Alessa westchnęła ze zmęczeniem, a Ketos opuścił łeb, ponownie wlepiając spojrzenie we własne łapy. Oddychając równo i miarowo, starałam się zapanować nad żalem rozkwitającym w moim wnętrzu niczym niepotrzebny chwast. Gdyby istniała taka możliwość, bez wahania wyrwałabym go z mojej duszy wraz z korzeniami, ale to uczucie było tak silne i obezwładniające... nawet samo dotknięcie jego kwiatów wywoływało u mnie ból w piersi i sprawiało, że łzy cisnęły mi się do oczu.
-Czyli...-podjęła Alessa.-Teraz trzeba czekać, aż zioła zaczną działać?-upewniła się, delikatnie strzepując ogonem.
Kiwnęłam łbem na potwierdzenie, niezdolna do wypowiedzenia jakiegokolwiek słowa. Gdybym tylko się odezwała, na pewno nie potrafiłabym powstrzymać się od płaczu...
-Czy mógłbym zobaczyć się z Alice?-zapadłą ciszę nagle przerwał szmer zimowego wiatru i pełen napięcia głos Ketosa. Zerknęłam na basiora, czując, jak smutek na chwilę traci na sile i ustępuje miejsca zaskoczeniu. Granatowofutry wilk wpatrywał się we mnie z powagą, a w jego błękitnych ślepiach zalśniły iskierki determinacji. Nasze spojrzenia na krótką chwilę spotkały się z sobą, a ja w jednej chwili pojęłam, że Ketos nie chce usłyszeć odpowiedzi od Alessy, a ODE MNIE. Miliony myśli zakotłowało się w moim umyśle, wywołując w nim zamęt i bałagan.
,,Nie!"-krzyknął cichy głos w mojej głowie. Brzmiał tak wyraźnie i dokładnie, zupełnie jakby ktoś stał obok mnie i szeptał do mojego ucha.-,,Jeśli wejdzie do Jaskini Uzdrowiciela, narażę go na kontakt z chorymi! Zarazi się! Co, jeśli umrze z mojej winy? Nie mogę narazić go na kontakt z tym wirusem! Przecież on nadal skrywa się w obozie i czeka w cieniu, czyhając na swoją ofiarę... ten sam fakt chyba wystarczy, aby Ketos zważał na swoje zdrowie!"-pełna nerwów i wątpliwości spowodowanych różnymi przemyśleniami co do reakcji basiora na moje słowa, uniosłam pysk.
Dopiero teraz dotarło do mnie, jak bardzo przedłużało się milczenie, które zapadło między nami. Alessa nie odzywała się, wpatrywała się we mnie swoimi mądrymi, dwukolorowymi oczami. Ketos również spoglądał w moim kierunku, niecierpliwie merdając ogonem i domagając się odpowiedzi.
-Przepraszam.-zwróciłam się w stronę basiora, przemawiając drżącym głosem.-Wolałabym, abyś na razie tam nie wchodził...-skuliłam się, widząc lekkie niedowierzanie malujące się na pysku Ketosa. Niemalże byłam sobie w stanie wyobrazić, jak z jego gardła wyrywa się pełen zdziwienia okrzyk: ,,Dlaczego?".
Jednak basior jedynie milczał, nie odzywając się ani słowem. Kiwnął głową, z powagą przyjmując moje słowa. Przez krótką chwilę ponownie zapadła między nami niezręczna, przeplatana gwizdaniem wiatru i smutkiem naszych serc cisza. Pogrążyłam się we własnych myślach, spoglądając na śnieg padający z ciemniejącego nieba.
,,Niedługo zapadnie noc..."-pomyślałam, wodząc wzrokiem za wirującymi płatkami. Śnieżynki zlatywały na ziemię, tworząc coraz to większe zaspy. Jedna z nich uformowała się w miejscu, gdzie zazwyczaj znajdowała się upolowana przez łowców zwierzyna. Pod skalną półką tworzącą dach nad pokarmem leżało niezbyt wiele śniegu, a przynajmniej było go znacznie mniej niż w całej reszcie obozu. Spod kupy śniegu nie dostrzegłam jednak żadnego skrawka futra czy chociażby innej części ciała martwych zwierząt. Zaalarmowało mnie to i w jednej chwili przypomniałam sobie o moim zadaniu: miałam przecież przynieść dla moich pacjentów coś do jedzenia!
,,To dziwne. Jestem pewna, że dzisiejszego ranka leżało tam parę sikorek..."-zerwałam się na równe łapy i wskazałam pyskiem w niewielką stertę śniegu.
-M-miałam przynieść chorym wilkom coś do jedzenia!-wyjąkałam, wiercąc się niecierpliwie.-Gdzie jest...-Ketos skinął łbem, dając mi tym do zrozumienia, że wszystko jest w porządku; posłusznie więc zamilkłam. Wilk pośpieszył mi z wytłumaczeniami, zanim na nowo zaczęłam się niepokoić. Gdzie się podziała cała zwierzyna? Czyżby jej zabrakło? Czy wataha zaczęła głodować, a ja się o tym dowiedziałam dopiero teraz?
-Na czas zimy przenieśliśmy zwierzynę do osobnej jaskini-odparł Ketos, wstając i dając mi znać ogonem, abym ruszyła za nim. Skoczyłam w ślad za nim, a Alessa powoli dźwignęła się na łapy i za nami podążyła.-A właściwie to do małego zakłębienia w skale okrytego kawałkiem drewna-dodał wilk i pierwszy raz dzisiejszego dnia w jego głosie wychwyciłam delikatną nutkę humoru. Ruszył kłusem w stronę Jeziora Dusz; również nieco przyśpieszyłam kroku. Śnieg chrzęszczał pod naszymi łapami, na niemal każdym kroku ślizgałam się na chropowatym lodzie niewidocznym spod śniegu. Wiatr mierzwił nasze futra, wył w górze i klekotał gałęziami za naszymi plecami. Powoli zmierzaliśmy ku brzegowi zamarzniętego zbiornika, a ja wyczuwałam pod łapami drobne kamyczki przebijające się przez lód. Nagle Ketos zrobił gwałtowny skręt w prawo i zatrzymał się tuż pod samą kamienną ścianą góry. Jego futro oblało się bursztynowym światłem, gdy czekał na mnie pod głośno trzeszczącą pochodnią wbitą w ziemię.
Nie spodziewając się zmiany kierunku, wykonałam gwałtowny, rozpaczliwy skręt w prawo i mocno wbijając pazury w lód znajdujący się pod zaspami śniegu, zatrzymałam się. Alessa krocząca tuż za mną, przystanęła bez problemu. W przeciwieństwie do zdezorientowanej mnie, na pewno wiedziała o zmianie miejsca zwierzyny.
-To tutaj-obiweścił Ketos i odchylił niewielką deskę wykonaną z oszlifowanego, jasnego drewna. Moim oczom ukazała się niewielka wnęka wydrążona w skale. Śnieg w tym miejscu został odgarnięty i odsłaniał zamarzniętą ziemię. Leżąc na grubej podkładce wykonanej z traw i trzcin, znajdowała się cała kupka zwierzyny upolowanej przez łowców. Pomimo cienia, który rzucaliśmy na martwe ciała, udało mi się dostrzec skrawek futra rudej wiewiórki. Skłoniłam łeb w stronę Ketosa, dziękując mu za wskazanie wgłębienia. Basior odpowiedział mi poważnym skinieniem głowy, a Alessa przypatrywała nam się w milczeniu.
Zaczęłam pośpiesznie wybierać zwierzynę ze sterty, dokładnie rozplanowując, co dam każdemu swojemu pacjentowi. Na czas posiłku musiałam wszystkich obudzić i rozpędzić ich senność. Wszelkie drzemki musiały zejść na chwilę na bok; nakarmienie ich wszystkich było w tej chwili najważniejsze! Chory, głodny wilk nie jest w stanie odpowiednio się leczyć, a organizm pozbawiony pokarmu, zamiast się kurować, będzie się czuł coraz gorzej.
Ze sterty wybrałam wiewiórkę dla Dreamurr, młodego zająca dla na spółkę dla Alice i Beiu...
-Etrio?-odchrząknęła Alessa, czujnie zerkając w moją stronę. Wyrwana z rozmyśleń, obróciłam się do przywódczyni i postawiłam w jej kierunku uszy, czujnie wyłapując jej słowa.-Mówiłaś mi dzisiaj, że Yarze brakuje apetytu... myślisz, że znajdziesz jakiś sposób, aby nakłonić ją do zjedzenia mięsa?
Zdrętwiałam, słysząc spokojne słowa przywódczyni. Zakotłowało mi się w głowie od naporu myśli, gdy uświadomiłam sobie, że przywódczyni ma rację.
,,Zupełnie o tym zapomniałam!"-przemknęło mi przez łeb.-,,Przecież Yara nie chciała jeść ziół... jak mam nakłonić ją do tego, aby zjadła mięso?"-ledwo ta myśl pojawiła się w mojej głowie, przypomniałam sobie o wydarzeniach sprzed wielu minut. Próbowałam podać Yarze ostatnie resztki ziół. Martwiłam się o waderę - nie chciała przyjąć leków, a ja bałam się, że jeśli ich nie spożyje, jej stan drastycznie się pogorszy...
,,Czy później będę mogła sobie pospać?"-spytała wilczyca, wlepiając we mnie rozdrażnione spojrzenie, zaraz po tym, gdy wyrzuciłam z siebie moje wszystkie przemyślenia co do jej zdrowia. Wtedy pokiwałam głową na potwierdzenie, a wadera, wprawdzie lekko zniesmaczona, zabrała się do jedzenia... to był jakiś pomysł! Mogłam raz jeszcze wykorzystać to, czego użyłam wcześniej i nakłonić Yarę do zjedzenia mięsa! Natchniona małą iskierką nadziei, zwróciłam się do Alessy i pokiwałam pyskiem, odpowiadając na jej wcześniej zadane pytanie.
-Bez obaw-odparłam.-Myślę, że wiem, co będę miała zrobić.
C.D.N.