Merlin tego zimowego dnia, bez pośpiechu dreptał na swój prywatny trening. Pomysł poprawienia kondycji do łba wpadł mu wieczorem, dzień wcześniej. Skąd ten pomysł? Cholera wie. W każdym razie, nudów stwierdził iż jest on zbyt leniwy a sama postawa leniwego wojownika mija się z celem. Dlatego właśnie, stał pełen energii gotowy na troszkę wysiłku. Już w południe był gotowy na to wydarzenie, prawdę powiedziawszy, już od rana gotowała się w nim odrobina adrenaliny i energii. Miejscem jakie uznał za odpowiednie były Mroźne Lasy. Z racji iż ten teren był oddalony o kilka dobrych mil, basiora czekała półgodzinna wędrówka. I dobrze, przynamniej była to jakiegoś rodzaju lekka rozgrzewka. Gdy powoli kierował się ku swemu celu, dostrzegł dwie sylwetki, kroczące delikatnie przed siebie, zmierzające w jego stronę. Dwie dosyć zgrabne ciała najprawdopodobniej samic. Pierwszą z wader rozpoznał niemalże od razu - Cirilla. Czarnofutrna była dosyć młoda, gdy Merlin dołączył do watahy była postrzegana jako szczenię. Teraz jednak, wydoroślała, dojrzała i nabrała wdzięków. Stała się piękną samicą o wielkich umiejętnościach, w końcu uczył ją sam Arelinon. Łeb w łeb z Ciri dreptała nieznajoma mu osobowość. Odrobinę wyższa od czarnofutrnej, jej sierść miała kolor niemalże jak czekoladowe mleko pokryte białymi chmurkami w postaci łat. Ciemno szara grzywka zasłaniała całą prawą stronę pyska wadery, co nie pozwalało dostrzec Merlinowi jej prawego oka.
Rozmawiała o czymś z Cirillą co chwilę przytakując i śmiejąc się pod nosem. Mimo wszystko wyglądała na trochę zmieszaną i skołowaną. Dopiero po kilku minutach, oba wilki dostrzegły sylwetkę czarnego. Ten podszedł jak to na dobrze wychowanego wilka przystało i zwrócił się do wader.
- Dzień dobry - Przytaknął lekko lewą łapą - Cirillo, świetnie wyglądasz. - Następnie zwrócił się do nieznajomej - My chyba nie mieliśmy okazji się poznać. Zwą mnie Merlin, miło mi Cię poznać - pokłonił się lekko ku brązowofutrnej.
- Lavinia - odparła uśmiechając się lekko. Wtedy basior dostrzegł bliznę lekko pokazującą się spod grzywki.
Basior wyprostował się i jeszcze raz przyglądnął się wilczycom, Ciri niemal od razu zrozumiała mowę ciała chuderlaka i postawiła pierwszy krok ku odejściu, następnie krótkim ruchem łba zakomunikowała Lavini odejście i zajęcie się sprawą, którą akurat miały na głowie. Merlin zaś, posłusznie stał i czekał aż dwie istotki znikną z pola widzenia. Znów na pierwsze miejsce obrał Mroźne lasy.
***
Po zakończonym, pierońsko męczącym treningu należała mu się chwila wytchnienia. Od zawsze zastanawiam się jakim cudem te cienkie jak patyki i długie jak pnie łapy znoszą taki wysiłek. Jakim piekielnym sposobem ten wilk jeszcze chodzi i nie łamie sobie tych kończyn? To chyba na zawsze pozostanie nieodkrytą i zatajoną dla wszystkich tajemnicą. Ale przecież… te kruche żebra, te wystające kości, cud że to coś się w ogóle trzyma w kupie. Niemożliwe
Basior szedł przez las gdy znów ujrzał to jasno brązowe futro…
Lavinia?