· 

Ostatnia deska ratunku #7

-Alesso!-wyrwało mi się. Doskoczywszy do wadery, schyliłam łeb w krótkim powitaniu. Alfa rozejrzała się czujnie po jaskini, jakby oceniając jej wygląd. Uniosłam łapę, aby odsunąć bluszczową zasłonę i zaprosić przywódczynię do środka, lecz Alfa na to jedynie pokręciła delikatnie pyskiem i dając mi znak uchem, bym ruszyła za nią, cofnęła się, wychodząc na dwór.

Zza moich pleców dobiegło zdziwione pytanie Sunshine'a.

-Co się stało?-zapytał, wyraźnie zaintrygowany. Nie miałam pojęcia, co mu odpowiedzieć. Sama zresztą nie wiedziałam, czego dokładnie chciała ode mnie Alessa.

,,Może chce ze mną porozmawiać na temat chorych wilków?"-przemknęło mi przez łeb. Na tę myśl poczułam, jak cała drętwieję. Obiecałam przecież Alice, że zgłoszę się dzisiaj do Alessy i złożę jej raport o stanie moich pacjentów! Zamierzałam zrobić to zaraz po podaniu leków Mitchowi i Cirilli, ale akurat wtedy, gdy miałam zamiar wracać do Jaskini Uzdrowiciela, przybiegł do mnie Sunshine i przekazał przerażającą wiadomość na temat Yary. Kompletnie nie miałam czasu, by powiadomić o tym wszystkim Alessę!-,,Czy czeka mnie z tego powodu jakaś kara...?"-zadrżałam. Nieco niechętnie, bo bojąc się zbliżających się konsekwencji mojego nieprawidłowego zachowania, przecisnęłam się między opadającymi łagodnie pędami i wyszłam powoli na zewnątrz. Natychmiast rozejrzałam się za Alfą, czujnie stawiając uszy na sztorc, by wychwycić nawet najmniejsze dźwięki otaczającej mnie przyrody. Jednak niepotrzebnie wyostrzałam zmysły i rozglądałam się uważnie na boki, bo Alessa stała spokojnie tuż obok, parę kroków od wejścia do Jaskini Uzdrowiciela.

Zauważywszy ją, szybko odwróciłam się w jej stronę i wykonałam raz jeszcze głęboki, nieco niezgrabny ukłon.

-D-dzień dobry!-wyjąkałam, cała w nerwach. Wizje pełne reakcji Alessy na moje zachowanie obudziły się w moim umyśle, dziko krążąc w ciasnej przestrzeni. Widziałam oczami wyobraźni, jak zostaję natychmiast skarcona, jak smutek pożera moje opanowanie niczym wygłodniała zwierzyna. Zawiodłam... może uda mi się chociaż szybko wytłumaczyć, dlaczego nie znalazłam czasu, aby powiadomić Alfę o stanie Cirilli, Mitcha i Yary...? Zapewne nie złagodzi to mojej kary, na którą zasługiwałam, ale może chociaż spotkam się z pewnym zrozumieniem...

-Musimy porozmawiać-rzekła Alessa, a jej poważny ton głosu sprawił, że po moim grzbiecie przebiegł lodowaty dreszcz. Zdołałam na krótką chwilę wyrwać się z objęć własnych myśli;  a przynajmniej na tyle, by usłyszeć i zrozumieć sens słów przywódczyni.

-D-dobrze-wyjąkałam, nagle uświadamiając sobie, co mnie czeka. Zostanę skrzyczana, na pewno... Nie będzie dla mnie litości; jednak mimo to, będę musiała się z tym pogodzić. Choć pełne strachu wizje zbliżających się wydarzeń zaczęły budzić się do życia i wirować w moim łbie, starałam się zachowywać spokojnie i jak na normalnego wilka przystało. Przywódczyni zaczęła rozmowę, więc musiałam się jak najprędzej skupić, aby nie przekręcać ze zdenerwowania słów.

-Słyszałam o dzisiejszym wypadku z Yarą-Alessa mówiła powoli i czujnie na mnie zerkała. Świadomość, że uważnie mi się przygląda, ani trochę nie poprawiała mojej koncentracji. Zmarszczyłam brwi, starając się uporządkować uciekające spod mojej kontroli myśli. Wirowały w moim umyśle i nie chciały stać w miejscu. Co miałam właściwie odpowiedzieć? Czy miałam opowiedzieć o tym, jak się dowiedziałam o stanie Yary i co zrobiłam, aby jej pomóc? Może wystarczyło, abym przytaknęła na słowa przywódczyni? Powinnam na pewno powiedzieć jej o innych pacjentach - to pewne! Ale to zapewne zabrzmiałoby dziwnie, gdybym tak nagle o tym wspomniała... może powinnam zacząć od samego początku? Przytaknąć na słowa Alessy i szybko streścić jej wszystkie wydarzenia, które wydarzyły się, odkąd zawitali do mnie Arelion i Cirilla?

-Yara ma wysoką gorączkę i nie chce niczego jeść. Nie miała niczego w pysku od dłuższego czasu-odparłam niemalże natychmiast, wcale nie zastanawiając się na tym, co mówię.-To chyba dlatego zemdlała.

-Dałaś jej odpowiednie zioła?-upewniła się Alessa, czujnie strzygąc uszami. Kiwnęłam ostrożnie łbem.

-Tak, ale...-zawahałam się. Chciałam w końcu powiedzieć Alessie o moich przypuszczeniach co do schorowanych wilków. Byłam niemalże pewna, że cała trójka ma w sobie tego samego, nieznanego wirusa. Choć bałam się, co z tego wyniknie, musiałam powiedzieć o tym przywódczyni za wszelką cenę. Teoria czy też nie... Alessa musiała się o tym dowiedzieć. Obiecałam przecież Alice, że dam znać przywódczyni, a teraz miałam okazję jej to wszystko przekazać. Nie musiałam się nawet śpieszyć - pacjenci byli teraz pod opieką Sunshine'a. Dostał ode mnie szczegółowe wskazówki, więc wiedział, co ma robić. Ufałam mu. Mogłam więc mówić powoli i dokładnie, nie pomijając żadnych szczegółów.

-,,Ale"?-głos wilczycy wyrwał mnie z rozmyśleń. Oprzytomniałam, mrugając szybko i potrząsając łbem dla rozjaśnienia umysłu. Odetchnęłam głęboko dla nabrania pewności siebie i zaczęłam mówić. Musiałam być bardzo ostrożna, by odpowiednio dobrać myśli w słowa.

-Nie jestem pewna, czy zadziałają...-widząc, jak przywódczyni otwiera pysk, zamierzając coś powiedzieć, pośpieszyłam z szybkimi wyjaśnieniami.-Bo... chodzi o to...-zerknęłam na bok, wyszukując w głowie odpowiednich słów.-Wczoraj przyszedł do mnie Arelion z Cirillą. Na początku bolał ją tylko brzuch, więc dałam jej bukwicę, bo myślałam, że zadziała...-Alessa przyglądała mi się uważnie, z nieskrywaną powagą przysłuchując się temu, co mówiłam.-Ale potem Cirilla znowu się skarżyła, że ją boli brzuch, zwróciła zwartość swojego żołądka, nie miała apetytu i dostała gorączki... potem przyszedł też Mitch. Powiedział mi, że nie może spać w nocy i na dodatek boli go brzuch. Podobnie było z Yarą. Okazało się, że też nie chce niczego jeść. Zbadałam ją i dowiedziałam się, że również ma wysoką temperaturę. Myślę, że chorują na tę samą chorobę-przyznałam, biorąc oddech po długim streszczeniu.-Mają te same objawy, a zioła na nich nie działają... To musi być jakiś wirus. Nie mam jednak pojęcia jaki...-urwałam, uznawszy, że powiedziałam już wystarczająco wiele. Nie potrafiłam znaleźć już więcej słów co do tej sytuacji. Cichy głosik doświadczenia podpowiadał mi, że powinnam już milczeć - zapewne był to znak, że powinnam poczekać, co na ten temat powie Alessa.

Przywódczyni milczała, spuściwszy wzrok i wpatrując się we własne łapy. Była skupiona i poważna, nie byłam w stanie wyczytać z jej pyska żadnych emocji. Wyraźnie się nad czymś głowiła; stała bez ruchu, nawet nie ważąc się poruszyć nosem. W jej głowie zapewne gnały tysiące myśli; łączyły się z sobą, przeplatały i mijały w szalonym pędzie.

Ja także z trudem panowałam nad własnym umysłem. Pojawiały się w nim wizje zbliżającej się przyszłości, reakcje Alessy na moje słowa. Widziałam oczami wyobraźni jej zdenerwowanie, jej zmarszczone brwi i pytanie przepełnione irytacją: ,,Dlaczego nie powiedziałaś mi o tym wcześniej?". Samo wyobrażanie sobie tego sprawiało, że nawet oddychanie przychodziło z trudem. Przełknęłam ślinę, by zwilżyć wysuszone gardło i oczyścić umysł. Dokładnie w tej chwili cała moja pewność siebie się ulotniła - Alessa uniosła łeb i ponownie na mnie spojrzała. Jej dwukolorowe ślepia błyszczały stanowczością. Drgnęłam nerwowo.

-To bardzo poważna sprawa-stwierdziła przywódczyni, odgarniając na bok grzywkę, która opadła jej na oczy.-Skoro nawet zioła nie działają...

-O-oczywiście będę się starała znaleźć inne rośliny... może one zadziałają...-zapewniłam przywódczynię, pochylając łeb. Nieświadomie wysunęłam pazury, które teraz drapały biały puch.-Tylko nie wiem, ile to zajmie...-mój głos stawał się coraz cichszy. Z każdym słowem zdawało mi się, że brzmię coraz słabiej. Nie dziwiłam się temu jednak - bowiem ponownie ujrzałam przed sobą Telishę wpatrującą się we mnie z nienawiścią, a także stado wilków, zamykających krąg wokół mnie.-...może już wtedy będzie za późno...

,,Kto będzie twoją następną ofiarą?".

-Może jednak wcale nie.

Podniosłam łeb na wypowiedziane lekkim tonem słowa Alessy. Wilczyca, choć nadal poważna, zdawała się uśmiechać kącikami pyska. Uszy miała uważnie postawione do przodu, a jej brązowe, falowane włosy powiewały lekko na zimowym wietrze. Puszysty ogon kiwał się lekko na boki, zdradzając pogodny humor Alessy.

Zaskoczona, nastroszyłam po sobie futro. Fala nadziei rozeszła się kojącym ciepłem po moim ciele, na moment ogrzewając moją duszę. Zaczęłam wierzyć, że Alessa ma plan na zwalczenie tej choroby - zresztą zawsze wiedziała, jak postępować w danej sytuacji, ale... dlaczego była tego taka pewna? Może znała kogoś, kto wiedział, jak zwalczyć tego wirusa? Dokładnie w tej chwili Alessa otworzyła pysk i pełnym wiary głosem rozwiała moje wątpliwości:

-Mamy cudotwórcę w stadzie-rzekła spokojnym głosem.-Arelion na pewno ma jakieś magiczne amulety umiejące całkowicie unieszkodliwić tę zarazę.

 

 

C.D.N