Tej nocy praktycznie nie spał, był za bardzo zdeterminowany by zasnąć. Emocje się w nim gotowały, gniew wraz z ekscytacją mieszały się w jego ciele pobudzając go do ciągłego działania. Zresztą było to naturalne zachowanie u wojownika, każda misja niosła za sobą cały tuzin nowych, nieznanych emocji. I to właśnie w tym wszystkim było najznakomitsze. Gdy wreszcie wstało upragnione przez czarnofutrego słońce, wymieniony wstał czym prędzej i przyszykował się do podroży. Od bardzo twardego, nierównego podłoża szalenie bolał go grzbiet aż czuł potrzebę przeprostowania się. Zagarnął jednym ruchem łapy wszystkie swoje przedmioty osobiste i pospiesznie wydostał się z tej obrzydliwej nory. Oczywiście zaraz po tym otrzepał swoje lśniące, zadbane futro. Szedł pełen energii, poranne promyki słońca odbijane przez śnieg miło rozświetlały ten wietrzny dzień. Wiatr nie działał na korzyść czarnego basiora, był tak zimny aż parzył. Każdy powiew powodował sztywnienie ciała Merlina. Było to diabelsko irytujące. Ale nic nie mógł przecież poradzić, jedynym sposobem było przeczekanie bądź zejście z góry. Druga opcja była znacznie korzystniejsza basior w żadnym wypadku nie chciał marnować ani chwili dłużej. Odnalezienie Ananty było teraz priorytetem, tylko gdzie do diabła podziewał się Aplaus. Ten kretyński pomysł od początku skazany był na niepowodzenie. Cóż za szaleniec przystałby na tak niedorzeczną misje… Tylko Merlin ma nie dość rozumu.
Basior ze wszystkich sił starał się przesłać wiadomość tamtej istocie, dzięki wcześniejszemu połączeniu było to choć trochę realne. Jednak telekineza to zdolność nad którą wilk nie spędził wystarczająco czasu, nie jest dopracowana ani wyćwiczona, w żadnym stopniu Merlin nie czuje się z nią pewnie co jest podstawą jakichkolwiek działań. Ale próbował, próbował ile sił. Brak rezultatów jeszcze bardziej podniósł jego już dawno wysokie ciśnienie. W sekundach gdy do jego łba nadchodziły wątpliwości ponownie usłyszał ten sam głos w swojej głowie.
Rad jestem że postanowiłeś przyjść Merlinie
I po niedługim czasie ponownie mógł ujrzeć końską sylwetkę kroczącą z oddali. Śnieżny rumak pędził w stronę chuderlaka ruchami które aż przepełnione były gracją wraz z majestatem. Był tak piękny aż trudno oderwać ślepia.
- Witaj mój drogi - istota pierwszy raz przemówiła swym głosem do czarnofutrnego.
Barwa i ton głosu były naprawdę spokojne oraz łagodne, wręcz koiły umysł. Merlin był naprawdę zachwycony tą istotą, była iście niezwykła. Niczym anioł pod postacią zwykłego ziemskiego konia. Niczym cały spokój i dobro tego świata były skupione w tym jednym organizmie, który dumnie stał przed sylwetką małego, chuderlawego nic niewartego pół wilka.
- Witaj o Aplausie - pochylił lekko łeb jak to należało wychowanemu wilkowi przy przywitaniu.
Koń przyglądnął mu się z widocznym zadowoleniem którego ani śniło mu się ukrywać. Jakby nie patrzeć był naprawdę rozpromieniony.
- Oh wilku, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wielkie szczęście Cię spotkało - z tymi słowami
zwierze staneło dęba a z tym zniknęło wszystko wokół.
Nic nie było prócz białej, jasnej nicości. Pustka która aż wypełniała serce i umysł. Czyż to już śmierć nadeszła zebrać swe żniwo i wymierzyć sprawiedliwość? Być może ale nie do Merlina, on miał jeszcze misje do wykonania, nawet sama czcigodna śmierć nie skróciła by mu pracy.
Powoli przed oczyma czarnego wilka zaczęły pojawiać się przedmioty, o dużo bardziej intensywnych kolorach niż w rzeczywistości w której żył Merlin. Po chwili zaczęły dopływać do niego również dźwięki, chlupot wody, liście szeleszczące od wiatru. A później poczuł ciepło które miło ogrzewało ciało niczym w letnie dni. Serce aż radowało się od tych wszystkich przyjemnych bodźców. Merlin już po chwili mógł opisać miejsce w którym się znajdował. Była to piękna rozległa kraina pełna kolorów oraz nieznanych dotąd istot. Po horyzont pięły się cudowne, mocne drzewa o liściach jasnej zieleni. Niebo było przejrzystsze niż gdziekolwiek indziej a ciepłe słońce swoimi promieniami okrywało całą tą krainę.
- Gdzie my jesteśmy - zafascynowany basior zwrócił się do Aplausa stojącego tuż obok.
- Najmilszy to Ananta, kraina dużo piękniejsza od waszego świata - odpowiedział z lekkim śmiechem. To prawda zachwyt Merlina był bardziej niż zabawny.
C.D.N.