· 

Ostatnia deska ratunku #12

Starając się przełknąć smutek wzbierający w mojej piersi, cofnęłam się pod ścianę groty, by mieć lepszy widok na leżących na miękkich legowiskach pobratymców. Przed chwilą skończyłam badać Cirillę. Jej stan wciąż nie ulegał zmianie. Wadera leżała bez ruchu i nie reagując na moje wołania, oddychała powoli, nadal znajdując się w osobliwej śpiączce.

Zajęłam się już większością moich pacjentów - Cirillą, Yarą, Sunshine'em i Alice. Musiałam jeszcze zbadać i zaopiekować się Lavinią, Beiu, Mitchem i Dreamurr. Z całej tej czwórki to kawowofutra wadera skupiała teraz całą moją uwagę. Nie wyglądała zbyt dobrze - leżała bez ruchu na boku, z półprzymkniętymi ślepiami tępo wpatrując się we własne łapy. Mrugała raz na jakiś czas, o wiele rzadziej niż normalnie powinna to robić. Byłam niemalże pewna, że wilczyca znajduje się na granicy snu a rzeczywistości, a zmęczenie przykuwa ją do ziemi niewidzialnymi okowami.

 

Podeszłam do samki i przejechałam łapą po jej czole, aby nieco ją rozbudzić. Dreamurr podniosła wzrok i spojrzała na mnie podkrążonymi, zmęczonymi oczami ledwo widocznymi spod spuchniętych powiek. Z jej futra biło niewytłumaczalne gorąco i zmęczenie, unosiło się w powietrzu niczym woń tajemniczej choroby, która przesiąknęła sierść każdego obecnego tutaj wilka. Cofnęłam łapę, czując na poduszeczce znajome już ciepło.

 

Dotknęłam klatki piersiowej Dreamurr, aby zbadać pracę jej serca.

 

,,Kolejny raz gorączka..."-zmarszczyłam brwi, z nutką żalu przyglądając się rozłożonemu pod grubą pierzyną ciału.-,,Jak to możliwe, że gorączka rozwinęła się u niej tak szybko? W przypadku Sunshine'a jest to zrozumiałe: w końcu pomagał mi przy Cirilli i Mitchu, zaraził się od nich..."-zastanawiałam się w myślach. Przyglądając się zmierzwionemu włosiu kawowofutrej i pogrążona we własnych rozmyśleniach, zupełnie nie słyszałam słów leżącej przede mną pacjentki. Oprzytomniałam, dopiero gdy poczułam na łapie muśnięcie jej rozgrzanego, suchego nosa. Podskoczyłam zaskoczona i zerknęłam w dół, spoglądając na Dreamurr. Na pysku wilczycy malowało się niezadowolenie, a wręcz zniecierpliwienie.

-Co jest?-mruknęła, a w jej zachrypniętym głosie bez trudu rozbrzmiewała irytacja.-Długo masz zamiar tak stać?-przez krótką chwilę nie potrafiłam pojąć słów wadery. Potraktowała mnie z takim chłodem... zupełnie się tego nie spodziewałam! Czy moje ucieczki we własne odmęty myśli naprawdę tak irytowały? Chyba musiałam się jakoś tego oduczyć... przecież ani medyk, ani zwiadowca nie może sobie pozwolić na chociażby chwilę rozproszenia! Przywołując się do porządku, skierowałam uszy w stronę leżącej nieopodal Cirilli, lecz pysk zwróciłam ku Dreamurr. Czarnoskrzydła oddychała równo, lecz jednocześnie niecodziennie głośno. Pomimo tego, wydawało mi się, że jest z niś na razie w porządku. Obym się nie myliła...

 

Natychmiast skupiłam się na kawowofutrej. Czułam od niej bijące zdenerwowanie i zmęczenie... w pełni rozumiałam jej pełnie irytacji zachowanie. Każdego mógłby zaniepokoić fakt, że dopadła go rozkładająca na łopatki choroba...

 

-Wybacz-wymruczałam do leżącej wilczycy, kładąc po sobie ucho i cofając łapę. Szybko przystąpiłam do działania, aby nie wywołać u osłabionej wilczycy kolejnej fali zirytowania. Tak ja zawsze, najpierw zaczęłam od przepytywania.-Czy coś cię boli?

-Trochę głowa-przyznała, marszcząc czoło.

-Tylko tyle?-chciałam się upewnić.

-Nie mam na nic sił-po jaskini poniosło się zmęczone westchniecie. Postawiłam z zainteresowaniem ucho, czujnie wyłapując słowa Dreamurr. Nie miała na nic sił... czyżby nie mogła nawet niczego zjeść? A może nie tyle co nie mogła jeść... tylko po prostu nie chciała? Czy to mogło się wiązać także z brakiem apetytu? Wstrzymując oddech, odezwałam się do leżącej towarzyszki.

-Jesteś może głodna? Chciałabyś coś zjeść?-zapytałam, w duszy błagając niebiosa, abym usłyszała pełne energii potwierdzenie... na całe szczęście, usłyszałam słowa, dzięki którym kamień spadł mi z serca.

-I to jak!-Dreamurr niemal krzyknęła, przez co jej głos lekko zniekształcił się przez nagłą chrypkę.-Jestem taka głodna, że aż w brzuchu mi burczy!-radość, która wyrosła w mojej piersi niczym dorodny kwiat, zdołała na krótką chwilę przygasić smutek i rozpacz, które pojawiły się krótko po tym, jak skończyłam badać Sunshine'a. Starając się przydusić powracający żal, odwróciłam się do przepołowionego na pół pnia, na którym leżały zmielone zioła. Na ciemny liść klonu, służący za podstawkę pod lekarstwo, nałożyłam szczyptę rozmarynu dla dodania sił i parę listków malin na zbicie gorączki. Wymieszałam z sobą dwa zielone proszki i podałam je Dreamurr, która powoli uniosła łeb.

-Mam to zjeść?-zapytała, krzywiąc się na widok roślin.-Myślałam, że dostanę jakieś mięso...

-To nie jest do jedzenia-uśmiechnęłam się leciutko, zachęcając wilczycę do skosztowania mieszanki. Odnotowałam w głowie, że gdy skończę badać pozostałe wilki, będę musiała przynieść dla nich coś do jedzenia. Wielu z nich pewnie nie jadło nic od wielu godzin, a ja byłam zbyt pochłonięta pracą, aby coś dla nich znaleźć... musiałam szybko i dokładnie zająć się resztą pacjentów i pójść dla nich po jakieś mięso. Głodny wilk nie jest w stanie szybko wyzdrowieć, nawet lekarstwa same nie pomogą. Musiałam także jakoś zachęcić wilki bez apetytu, aby choć trochę poskubały przyniesione dla nich dania... może Yara nabierze ochoty na jedzenie, jeśli przyniosę jej coś, co lubi? I trzeba będzie jeszcze jakoś obudzić Cirillę z tego dziwnego transu... Jeśli będzie ciągle spała i niczego nie będzie jeść, na pewno straci wszystkie siły! A wliczając do tego jej gorączkę i osłabienie...-Spróbuj-podsunęłam liść w stronę Dreamurr.-Gdy skończę zajmować się resztą wilków, obiecuję, że przyniosę ci coś do jedzenia.

 

Dreamurr przeniosła spojrzenie na zmielone rośliny i ostrożnie zaczęła je przeżuwać, marszcząc brwi.

 

-Dobrze-wymamrotała pomiędzy kęsami.-Mam ochotę na wiewiórkę, jakby co.

Kiwnęłam łbem, słysząc jej słowa. Dobrze było wiedzieć, że chociaż jej dopisuje apetyt.

Podeszłam do Cirilli i zgodnie z własnym postanowieniem po raz kolejny sprawdziłam jej stan. Wszystko pozostawało bez zmian.

 

Rozejrzałam się po pozostałych wilkach, czujnie strzygąc uszami w ich kierunku i z uwagą przypatrując się każdemu z nich.

 

Cirilla trwała bez ruchu, a jedyną odznaką, że żyje, były unoszące się jej boki.

Dreamurr kończyła jeść podane przed chwilą zioła.

Alice, zwinięta w kłębek, smacznie spała, a jej ciało było rozluźnione i nieruchome.

Yara leżała odwrócona do mnie plecami, boki brązowofutrej unosiły się rytmicznie.

Mitch zamglonym wzrokiem wpatrywał się w kamienną ścianę groty.

Sunshine oparł pysk o łapy i spoglądał sennie na własne pazury.

Beiu zwinięta była na ziemi i łapami trzymała się za prawdopodobnie bolący łeb, zauważalnie marszcząc brwi.

 

Lavinia leżała na swoim legowisku,  czoło oparłszy o chłodną posadzkę jaskini.

Spojrzałam na łaciatą waderę, przyglądając się jej uważnie. W jej zachowaniu było coś nietypowego... opuszczony łeb i wyraźnie podkrążone oczy nie wróżyły niczego dobrego. Zerknąwszy raz jeszcze w stronę pogrążonej w dziwnym śnie Cirilli, pognałam w kierunku Lavini, aby czym prędzej posłużyć jej pomocą.

 

 

C.D.N.