· 

Cel który nas połączył

- Cholera Carmen, ile razy mam powtarzać? - zrezygnowany basior cofnął się kilka kroków łapiąc się łapą za głowę.

 

Trening trwał już kilka dobrych godzin a po postępach nie było ani śladu. Szczenię nie potrafiło się skupić, praktycznie każde ćwiczenie wykonywało nie poprawnie i niechlujnie. Merlin zaś, w myślach błagał Bogów o wsparcie i cierpliwość. Piekielnie denerwował go fakt iż mimo po tak wielu, nieudolnych próbach wadera wciąż nie była w stanie zapamiętać kilku, prostych ruchów.

 

Wilk nigdy nie miał do czynienia z tak młodymi istotkami i prawdę powiedziawszy nie chciał mieć. Los jednak postanowił złączyć zielonookiego ze szczenięciem. Sam system istnienia i zachowania Carmen doprowadzał go do szału. Niezmiernie irytowało go takie niedojrzałe i nieodpowiedzialne zachowanie oraz brak zwrotów grzecznościowych i wyraźnego szacunku dla starszych. Jednak czasem, na wspólnych spacerach, jej uśmiech koił jego serce niczym najsłodszy miód. Promienny uśmiech ukazywał śnieżnobiałe kiełki i szczere szczęście w tych niezwykłych tęczówkach. Są to skrajnie rzadkie przypadki ale mimo wszystko mają czasem miejsce. Nie powinno to nikogo dziwić gdyż oba wilki ostatnimi czasy spędzały ze sobą naprawdę wiele wolnych chwil. W końcu byli rodziną.

 

- Już jest prawie dobrze, prawa tylna łapa bardziej do tyłu - wyjaśnił zamyślony analizując sylwetkę młodego wilka przygotowanego do ataku.

 

Carmen słysząc pochwałę od swego opiekuna, automatycznie zesztywniała starając się utrzymać pozycję za którą została pochwalona. Po raz pierwszy od dłuższego czasu mogła usłyszeć "jest dobrze". Ah, jak to ją radowało. Z ust zielonookiego brzmiało to jeszcze bardziej pokrzepiająco jak od kogokolwiek innego.

 

- Kończymy na dziś moja droga - sapnął wykończony i roztrzepał grzywkę na łebku szczenięcia w ramach pochwały za wytrwałą pracę.

 

 

KONIEC