· 

Wilcze święta - prawdziwie rodzinna bliskość

Śnieg całkiem mocno prószył, już od nie wiadomo nocnej pory, do tego stopnia, że biała masa zajęła trochę miejsca za wejściem do jaskini, wręcz zalewając wnętrze sobą. Lavinia po otwarciu oka westchnęła i dopiero po tym podniosła głowę, słysząc bardziej od strony głównego wejścia wesołe głosy wilków, obecnych mieszkańców Jaskini Przejścia. Ba, nawet ktoś zaczął biegać po miejscach noclegowych w celu zbudzenia tych śpiochów. Echo niosło się tak, że nawet Livi było ciężko rozpoznać czy to samiec czy samica krzyczą i co jest treścią tych dźwięków. Łaciata wadera ledwo co wstała, gdy pewna roześmiana wadera wpadła do niej, czy nie trzeba pomóc z obudzeniem.

-Lavinia! Super, że nie śpisz- ucieszyła się.- Będzie się dziś działo. Chodź, trzeba będzie sporo robić i potrzebna każda para łap!

Samica się roześmiała i poszła skocznym krokiem dalej. Łaciata jednak pozostawała nieco skołowana tym entuzjazmem. Co to, dziś jakieś święto? Nie wiedziała - była jedną z najświeższych członków watahy w której do tego jeszcze nie pojęła wszystkiego, mając na uwadze do obecnej chwili.

Nic zatem dziwnego, że wyszła może i gdzieś tak w drugiej fali wilków ale na jej pysku malowało się lekkie pogubienie. Nadzieją wadery był siedzący nieopodal basior, Ketos o ile jej pamięć nie myliła, który z uśmiechem coś grupował, takie przynajmniej wrażenie sprawiał dla Vini. Nabrała głębszego wdechu i podeszła do niego. Wilk do razu spojrzał na nią przyjaźnie.

-Dzień dobry Lavinio, dobrze spałaś?

-Witaj, dziękuję za troskę- kiwnęła mu głową.- Przeszkodziłam ci w czymś?

-Hm? Ach, nie. Ale po twoim wyrazie widzę, że to ty potrzebujesz pomocy. W czym rzecz?

"Dobry jest" pomyślała z uznaniem młoda samica. Nawet jeśli nie lubiła zawracać sobą głowy, trzeba było przyznać, że potrzebowała mieć obeznanie w sytuacji.

-Od rana panuje poruszenie pośród wilków, wręcz są chodzącymi pokładami radości. Zastanawia mnie to... Dziś jest ważny dzień, prawda?

Słysząc to pytanie, wilk się bardziej ożywił a jego uśmiech był jeszcze przyjemniejszy dla oka.

-To prawda. Czasem zapominam, że nie wszyscy są długoletnimi członkami- podrapał się po głowie.- Dzisiaj mamy święta, które obchodzimy to jako świąteczny festiwal. Chodź do reszty, po drodze spróbuję ci powiedzieć tyle, ile dam radę.

-Dziękuję- uśmiechnęła się delikatnie.- Zaczynam rozumieć tą euforię wśród co niektórych. Musi być to bardzo radosny dzień...

-I to bardzo- zgodził się z nią.- Czy w twoich stronach nie obchodzono tak świąt?

-Nie, nie mieliśmy takich dni- pokręciła głową.- Ponoć jedyne okazje do weselenia się to był pomyślne obronienia watahy przed najeźdźcą ale tylko słyszałam z trzeciej łapy.

-Czyli to będą twoje pierwsze święta... Nawet lepiej! Jestem pewien, że je pokochasz.

Podczas kierowania się do innych, Lavi otrzymywała sporo informacji o wydarzeniu, samo słuchanie przyprawiało ją o szybsze bicie serca - już czuła, że będzie się cieszyć. Skupiała się na przyswajaniu informacji o obchodzeniu świąt, ba, nawet może coś dałaby od siebie? Na miejscu omal nie dostała ataku radości, gdyż było mnóstwo pracy i zadań do wykonania - w to mi graj, można by rzec na miejscu wadery.

Ileż tu było do robienia! Dekoracje, załatwienie posiłków, dołączenie do zespołu śpiewającego kolędy, ogólne planowanie... Bogowie wszelakiej maści, miejcie Lavinię w opiece, bo inaczej wykwituje na miejscu z uciechy!

Powodem, który przywołał ją do ziemi, było zerknięcie na łapę. Z bólem serca musiała sobie odpuścić wszelkie zadania wymagające dużej siły fizycznej, szkoda wielka. Tak właśnie postanowiła skierować się w stronę zespołu od dekoracji, być może uda się jej później dołączyć gdzie indziej do innych?

Ledwo co wataha się podzieliła wstępnie zakresem działań a Lavi od razu skierowała się do innych, chociażby w celu podpatrzenia, co kto robi. Zamiast tego, każdy otrzymał kilka przedmiotów do pracy z jasno określonym zadaniem - ozdabianie lampionów. Musiała przyznać, nie miała na wstępie pomysłu, co może namalować.

Kilka metrów dalej usłyszała śmiechy dwóch wader w trakcie ich rozmowy i już myślała, by może spróbować narysować właśnie roześmiane twarze...

"Jakie to brzydkie" pomyślała nie mogąc wyjść z podziwu nad brakiem jej talentów graficznych. To było takie okropne, że się zaśmiała pod nosem i ogonem zaczęła wycierać ten mały straszak. Postanowiła iść zamiast tego po najmniejszej linii oporu i narysować wesołe buźki. Prostota sama w sobie jest akceptowalna, prawda?

-Najważniejsze by mieć zabawę ze swojej pracy a wszystko będzie pomyślne- ktoś nawet zanucił, przez co część załogi z dekoracji się roześmiała jednogłośnie.

Po blisko godzinie patrzyli na górę różnych lampionów, gotowych w kolorach, już nie mówiąc o innych drobnych ozdobach, które już wręcz prosiły o powieszenie. Prawdziwa zabawa z tym właśnie się zaczęła w momencie, gdy dwa śmieszki zaczęły się ganiać z przewieszonymi ozdobami na własnych grzbietach po absolutnie losowych ścieżkach, przez co każdy chciał się ratować w trosce o zdrowie czy może nawet życie i tak większość była zmuszona wykonywać uniki, co w przypadku gdy ktoś coś niósł, dawał zabawny obrazek. Vini, podobnie jak kilkoro wilków zaglądała do innych ekip przygotowawczych czy nie potrzebują dodatkowych łap do pomocy, okazjonalnie wszyscy sobie pomagali.

I tak, słońce schowało się za horyzontem, wszystko było przygotowane, zatem wszyscy mogli przystąpić do świętowania. Wszyscy się zebrali w dość dużym kręgu i rozpoczęli wydarzenie w postaci modlitwy do bóstw. Całe szczęście, że Alessa, podobnie jak inni wieloletni członkowie, pokierowała Vini w kontekście co będzie się chronologicznie dziać.

Podziękowała w modlitwie za przyjęcie jej do watahy.

Prawdę mówiąc widok tylu przyjaznych postaci, wspólne świętowanie i kolacja, w tym jej pierwszych jakichkolwiek świąt - to wszystko spowodowało, że Vini była tak wzruszona, że była bliska puszczenia łez. Cudem powstrzymywała tą falę szczególnie, kiedy rozpoczęły się śpiewy i rozbrzmiewały przy tym radosne śmiechy czy parsknięcia. Atmosfera była przytłaczająca ale w sposób pozytywny, co szokowało Lavi.

"Widzisz? To dlatego wszyscy nie mogą się doczekać tego festiwalu" usłyszała niedaleko przed rozpoczęciem obchodów. Teraz to rozumiała.

To właśnie prawdziwe więzy między członkami i watahą? Takie rzeczywiste jako wielka rodzina?

-Lavinio, jak wrażenia?- Zapytała się ją alfa, pewnie w celu upewnienia, że wadera dobrze się czuje.- Iście rodzinna atmosfera, prawda?

Łaciata wilczyca miała przez chwilę zamknięte oko a gdy je otworzyła, głęboki odcień niebieskiego wydawał się srebrzyć, aż w końcu spłynęła ta łezka na jej policzek.

-T-tak- potwierdziła lekko zduszonym głosem od wzruszenia.

Znalazła dom świąteczny i uczucie bliskiego powiązania...

 

 

KONIEC