· 

Czas wprowadzania #11

W pierwszej chwili sparaliżowało jej ciało, dokładnie przy zbliżeniu się ciemnego ku niej, serce i dech zatrzymały się w jej piersi widząc obie łapy kierujące się ku niej. Merlin tego pewnie nie zauważył ale jej spojrzenie gwałtownie, momentalnie obróciło się w paraliżujący wyraz najczystszego przerażenia. Już nie wspominając o tym, że skamieniała niczym porażona potężnym gromem z jasnego nieba. Jej dominującą myślą w głowie było to, że zaraz powtórka z okrutnej rozrywki.

 

A potem poczuła nagle coś oplatającego jej szyję. Ze wstydem nawet by o tym pomyślała ale pierwsze co, spodziewała się obu łap co zaciskają żelazny uścisk na jasnobrązowej szyi wadery w celu jej uduszenia. Dopiero ułamek sekundy później zorientowała się o odmiennym środku ciężkości a także samym kształcie. Czując jak wilk zabiera od niej swoje kończyny, bardzo wolno otworzyła niebieskie oko z mocno widocznym stresem nie tylko w nim ale także ogólnej postawie wadery.

 

Ułamek sekundy wydłużył się w minuty a w jej głowie nastała pustka przez strach.

Po odzyskaniu toku myślenia, pierwszą reakcją wilczycy było wręcz strzelenie spojrzeniem na samca i szybko okolicy za zagrożeniem ku niej. Nic jednak takiego nie nastąpiło ale odruchowo uszy przytuliła bliżej swojej głowy, koniuszek ogona zaczął szybciej niż miarowym tempem pocierać łapę, tą pokiereszowaną bliznami, które były częściowo przysłonięte jej futrem. Wzrok i po chwili zdrowa łapa powędrowały powoli w dół w celu rozeznania, co właśnie miało miejsce - Vini psychicznie wyłączyła się na inne rzeczy niż strach.

 

Na jej szyi leżał zawieszony niewielki wisiorek z kryształem, który chyba ciut dłużej podziwiała (swoją drogą, jego barwa była taka sama jak kolor oczu, który samica dzieliła ze swoją zmarłą siostrą). Mimo swojej prostoty wydawał się być robiony dłuższy okres czasu.

 

Spojrzała na nieco zawstydzonego Merlina i dopiero wtedy uświadomiła sobie o wstrzymywanym oddechu przez nią. W końcu wypuściła powolutku oddech przez nos.

 

-M-Merlin, a-ale... co... cz-czemu?- Zaczęła dukać jąkając się, patrząc to na niego to na na przedmiot zawieszony na niej. Nie rozumiała co właśnie zrobił ani, co jeszcze bardziej zastanawiające, dlaczego. Czy on chciał coś od niej w geście pomocy? Vini absolutnie nie miała pojęcia: ani do zareagowania, ani do sytuacji, ani do duszącego ją strachu, ani tym bardziej o powód działania wilka znajdującego się przed nią.

 

-No cóż...- zaczął przenosząc wzrok raczej na bok a jego łapa powędrowała w stronę głowy, w celu podrapania się z tyłu jej.- Ja po prostu...

 

-No to w każdym razie, jutro sobie zaklepuje zmianę zielarzy- nagły głos poprzedniego wilka z jakim rozmawiała, Sunshine, rozległ się za nią. Ponieważ łaciata wadera była podenerwowana sytuacją z chwili wcześniej i zwyczajnie niejako zagłuszyła w głowie myślami obecność drugiego zielarza, który z kolei zaszedł ją od tyłu ale jednak zatrzymał się w stosownej odległości, poskutkowało tym, że z jej pyska wydobył się urywany dech, który omal nie stał się piskiem czy nawet krzykiem, a sama biedna podskoczyła. Jej głowa wręcz strzeliła w kierunku za nią za zagrożeniem, serce kołatało jej jak na jakimś chorym wyścigu o przetrwanie. Lavinia bardzo szybko zorientowała się, że znajduje się pomiędzy dwoma samcami, jej niepokój tylko się nasilił, miała wrażenie, że lada chwila zacznie się wręcz dusić z powodu hiperwentylacji. Pomijając fakt dołączenia do watahy, łaciatą waderę zaczęła ogarniać panika od środka.

 

-Wszystko gra?- Zapytał Sunshine dostrzegając wyraz jej spojrzenia, gdy na niego niejako łypała. Z chwilą wyciągnięcia łapy przez niego ku niej, jej mentalność nieco przyciemniała. Ciało zareagowało samoistnie o pierwotnych celach przetrwania: wadera odskoczyła od nich z podkulonym ogonem i przytulonymi uszami do czaszki, patrzyła zaniepokojona to na pierwszego, to na drugiego z przyspieszonym oddechem. Teraz zachowanie w pełni zobaczył również i Merlin, którego wzrok jeszcze chwile temu był zawstydzony, tak teraz bardziej była to niespokojny wyraz ale troski, niż ten cień strachu w niebieskim oku wadery.

 

Z opresji wydobyła ją przechodząca Cirilla, która zawołała ją. Właśnie, przecież miała jej pokazać wstępny zakres obowiązków jako nowicjusza-strażnika watahy. Zapomniała o tym, mówiąc wstydliwie.

-Lavinia, chodź- powiedziała podchodząc do niej, aż dzieliło je tylko kilka metrów, może tak z pięć. Tamtej nie trzeba było powtarzać, zaraz szybkim krokiem znalazła się obok przybyłej samicy, koniec ogona łaciatej jeszcze drżał z niepokoju.

 

-Porozmawiamy?- Usłyszała słabe pytanie od Merlina po odchodzeniu z Cirillą. Vini wolno spojrzała ku niemu i, po odwróceniu głowy na moment, szybko ale niemal niezauważalnie pokiwała głową.

Dopiero znajdując się dalej do basiorów w towarzystwie innej wadery, nerwy Lavi zaczęły stopniowo się uspokajać.

 

Lavinia dopiero późnym wieczorem znalazła się w Jaskini Przejścia, tuż po skończeniu zapoznawania się z obowiązkami stanowiska pełnionego w watasze. Całe szczęście czy może raczej szczęście w nieszczęściu, każda profesja miała podział na pewnego rodzaju stopnie, zatem naturalne było to, że jako przysłowiowa nówka sztuka w watasze zaczynie od tego "zera". Standardowo, najniższy stopień wymagała pojęcia sporej ilości wiedzy, porównując z ilością obowiązków. Spojrzała na swoje lewo, jej wzrok napotkał ogromne ostrze, które dostała z chwilą obrania tej kariery. Zaraz patrzyła gdzie indziej, mentalnie zadrżała - psychicznie nie czuła się komfortowo z tym, że musi nosić broń i w razie potrzeby jej użyć. Hah, takie są uroki dobrego serca czy raczej pacyfizmu? Zaraz zainteresowanie jej wzroku znalazło się w przedmiocie, który łaciata wadera właśnie chwyciła zdrową łapą. Tak, aktualnie spoglądała na ten wisiorek od Merlina. Ciężko powiedzieć, czy lustrowała czy raczej badała przedmiot, fakt faktem, wpatrywała się w niego. Mimo tego, ile czasu minęło od otrzymania go w ciągu tego dnia, wadera dalej nie miała pojęcia o charakter i cel tego przedsięwzięcia, zwyczajna pustka w głowie, jeśli tak można to skwitować ostatecznie. W trakcie przerw z wprowadzaniem z Cirillą i kiedy jej strach się wyciszył, ilekroć przypominała sobie o naszyjniku, zerkała na niego i usiłowała tak znaleźć odpowiedź na nurtujące ją pytania co do ów przedmiotu.

 

Lavinia westchnęła cicho w swoim kącie jaskini przy odkładaniu wisiorka na bok, by zaraz nieświadomie zacząć przecierać blizny na łapie tą sprawną. Starała się pozbierać myśli ale nie mogła dojść do niczego. Zamiast tego, położyła głowę na łapach a ogon delikatnie zakrył głównie tą uszkodzoną.

 

Była pewna tego, że najpewniej jutro czeka ją spotkanie z Merlinem, który może wyjaśni jej o tym przedmiocie i odpowie na jej pytania, ponieważ dalej nie wiedziała jak powinna zareagować. Bała się jednak tego spotkania. Bała się, że poruszy temat jej reakcji. Bała się nawrotu okropnych wspomnień, nawet sama myśl wywołała u niej urywany szybszy oddech a brwi się zmarszczyły. Powtarzała sobie w duchu, że powinna zasnąć, najwyżej od rana będzie szukała sobie byle zajęcia, które odciągnie ją od konfrontacji. Tchórzliwe zachowanie? W tym przypadku, z uwagi na okoliczności, jak najbardziej poprawna reakcja.

 

C.D.N.

 

>Merlin?<