· 

Czas wprowadzania #7

Po uprzednim odprowadzeniu młodego szczenięcia do Jaskini Wschodzącego Słońca, basior zmienił kierunek w celu odprowadzenia Lavinii do Jaskini Przejścia, dopiero po pożegnaniu się i jej wejściu do wnętrza groty, sam zawrócił do jaskini w której mieszkał. Łaciata wadera układając się do snu w swoim małym kącie myślała o nowopoznanym towarzyszu, pewnej młodej istotce oraz obietnicy na jutrzejszą kontynuację oprowadzania przez Merlina. Uśmiechnęła się leciutko przy zamkniętych oczach, wolno odpływając w ramiona sennych światów czuła, że jutro też będzie zaskakujący dzień.

 

Nazajutrz obudził ją niewielki huk z innej części jaskini, co w sumie pobudziło innych, że zaraz wszyscy wręcz wyskoczyli na niejaki główny korytarz dla zlokalizowania tego alarmu. Kryzys zażegnano po ujawnieniu, że pewien nieszczęśnik miał o poranku nieprzyjemność boleśnie spotkać się z grawitacją - kolokwialnie mówiąc, po prostu zleciał ze skalnej półki i hucznie obwieścił przytulając się do podłoża. Szczęśliwie nic mu się nie stało poza obiciem się, ponieważ rozmiar hałasu mówił zupełnie co innego.

Szybko coś przekąsiła w charakterze śniadania i wolno opuściła sporych rozmiarów jaskinię tylko po to, by dosłownie po przejściu kilkunastu metrów napotkać nadciągającego Merlina od strony, z której wczoraj wracał na spoczynek.

 

-Dzień dobry Merlinie, jak się dziś czujesz?- Spytała się go szybciej, ponieważ już widziała jak otwiera pysk.

-Dzień dobry Lavinio, dziękuję, bardzo dobrze. Mam nadzieję, że się wyspałaś- odparł uprzejmie. Kiwnęła głową na potwierdzenie.- Cieszę się w takim razie. Jeśli byś chciała, możemy już teraz kontynuować nasz spacer.

-Z przyjemnością- uśmiechnęła się delikatnie po czym od razu ruszyli dalej.- Przeczucie mi podpowiada, że później będziesz zajęty, mam rację?

-Hah, to prawda. Po południu realizuje wspólny trening z pewną krnąbrną młodą waderą o imieniu Carmen, która wczoraj nam przerwała. Bardzo mi przykro za to, jak to wczoraj się potoczyło.

-Och, nie szkodzi- pokręciła głową łaciata.

-O wilku mowa- powiedział Merlin patrząc wyczekująco na wolno zbliżającą się jasną waderką, która dostrzegając obecność dwóch wilków, pochyliła łepek ku ziemi, by stojąc w odpowiedniej odległości od dorosłych zabrać w końcu głos.

-Czy... czy nie przeszkadzam?- Carmen niepewnie podniosła głowę i widząc brak sprzeciwu, zwróciła się do łaciatej cichszym tonem ale słyszalnym.- Bardzo panią przepraszam, wczoraj zachowałam się nagannie.

 

Lavi czuła, że wczoraj młoda jak i jej przewodnik musieli odbyć rozmowę, skoro Merlin patrzył się nieco napiętym wzrokiem na szczenię. Nie mogła nie powiedzieć ale sam obrazek młodej ściskał serce. Łaciata podeszła bliżej do szczenięcia z czułym uśmiechem.

 

-Carmen- Vini przemówiła ciepło,- nie zrobiłaś mi przykrości, nie zrobiłaś nic złego.

-Ale proszę pani...

-Nie masz mnie za co przepraszać. Cieszę się, że tak szybko mogłam cię poznać- dodała podnosząc łapę i delikatnie pogłaskała małą po jasnej główce. Carmen zaraz spojrzała na łaciatą, która z kolei patrzyła na nią bardzo ciepło i zaraz na Merlina, który wydawał się spokojniejszy. Zrobiła krok do tyłu i uprzejmie się pożegnała, po czym już odeszła.

 

-Jest urocza- Vini cicho zachichotała patrząc jak tamta się oddala.

-Jest krnąbrna- westchnął Merlin.

-To jeszcze młode szczenię, to naturalne. W tym wieku drobne psoty są normalne.

-Stanowi nie lada wyzwanie.

-To twoja córka?- Zapytała się przenosząc wzrok na basiora. Stała się rzecz niesłychana: Merlin gwałtownie się zaczerwienił i podniósł łapy i do tego energicznie pokręcił głową.

-N-nie! Opiekuje się nią, jest z moich rodzinnych s-stron- jego zająkanie było aż zaskakujące.

-Ach, rozumiem- kiwnęła głową. W sumie to oczywiste z racji ich podobnego wyglądu. Spojrzała na niego przyjaźnie- w takim razie ruszajmy, żeby Carmen później nie musiała czekać aż cię jej zwrócę z wycieczki.

 

Ponowny ciepły uśmiech do niego poskutkował kolejnym lekkim zawstydzeniem, na co znowu uciekł jej chichot.

 

C.D.N.

 

>Merlin?<