· 

Ostatnia Szansa

Wiele dni zajęło Savilli przygotowanie się do tej misji. Wiedziała, że zadanie przed nią stojące nie jest łatwe, ale nie zamierzała się poddawać czy wycofywać w trakcie, ponieważ stwarzało ono niepowtarzalną szansę dla sprawdzenia siebie samej i zdobycia nowych umiejętności. Na szczęście nie brakowało jej zapału, więc opuszczała Dolinę Burzy z raczej dobrym nastawieniem do tego wszystkiego. Czekała ją naprawdę długa droga, więc wyruszyła o świcie, chcąc w pierwsze dni przebyć jak największą odległość. Co prawda już raz w swoim życiu wędrowała na potężnej trasie w krótkim czasie, to było... czymś innym, a przynajmniej zdaniem wadery.

Pierwsze dni trasy nie upłynęły jej jakoś ciężko - no, może oprócz przygód z obcą grupką wilków, która nie dała jej spokoju na luźnych terytoriach i przegoniła ją z nich, mimo, że był środek nocy... Cóż, niektórym naprawdę brak kultury. Mimo wszystko,  dzięki temu przebyła całkiem spory odcinek nocą i uznała, że jak na razie będzie to lepszy sposób podróży - w końcu w ruchu jest minimalnie mniej zimno, a jednak chłodne, zimowe noce, dawały się we znaki, szczególnie gdy w ciepłym legowisku obok nie było innych wilków. Około tygodnia po opuszczeniu terenów watahy zaczęła powoli tęsknić za resztą, co dodało jej dodatkowej motywacji do dążenia do swojego celu. Nie było łatwo, bo samodzielne polowanie zimą sprawiało jej trochę problemów, ale jakoś sobie dawała radę. Musiała dać. Czasem śmiała się pod nosem, że jak wróci, to się przekwalifikuje na łowcę, skoro poluje prawie tak samo dobrze, jak się skrada. Skoro zaczynała sama z siebie żartować, to chyba naprawdę mocno zaczynała doskwierać jej samotność.

Po 8 dniach wadera postanowiła zrobić sobie jeden dzień odpoczynku, jeśli w ogóle da się odpocząć na obcym terenie. W zasadzie, to nie miała żadnego problemu z zapadnięciem w głęboki sen, ale wiedziała, że nie jest to ani odpowiedzialne, ani bezpieczne, toteż odpoczywała raczej w półśnie czy czujnej drzemce. Pod wieczór poczuła, że zdecydowanie jej to pomogło - noc również, zamiast na wędrówkę, przeznaczyła na odpoczynek. Zgodnie z instrukcjami, jakie otrzymała przed opuszczeniem watahy, powinna się już zbliżać do tej krainy, do której wędrowała, a więc o wiele bezpieczniej było wędrować w dzień. Nad ranem do jej nozdrzy wraz z silnym wiatrem napłynął "zapach" suszy. Wiedziała, że jest już blisko, więc z pierwszymi promieniami słońca ruszyła.

To, co ujrzała w tej krainie, przechodziło wilcze pojęcie. Ziemia była tak wyschnięta, że nawet lekko prószący śnieg, natychmiastowo na niej znikał, jakby nigdy nie spadł. W około panowała przeraźliwa cisza. Wadera wiedziała, że na otwartym terenie może rzucać się w oczy potencjalnym drapieżnikom, więc każdy krok był przemyślany i ostrożny. Przez swoje skupienie, gdy nadepnęła na wyschniętą gałązkę, aż pisnęła i odskoczyła ze strachu, chwilę później śmiejąc się z siebie. Niestety, chwilowe rozluźnienie przyszło jej w złym momencie, bo chwilę później poczuła jak coś silnego przygważdża ją do ziemi. Instynktownie udało jej się skulić i przeturlać na bok, by po chwili stanąć oko w oko ze zwierzęciem podobnym trochę do wilka, trochę do lisa.. może to była jakaś mieszanka? W każdym razie, zwierzę było agresywne i nawet nie chciało rozmawiać, a wadera próbowała. Zauważyła jednak błyskawicznie jego słaby punkt, jakim było wycieńczenie - wcześniej zaatakowało ją z potężną siłą, ponieważ wykorzystało efekt zaskoczenia. Teraz, gdy Savilla mu się przyjrzała, było widać, że widać jego wychudzenie i kiepsko trzymające się łapy. Wadera nie zamierzała go - lub jej - zabijać, ale nie mogła dać się też zabić. Chwilę krążyli w koło, a potem szybki atak Sav załatwił sprawę - wcześniejszy atakujący leżał teraz ogłuszony na ziemi. Wadera szybkim krokiem udała się w stronę jaskiń, zanim ten się ocknie - bo na jakąkolwiek logikę, to właśnie w jaskiniach mogło być coś, czego poszukiwała.

Jak się okazało, wyschnięte skały były naprawdę ciężkim przeciwnikiem, ponieważ były jeszcze bardziej śliskie, niż te po deszczu. Cóż, będzie miała co opowiadać innym wilkom. Ostatecznie udało jej się dostać do jednej z jaskiń, która miała bardzo wąskie wejście, więc wadera ledwo się przez nie przecisnęła - nawet poobdzierała sobie lekko futro. Jednak dla tego widoku było warto... Przed nią rozpościerało się piękne, błyszczące od kryształów w ścianach wnętrze - a na samym środku, jakby na piedestale, unosił się największy z kryształów - prawdopodobnie właśnie Kryształ Życia. Zbliżając się do niego wadera czuła jego magiczną energię, a gdy ciekawska łapa go dotknęła, aż musiała odskoczyć, gdy potężna smuga energii zaczęła uciekać z jaskini, nawet lekko rozszerzając przejście. Po wszystkim, wadera schowała Kryształ do torby i wynurzyła się z jaskini.

Wcześniej opustoszała kraina, teraz zaczynała powoli kwitnąć zielenią, nawet błyskawicznie pojawiły się tu zwierzęta... Savilla aż pragnęła tu trochę zostać, w tej wspaniałej krainie magii, ale wiedziała, że musi wracać do swojej watahy. Droga powrotna minęła jej dość leniwie, bo jej myśli uciekały do pięknej doliny, która z opustoszałej pustyni stała się wspaniałym lasem... aż chciałoby się tam zostać.

Powrót zajął waderze minimalnie dłużej niż droga "na miejsce", ale im bliżej była watahy, tym szybciej niosły ją zmęczone łapy. Na miejscu od razu przywitała się z innymi rzeczami, a zdobyty kryształ na razie zamieszkał w jej torbie wraz z innymi rzeczami. Później zamierzała porozmawiać z Alessą, co może z nim zrobić.

 

 

KONIEC