Brązowo-biała wadera uniosła łeb i spojrzała na mnie, oddychając z trudem przez nos. Jej boki unosiły się w ciężkich oddechach, a całe ciało zauważalnie dygotało, jakby w febrze.
Widząc stan towarzyszki, doskoczyłam do niej i bez słowa zbadałam jej pracę serca. Tętno było w normie, ciało miało normalną temperaturę - reszta też wydawała się być w porządku. Poczułam, jak do mojej duszy wkrada się zwątpienie, przemykając cicho niczym śmiercionośna burza piaskowa. Lavinia wyglądała, jakby jej nic nie dolegało - ale przecież to nie mogła być prawda. Dziwne...
,,Muszę z nią porozmawiać"-postanowiłam, otwierając pysk, aby się odezwać.-,,Może się czegoś dowiem..."-z tą myślą już miałam wykrztusić z siebie pierwsze słowa, lecz łaciata wilczyca uprzedziła mnie, spoglądając na mnie swoimi zamglonymi z bólu oczami.
-B-boli-wykrztusiła zielarka. Ciche słowa ledwo wydobywały się przez jej zaciśnięte kły.-G-głowa mi pęka... nie wytrzymam...
W uspokajającym geście pogładziłam ją po łopatce i pochwyciwszy kępkę bawełny w zęby, zamoczyłam ją w wodach magicznego strumienia. Aby przynieść waderze nieco ulgi, ułożyłam biały puch na jej łbie. Miałam nadzieję, że dzięki temu poczuje się nieco lepiej...
-Możesz spróbować opisać ten ból?-poprosiłam, obniżając łeb, aby lepiej słyszeć stłumione słowa Lavini.
-N-naciska na moją czaszkę...-wychrypiała, przymykając oczy, jakby w próbie ucieczki przed cierpieniem.-...od środka... niedobrze mi...
-Od środka?-wymamrotałam bardziej do siebie niż do swojej towarzyszki. Pogrążyłam się w rozmyśleniach, powoli i uważnie analizując słowa wadery. Zwracając uszy w dwie strony - w kierunku Cirilli i Lavini, usiadłam na zimnym podłożu, poddając się własnym myślom.
Łaciatofutra twierdziła, że ból emanuje z wnętrza jej głowy, naciskając od środka na jej czaszkę. Takie odczucie pojawiało się zwykle przy niedotlenieniu mózgu, gdy żyły w głowie zapychały się, a ciało, pozbawione powietrza, zaczynało powoli umierać... ale to nie miało przecież sensu! W takiej sytuacji serce powinno pracować szybciej, by jak najprędzej pompować niedostarczony do umysłu tlen, a Lavinia tętno miała w normie! Co to więc mogło być? Zmęczenie? Może to był po prostu kolejny objaw tej tajemniczej choroby, która coraz szybciej pozbawiała wilków sił?
-Czy wiesz, czym może to być spowodowane?-zwróciłam się w stronę Lavini. Na moje słowa wadera jedynie poruszyła uszami.
-N-nie jestem pewna...-wymamrotała, lecz to krótkie zdanie wystarczyło, abym natychmiast się ożywiła.
-Ale możesz wiedzieć?-spytałam, a w moim głosie wyraźnie rozbrzmiewała nutka nadziei. Czyżby Lavinia wiedziała o czymś, o czym ja nie miałam pojęcia?
-Może to dlatego, że nie mogłam dzisiaj spać w nocy...-przyznała wadera, kładąc po sobie uszy i wzdychając ciężko. Zamarłam na jej słowa i nieświadomie napięłam całe ciało. Każdy wyraz, który wypowiedziała, odbijał się echem w moim umyśle.
,,Nie mogłam dzisiaj spać w nocy..."-powtórzyłam raz jeszcze. Fakty nagle zaczęły łączyć się w mojej głowie, splatały się ze sobą niczym liny i tworzyły ogromne pajęczyny myśli.
Mitch powiedział mi niemal dokładnie to samo! Czyżby objawem choroby, jaki mieli Mitch i Lavinia, była bazsenność? To bez wątpienia był jeden ze skutków tej upiornej zarazy!
Bez zastanowienia pognałam w stronę ziół, po drodze zerkając na leżącą Cirillę. Wyglądało na to, że wszystko było z nią w porządku, dlatego natychmiast przystąpiłam do pracy. Musiałam pośpieszyć się, by pomóc Lavinie!
Rozejrzałam się po leżących na suchym drewnie roślinach. Było ich zatrważająco mało, ledwo dwie garści... czy było w nich coś, co mogłabym użyć?
Wątpiłam w działalność ziół i w to, że w jakikolwiek sposób pomogą... w końcu ich poprzednicy zawiedli. Nie wyleczyły moich pobratymców, którzy powinni od razu poczuć się lepiej po spożyciu lekarstw... jednak moim obowiązkiem było niesienie im pomocy i podejmowanie się potencjalnie bezsensownych działań. Musiałam podać im te zioła, chociaż doskonale wiedziałam, że niczego nie zdziałają...
Pochwyciłam dziurawiec i zmieszałam go z głogiem, tworząc w ten sposób mieszankę zwalczającą bezsenność. Wsypałam ją ostrożnie na ciemny liść służący za podkładkę i zaniosłam go leżącej z zamkniętymi ślepiami Lavinie. Wadera niemal natychmiast wyczuła zapach zmielonych ziół. Poruszyła kilkakrotnie nosem i otworzyła oczy; błękitne ślepia były jednak ledwo widoczne spod długiej, brązowej grzywki i spuchniętych powiek.
-Proszę, spróbuj-zachęciłam, a wilczyca bez wahania zaczęła przeżuwać podane jej zioła. Co jakiś czas rzucała mi ukradkiem krótkie spojrzenie, jakby jednocześnie zastanawiała się nad czymś na mój temat. Czekając, aż Lavinia skończy zjadać swoje lekarstwo i będę mogła zająć się kolejnym wilkiem, podeszłam do Cirilli i ją zbadałam.
,,Sześć uderzeń na dziesięć sekund"-mamrotałam we własnych myślach, uważnie przyglądając się leżącej na legowisku czarnofutrej.-,,Tętno w normie, brak jakichkolwiek widocznych zmian..."-przyłożyłam łapę do czoła towarzyszki, z westchnięciem przyjmując na siebie ciepło jej ciała. Gorączka nadal się utrzymywałam... tak samo z brzuchem; był niecodziennie twardy, a wszystkie mięśnie na ciele młódki były napięte do granic możliwości.
Co mogłam zrobić? W jaki sposób mogłam pomóc Cirilli? To wszystko było takie trudne... i jednocześnie tak niebezpieczne i ryzykowne! Pochylałam się nad młodą wilczycą, która rozpaczliwie walczyła z losem o ucieczkę przed śmiercią. Tak bardzo chciałam ją wesprzeć w tym starciu! Jak miałam to jednak zrobić, skoro reszta pacjentów czekała, aż im samym także ruszę na ratunek? Teraz, gdy tak nad tym rozmyślałam, powoli uświadamiałam sobie, jak czas szybko zlatuje czas przy opiekowaniu się nad wilkami w potrzebie. Przecież zaledwie wczoraj wszystko było w porządku - Arelion przyprowadził do mnie Cirillę, którą bolał brzuch, więc odszukałam dla niej specjalne zioła i jej je podałam... a teraz ta sama wadera leżała niemalże bez ruchu pod moimi łapami. Doszło także wiele nowych pacjentów, w tym wszyscy zielarze i Alice, którzy dysponowali odpowiednią wiedzą, by mi pomagać w leczeniu wilków. A teraz wszyscy stracili wszystkie siły i ledwo trzymali się na własnych łapach, a ja nie miałam przy sobie nikogo, kto mógłby sobie poradzić z trawiącą ich chorobą. Czy ktokolwiek w ogóle wiedziałby, jak im pomóc, skoro nawet ja, jedyna medyczka tej watahy, nie wiedziałam, jak pokonać śmiertelną zarazę?
Czy odpowiedź brzmiała ,,nie"? Czy może była jeszcze dla nas wszystkich iskierka nadziei?
Zerknęłam na Lavinię - młoda wadera oblizywała właśnie pysk, by zebrać językiem resztki ziół. Podeszłam do niej cicho, chowając pazury, by nie drapać nimi o twarde podłoże. Gdy zabierałam duży liść służący za podstawkę sprzed jej nosa, wilczyca zwinęła się w kłębek i okryła swoje łapy ogonem.
-Czujesz się zmęczona?-upewniłam się, błagając w duchu, abym usłyszała tak bardzo wyczekiwane potwierdzenie. Niestety, Lavinia miała dla mnie inną odpowiedź.
-Niezbyt...-przyznała. Starając się stłumić w sobie falę rozżalenia i zawodu, uspokajająco pogładziłam Lavinię po łopatce.
-Spróbuj zignorować ból głowy i się prześpij. Niebawem poczujesz się lepiej-czułam się niczym kłamca, wypowiadając po raz kolejny te nic nieznaczące, puste zapewnienia. Chciałam wierzyć, że to wszystko, co mówię, niebawem stanie się prawdą... lecz jak miałam w to wierzyć, skoro w przeszłości inne zioła wcale nie zadziałały, wydrążając w moim umyśle dziurę pełną wątpliwości i smutku?
Skierowałam się w stronę następnego pacjenta wyczekującego mojej pomocy. W tym przypadku był to Mitch. Już wiedziałam, co mu dolega, więc wystarczyło się upewnić, czy jego stan się nie zmienił, podać odpowiednie zioła i szybko zabrać się za sprawdzanie stanu ostatniej w kolejce Beiu.
Basior wyglądał znacznie gorzej niż wtedy, gdy ostatnio z nim rozmawiałam. Melisa i krwawnik, które niedawno podał mu Sunshine, najwyraźniej nie zadziałały. Brązowofutry basior ledwo utrzymywał uniesiony łeb, a jego ślepia okrążone przez spuchnięte powieki były lśniące od łez wycieńczenia. Gdy do niego podeszłam, wilk zdawał się nawet z trudem przekręcać ucho w moją stronę.
-Jak się czujesz? Udało ci się zdrzemnąć?-zapytałam, choć doskonale wiedziałam, jaką uzyskam odpowiedź. Mitch przez chwilę wpatrywał się tępo przed siebie, jakby w zamyśleniu zbierając myśli, po czym wyjąkał kilka zachrypniętych, ledwo słyszalnych słów.
-Nie...-zamrugał, marszcząc brwi, zupełnie jakby ten ruch wywoływał u niego ból.-Nie zmrużyłem oka nawet na chwilę...
Kiwnęłam pyskiem, uciszając tym ruchem wyczerpanego Mitcha. Nie mogłam pozwolić, by nadal się tak męczył. Musiałam podać mu jak najszybciej zioła na bezsenność, choć w głębiach własnej świadomości doskonale zdawałam sobie sprawę, że na pewno zawiodą...
Starając się zignorować ten oczywisty fakt, podeszłam do zmielonych roślin i wymieszałam ze sobą czyściec na ból brzucha oraz głóg i dziurawiec. Podałam własnoręcznie przyrządzoną mieszankę, ze zmartwieniem się jej przyglądając. Gdybym miała nieco mniej pacjentów i świadomość, że dysponuję działającymi lekami, mogłabym dla Mitcha utworzyć pyszny kleik na bezsenność, wyglądem przypominający danie, które tego ranka zrobiłam dla Cirilli. Jednak obowiązki mnie nagliły... nie mogłam sobie pozwolić na tworzenie takich czasochłonnych leków!
Mitch przełknął z wdzięcznością zioła i zamknął oczy. Okrył się szczelnie swoim grubym okryciem i wsadził pod nie nos, próbując zażyć niece snu. Chciałam, aby mu się to udało...
Podeszłam do Cirilli i szybko upewniłam się co do jej stanu. Nic się nie zmieniło... jednak jak długo będzie to trwało? Skoro zaledwie wczoraj bolał ją tylko brzuch, a dzisiaj straciła apetyt , dostała gorączki i została pozbawiona przytomności...
Ta tajemnicza choroba rozwijała się w niesamowitym wręcz tempie. W ciągu paru godzin wykańczała organizm, pogarszała zdrowie swojego nosiciela... nie mogłam pozwolić, aby ktokolwiek inny się nią jeszcze zaraził! Gdyby ktoś do mnie jeszcze przyszedł, nie miałabym zielonego pojęcia co robić. Wyczekiwałam teraz efektu podanych zarażonym wilkom ostatnich garści ziół. Musiały one zadziałać w ciągu dwóch godzin, był to maksymalny czas wydobycia z nich leczących właściwości.
W innym przypadku musiałam uznać, że nie jestem w stanie stworzyć żadnego skutecznego lekarstwa. A potem stanie się tak, jak przewidywała w moim śnie Telisha - wszyscy umrą z mojej winy, bo nie potrafiłam ich ocalić przed śmiercią.
C.D.N.