż począć gdyż basior jest takim tchórzem jeśli chodzi o wadery. Nigdy nie radził sobie z płcią przeciwną, zawsze wydawał się być niewystarczający dla tych pięknych istot. Potrafił się zachować, to prawda jednak czy potrafił z nimi rozmawiać? Na znajomości z łaciatą waderą w ostatnich dniach zaczęło mu aż dziwnie zależeć. Dlatego też nie chciał po prostu przeprosić jakby robił to wyłącznie z uprzejmości. Chciał by cała ta rozmowa była szczera aż do bólu.
Wilk westchnął cicho wbijając wzrok w jeden z ohydnych kamieni leżący u jego długich, czarnych łap. Tego dnia wszystko było obrzydliwe i odrażające, nic nie było godne ani krzty uwagi. Ah do tego ten kamień był naprawdę wyjątkowo szpetny. Taki krzywy i brudny, w sumie trochę przypominał samego Merlina. Wilk od zawszę miał niską samoocenę, na tyle niską by w przeszłości obwieszać się różnego rodzaju błyskotkami jakby to one miały coś naprawić w tej kwestii.
Jednak zabawne w tym wszystkim jest to iż czarnofutrny nie jest ani w odrobinie obrzydliwy. Jest dostojny i zawszę zadbany. Hm, może nienawidzenie samego siebie pomaga dążyć mu do perfekcji?
Gdy myśli i obawy wraz z bólem zaczynały w całości wypełniać resztki jego świadomości, zrozumiał iż jak najszybciej powinien skontaktować się z Vini. W końcu kiedyś muszą porozmawiać a im wcześniej tym lepiej.
Truchtem, ignorując ból biegł przed siebie nie wiedząc tak naprawdę gdzie powinien się udać. Jaskinie a może któreś z niezwykłych miejsc tej watahy? Możliwości było tak wiele. Wtem rozkojarzony, roztrzepany wzrok zielonookiego napotkał szczupłą sylwetkę pokrytą jasno brązowym futrem oraz białymi łatami. Tak, Lavinia we własnej osobie lekko speszona stała dosyć niedaleko i wpatrywała się w ziemie. Zapewne już chwilę wcześniej musiała zauważyć niespokojnego basiora biegnącego z oddali. Merlin zwolnił praktycznie do bardzo wolnego chodu. Karcił się w głowie za swoją nieuwagę i co ważniejsze - nieprzygotowanie. Jego futro było w okropnym nieładzie nie mówiąc już o ogonie. Cóż ten wilk ma w głowie.
- Lavinio posłuchaj… Ja- ja… - zająkał się lekko jednak następne słowa wypowiedział z niespotykaną śmiałością - ja chciałbym porozmawiać
Lavinia?