[Uwaga W opowiadaniu jest wspominany alkohol! Pamiętajcie, że osoby poniżej 18 roku życia nie mogą zażywać trunków, oraz by nie brać przykładu z postaci w tle i nigdy go nie nadużywać! Alkohol, szczególnie w nadmiarze niszczy zdrowie i życie...]
W środku było... To, co nosi niemal każdy podróżujący wilk. Jakiś bukłak, mapa naszego świata, poręczny sztylet, bandaże, pieniądze... Niepewnie wysypałam zawartość jutowego worka na trawę. Do mojego nosa dobiegł zapach kilku ziół leczniczych. Ten wilk był gotowy na wszelką ewentualność. Chwilę później usłyszałam również charakterystyczny dźwięk dużej ilości monet ocierających się o siebie. W moich oczach błysnęło złoto. Pełno pieniędzy... Serce zabiło mi szybciej z przerażenia. Czegoś takiego nie nosi żaden wilk ze sobą ot tak. To musiał być dobytek jego życia albo... to ukradł? Czy to dlatego stracił życie...? Vesna powiedziała, że ścigali go od dłuższego czasu, ale... Nie, nie można zakładać, że ktoś zrobił coś złego, bez żadnych konkretnych przesłanek... Musiałam się pozbierać... Ta tajemnica i moja wrodzona ciekawość były jedynymi, które zmuszały mnie do spokojnego myślenia i niewybuchnięcia płaczem raz jeszcze... To było to, czym chciałam i musiałam zająć umysł.
-A cóż to? -usłyszałam zaskoczony głos towarzyszki. Podążyłam za fiołkowym wzrokiem wadery, nie przyglądając się już dłużej pozostałym przedmiotom.
Jedna z monet potoczyła się nieco dalej, kręcąc przy upadku jeszcze kilka kółek. Ta jedna zwróciła wyraźnie uwagę Vesny. Wilczyca zmrużyła oczy, sięgając po przedmiot z zaciekawieniem. Uniosła go, po czym zbliżyła w stronę pyska, by lepiej się mu przyjrzeć, jej spojrzenie poruszało się od prawej do lewej, jakby coś czytała.
-Moneta? -rzekłam pytającym tonem, oczekując rozjaśnienia oraz powodu, dla którego zainteresowała się akurat tą konkretną.
-To nie moneta, tylko żeton -wyjaśniła, podając mi przedmiot, bym również mogła się przyjrzeć -Takich używają tylko w jednym miejscu, w austerii na Południowej Równinie. Wiem, gdzie to jest.
Rzeczywiście, nie był to pieniądz, za który można było, przynajmniej w naszych stronach, kupić cokolwiek. Przedmiot miał na sobie wygrawerowaną nazwę miejscowości, karczmy oraz jakiś herb.
-Do czego to służy? -spytałam, podejrzliwie unosząc brew.
-Gry hazardowe -odpowiedziała walkiria krótko -Teraz już wiemy skąd miał tyle złota... -zamyśliła się druga alfa.
-No tak... Południowa Równina słynie z licznych targowisk, festiwali, obrotu pieniędzmi oraz tych ryzykownych gierek -przypomniałam sobie legendy krążące wokół tego miejsca, jednak nigdy nie miałam okazji się tam znaleźć. Było to najbliższe Dolinie Burz miasto handlowe.
-Obawiam się... że śmierć tego wilka mogłaby sprowadzić na nas liczne kłopoty. Podobnie jak ten przeklęty worek -kontynuowała cynamonowa. Mimo kwestii, jakie wypowiadała, brzmiała zaskakująco spokojnie.
Na jej słowa od razu zaczęłam przeszukiwać pozostałe przedmioty, jakie wilk nam pozostawił. Moją uwagę zwróciło kolejne zawiniątko. Złoty, zdobiony naszyjnik z rubinem, jednak nie była to jedyna szczególną rzecz. Prócz niej znalazłam trzy tajemnicze klucze, pusty, zwinięty fragment pergaminu i piękną, srebrną ozdóbkę w kształcie księżyca, zdobioną kilkoma niebieskimi kamieniami... Poczułam się zagubiona. Ciężko było stwierdzić, które z tych przedmiotów rzeczywiście mają znaczenie, a które są tylko zwykłymi błyskotkami. Te klucze mogą otwierać zarówno wrota do samych niebios, jak i zwykłą, zardzewiałą furtkę. To wszystko było takie tajemnicze. Może... tak naprawdę każda z tych rzeczy gra jakąś rolę i jest elementem większej układanki? A może tylko kilka z nich...? Na myśl o ilości możliwych rozwiązań tej zagadki zaczęła mnie boleć głowa.
-Nic się nie rozjaśniło... -stwierdziłam -Która z tych rzeczy może być tak ważna, że ten wilk poświęcił jej ostatnie chwile swojego życia...? - wyszeptałam, wpatrując się tempo w przedmioty.
-Sama nie wiem. Na pewno musi to być coś magicznego, jednak żadna z nich tak naprawdę nie wygląda jakoś... wyjątkowo -zamyśliła się wilczyca -Chyba że był to wilk tak wpatrzony w pieniądze, że nawet przed śmiercią nie liczyło się dla niego nic innego...
-To trudne... - stwierdziłam, mimowolnie wracając myślami do zmarłego wilka... Jego oczy, to jak na mnie patrzył, przekazując mi pakunek... Nie zapomnę ich do końca życia. Jednak wiedziałam jedno... Były to oczy wilka naprawdę zdesperowanego i przejętego. W życiu nie uwierzę, że ktoś mógłby mieć taką obsesję na punkcie pieniędzy, żeby były dla niego aż tak ważne nawet w jego ostatnich chwilach... Przecież nie ma takich wilków, prawda?
-No to... co robimy? -w końcu spytałam, po dłuższej chwili ciszy.
-Najpierw trzeba zająć się pogrzebem... -rzekła walkiria, spoglądając w miejsce, w którym leżał denat... -Zgaduję, że chciałabyś na nim być.
-Odprowadzisz go w zaświaty...? -wyjąkałam, wpatrując się w rosnącą na ziemi trawę.
-Alice, wiesz, że robię to tylko dla wilków burzy... -zaczęła wilczyca, z lekkim zmartwieniem w głosie.
-Proszę... -szybko dodałam, jednak po moich słowach zapadła całkowita cisza. Druga alfa chyba nie wiedziała, co ma odpowiedzieć...
-Chciałabyś odkryć ze mną tajemnicę tego basiora? -nagle rzuciła, całkowicie zmieniając temat rozmowy.
-C-co masz na myśli? -uniosłam wzrok, zerkając w jej piękne, fiołkowe oczy.
-Wierzę, że tylko w ostatnich chwilach życia wilka, możesz być pewna, że mówi najszczerszą prawdę... -rzekła w odpowiedzi z powagą -Któraś z tych rzeczy musi być naprawdę wyjątkowa, albo wszystkie naraz... Musimy się dowiedzieć, która i jak działa, żeby mieć świadomość tego, z czym mamy do czynienia.
-Chciałabym wiedzieć... jak wyjątkowy musi być przedmiot, by wilk chciał chronić go życiem -wyszeptałam, przypominając sobie ostatnie słowa basiora. To było to, czego nieznajomy chciał tuż przed śmiercią... Bym chroniła zawartość worka za wszelką cenę -Dowiemy się, co go spotkało. Tylko... jak to zrobimy?
-Myślę, że wiem gdzie zacząć -odrzekła cynamonowofutra, kierując swoje spojrzenie na żeton.
* * *
Później przyszedł czas na zajęcie się resztą... pogrzebem i zdecydowaniu co zrobić ze znalezionym przez nas dobytkiem. Złoto splamione krwią, które trafiło w nasze łapy... Oddać komuś? Przeznaczyć na watahę i jej rozwój? Zatrzymać? Pozbyć się jak najszybciej? Osobiście chyba kazałabym pochować wraz z jego pierwotnym właścicielem... jednak tę sprawę zostawiłam w zupełności alfom. Ja nie miałam do tego na tamtą chwilę głowy...
Czułam smutek... okropny, rozrywający. Tylko to zajmowało mój umysł w tamtym momencie. Tyle myśli zaprzątało mi głowę. Kim mógł być ten wilk? Nawet nie znaliśmy jego imienia... Dlaczego go to spotkało i dlaczego trafił właśnie do nas? Dlaczego spośród wszystkich okrążających go wilków przekazał swój cenny pakunek właśnie mi? Przypadek, czy coś więcej? To jak wyglądało jego ciało tuż przed śmiercią... Musiał cierpieć... tak strasznie cierpieć... W takich chwilach czułam się tak okropnie bezsilna... beznadziejna. Nic nie mogłam zrobić, by mu pomóc, by go uratować... Było to potworne uczucie. Wiedziałam, że to nie moja wina, że nikt z nas nie mógł nic zrobić, że w momencie, w którym ten wilk uderzył w ziemię, było już dla niego za późno... lecz mimo to ta bezsilność, fakt, że nic nie zrobiłam, sprawiał, że czułam się obrzydliwie. Takie chwile sprawiają, że każdy, nawet najbardziej beztroski wilk traci, chociaż na chwilę wiarę we wszystko wokół. Wiedziałam, że potrzebuję czasu na pozbieranie się. Potrzebowałam wsparcia, by wymazać ten brutalny obraz z głowy raz na zawsze... Musiałam się komuś wygadać...
-Cały czas myślę o tym... Mam jego zmasakrowane ciało przed oczami. Zastanawiam się, jakim był wilkiem... Ile dobrego mógł jeszcze zrobić, ile szczęścia zaznać... - mówiłam, wyrzucając z siebie cały żal i smutek, jaki odczuwałam. Chciałam to wszystko powiedzieć... pozwolić temu smutkowi odejść.
-Alice... - zaczęła wilczyca w odpowiedzi, lecz ja jej przerwałam.
-Ja... Ja... - pociągnęłam nosem -Chcę o tym zapomnieć... Chcę, żeby on żył... - wadera spojrzała na mnie, jakby nie była w stanie pojąć mych słów, lecz mimo to wykazała się pełnym zrozumieniem.
-Już dobrze... Nie płacz -rzekła spokojnie, niepewnie i niezgrabnie próbując mnie objąć, zupełnie jakby robiła to pierwszy raz w życiu. Wtuliłam się w jej gęste futro, powoli się wypłakując.
-Jak ty to robisz Vesno? - rzekłam po chwili, już dużo spokojniej -Niemal nic nie powiedziałaś, a jednak... Czuję się dużo lepiej -Wadera nic mi nie odpowiedziała. Musiałam się uspokoić, pomyśleć, że ten wilk, jeśli tylko był kimś dobrym, na pewno trafił do Niebios... Jest tam razem z Violet i Asgorem... i wieloma innymi. Może spotkał swoją rodzinę? Może jest teraz szczęśliwszy niż za życia?
To było zaraz po pogrzebie... Walkiria dała mi jeszcze trochę czasu na pozbieranie się, nim wyruszyłyśmy w podróż. Jednak nie mogłyśmy sobie pozwolić na dłuższe zwlekanie... Kto wie, jak dużo tropów utraciłybyśmy, czekając z wyprawą, chociażby jeszcze jeden dzień.
Droga była długa i monotonna. Za ten czas miałam okazję, by spokojniej porozmawiać z przyjaciółką o tym, co widziałyśmy... O śmierci... Rozmawiałyśmy o tym przez większość naszej podróży. Szłam, ocierając się ciepło o bok wilczycy, na co ta zastygała, nie do końca wiedząc jak zareagować. Temat był mi tak odległy, a jednocześnie tyczący się każdego z nas. Nie chciałam, nie umiałam o tym myśleć na co dzień. Dopuszczać do siebie myśli, że w każdej chwili mogę kogoś stracić. Wolałam czerpać szczęście w pełni z aktualnych stanów rzeczy. Jednak raz na jakiś czas... zdarza się coś, co jest dla mnie jak bodziec. Ściąga z oczu tę osłonkę utkaną z radości i karze głębiej zastanawiać się nad tak poważnymi tematami... Wojna, bitwy, śmierć... i tak do momentu, dopóki nie pozbieram się znów...
Dla Vesny to było zupełnie co innego... Śmierć dla niej była tak naturalna. Coś, co widywała tyle razy w życiu... Nie tylko tym aktualnym, ale i tym poprzednim. Nie potrafiłam zrozumieć tej obojętności wobec tego... tak samo, jak nie byłam pewna czy ona potrafiła zrozumieć mnie... ale słuchała. Po prostu słuchała i to wystarczało w zupełności. Nie potrzebowałam niczego więcej. Czasem zwyczajne określenie tego, jak się czujemy, potrafi naprawdę pomóc. Zwykłe powiedzenie "jestem smutna" sprawić, że czujemy się znacznie lepiej. Lżej z samym sobą. To było tak wyjątkowe, zawsze to widziałam. Jak wyjątkowa była nasza relacja. Ktoś mógłby rzec, że przeciwieństwa, ale... Jak się okazuje, wszystko na tym świecie składa się z przeciwieństw. Żywioły, którymi włada Ketos, dolina z pozoru smutnych burz i deszczu, w której w rzeczywistości władają najweselsze i najcieplejsze wilki tej ziemi, oraz jak miałam się wkrótce przekonać nawet ja...
Nasza droga była dość długa i prowadziła przez las... Już od dłuższego czasu między nami pojawiła się nieskończona cisza. Czułam, jak powoli robię się głodna, a w umysł wkrada się poczucie delikatnej nudy. Nie widziałam ile jeszcze drogi przed nami, lecz nie śmiałam się o to pytać. Nie chciałam zabrzmieć jak maruda... Spojrzałam dyskretnie na waderę, która mnie prowadziła. Na jej pysku nie było widać nawet najmniejszej oznaki zmęczenia.
Nagle wilczyca przyspieszyła, a mnie poraziło delikatne światło. Tutaj kończył się las. Intensywna tarcza Sola poraziła mi oczy, powodując charakterystyczny ból w skroni. Instynktownie zamrugałam oczami i odwróciłam na chwilę głowę. Gdy znów spojrzałam w tamtą stronę, usłyszałam znajomy głos drugiej alfy.
-To tutaj -mówiła, spoglądając na mnie.
Na jej słowa, powoli wyszłam z cienia drzew, chcąc dołączyć do przyjaciółki. W końcu stanęłam przy jej boku, na lekkim wzniesieniu, spoglądając z zachwytem w dół.
-Oto Południowa Równina -rzekła moja towarzyszka.
Przed nami rozpościerało się nieskończone pole. Tak piękne i wolne. Dość długa trawa, kołysana podmuchami wiatru przyjemnie łaskotała moje łapy. Słońce świeciło intensywnie, okrywając swym błogosławionym ciepłem całą okolicę. Wiaterek wiał przyjemny, mierzwiąc delikatnie nasze futra, zupełnie jakby mój stary znajomy próbował nas pogłaskać. Było cudownie! Pod nami znajdowała się sięgająca po sam horyzont równina, jedynie z prawej strony otoczona przez las. Na środku tego wszystkiego znajdowało się ogromne, nierówne koło pozbawione trawy. Plac miasteczka był otoczony przez liczne budynki, zaś jego środek wypełniony wilkami i straganami. Już z tak daleka byłam w stanie dostrzec te cudowne kolory przeróżnych zdobionych parawanów. To właśnie w tamtym miejscu wilki przez setki lat prowadziły interesy. Byłam niemalże w stanie ujrzeć oczami wyobraźni, jak to miasteczko mogło powstawać, zaczynając od drobnych, prowizorycznych straganików i kawałku wydeptanej trawy, przez kolejne budowle, otwarcia licznych karczm i kuźni, a kończąc na dostojnej bramie całego miasta. Południowa Równina... miasteczko handlu, zabawy, hazardu i wszystkiego, czego tylko potrzebujesz. Czy jeśli, szukamy odpowiedzi... znajdziemy je właśnie tam?
Radośnie uśmiechnęłam się do cynamonowej wadery, z ekscytacją merdając ogonkiem. To miasteczko było takie żywe! Już z daleka mogłam poczuć tę fantastyczną aurę. Chciałam tam być, zobaczyć co skrywają za sobą te kamienne mury. Choć do bramy dzielił nas jeszcze kawałek drogi, zdawało mi się, że jest niemal na wyciągnięcie łapy. Zachwycona ruszyłam biegiem przed siebie, ciesząc się okolicą. Ostrożnie zsunęłam się w dół łagodnego zbocza, a Vesna ruszyła za mną. Zerwałam się do przodu, korzystając z okazji, że jestem na wolnej przestrzeni, pozbawionej drzew. W końcu mogłam popędzić jak najszybciej i jak najdalej nie martwiąc się zupełnie niczym, poczuć tę wolność w swoim futrze i umyśle. Tak, bieganie zawsze mnie relaksowało, potrafiło uwolnić moją duszę od wszelkiego strachu. Może było to jak... pozwolenie sobie na symboliczną ucieczkę. Mogłam poczuć to zmęczenie, oddalanie się od czegoś, schłodzenie umysłu przyjemnym wichrem, co pozwalało mi uwolnić się również od wszystkiego mentalnie i podejść do wszelkich spraw na spokojnie. Nie uciekałam tak naprawdę, po prostu pozwalałam swojej duszy wypocząć i wyładować stres. W końcu mogłam, chociaż na chwilę zapomnieć o tym, co zobaczyłam jeszcze przedwczoraj o tej samej porze...
Spostrzegłam, że wilczyca dusz nie biegnie wraz ze mną. Kroczyła jak zwykle dumna, piękna i pełna wdzięku. Radośnie zawróciłam, pozwalając sobie na włączenie jeszcze szybszego biegu. Zwolniłam dopiero parędziesiąt metrów przed Vesną. Zziajana stanęłam kawałek przed nią, chwilę później robiąc jeszcze kilka okrążeń wokół polany. Oj, zachowanie stanowczo niegodne przyszłej pierwszej alfy. Tak biegać, jak jakiś młodzik, w dodatku wyjątkowo nadpobudliwy.
Jednak Vesna chyba nie miała nic przeciwko. Z lekkim, niemal niewidocznym uśmiechem mnie obserwowała, idąc cały czas swoim tempem. Gdy w końcu się zmęczyłam, po raz kolejny uśmiechnęłam się do niej radośnie, wystawiając na chwilę język ze zmęczenia.
-Zmęczona? -spytała, tłumiąc delikatny śmiech.
-Tak -wysapałam, dysząc ciężko po intensywnym wysiłku.
-Oszczędzaj energię. To miasteczko tylko z daleka wydaje się takie małe. Mogą minąć długie godziny, zanim znajdziemy to, czego szukamy -wyjaśniła, schodząc powoli z trawy i wkraczając wraz ze mną na wydeptaną ścieżkę. Pod moimi łapami znajdowała się już sucha ziemia, całkowicie pozbawiona trawy.
Przed nami wyłoniła ogromna brama miasta. Z zachwytem zadarłam głowę, podziwiając charakterystyczną architekturę oraz cudowny klimat. Lekko bordowe kamienie, z których była zbudowana miały już swoje lata, co tylko nadawały dodatkowego piękna temu miejscu. U góry majestatycznego łuku, tuż nad nami wystawało kilka żelaznych prętów przypominających kraty. Widocznie pełniły funkcję ozdobną. Lekko otworzyłam pyszczek, przyglądając się budowli. Był to dopiero początek. Z zachwytem ponownie skierowałam łeb przed siebie, chcąc w końcu ujrzeć na własne oczy co sławna Południowa Równina, ma nam do zaoferowania.
-Byłaś tu kiedyś? - spytałam, w zachwycie przyglądając się centrum miasteczka. Wszędzie roiło się aż od kolorowych targowisk z rozmaitymi przedmiotami lub żywnością. W okolicy roznosił się przyjemny dla ucha szum targujących się wilków oraz muzyka. To miejsce miało ten swój wyjątkowy klimat i urok! Byłam nim tak oczarowana, że miałam ochotę podbiec do każdego stoiska po kolei, by pooglądać sprzedawane przez wilki rękodzieła, eliksiry lub nawet broń. Nie miałam okazji być w tego typu miejscu od wielu lat. Odkąd zaprzestałam swego podróżniczego życia i zamieszkałam w watasze. Nasza sfora była samowystarczalna, wysoko wytwarzaliśmy sami i rzadko kiedy byliśmy zmuszeni handlować... Obiecałam sobie, że gdy tylko zakończymy to wszystko i rozwiążemy zagadkę, wyciągnę Vesnę i parę innych wilków tu jeszcze raz, tym razem by naprawdę móc zobaczyć wszystko, co się tylko da. Słysząc muzykę dobiegającą z rynku, niemal instynktownie zaczęłam wesoło nucić.
Nagle do moich nozdrzy dobiegł cudowny zapach mięsa i innych pyszności, sprzedawanych kawałek dalej. Dostrzegłam jasnofioletową waderę z uśmiechem podającej jakiemuś wilkowi apetycznie wyglądające zawiniątko. Poczułam, jak robię się głodna.
-Gdy będziemy tam przechodzić, może zatrzymamy się przy stoisku z jedzeniem? - spytałam, niemalże czując, jak błyszczą mi oczy. Podekscytowana stałam w świetle intensywnego słońca, przyglądając się tłumowi wilków. Wyglądały naprawdę radośnie, dobijając kolejnych udanych targów, lub przyglądając się z uwagą niewiarygodnie ładnym cudeńkom.
-Niestety nie idziemy w tamtą stronę... Nasza droga prowadzi tutaj -wilczyca pochyliła się lekko, przybierając czujną pozycję. Jej wzrok był skupiony, a chód ostrożny, a jednocześnie pewny siebie, jakby chciała zamaskować wszystkie swoje możliwe słabości. Wprowadziła mnie w ciasną uliczkę, ukazując mi ciemną stronę tego wszystkiego...
Był to mroczny, zacieniony zaułek, między dwoma ścianami jakichś budowli... Harmider i radosne śmiechy w tle powoli ucichły, a ja czułam, jak sierść na moim grzbiecie momentalnie staje dęba. Było to jedno z tych miejsc "o złej aurze". Zdawało się to być zupełnie inną lokacją od tej, w której przed chwilą się znajdowałyśmy... Nasłoneczniony plac miasteczka zastąpił cień. Przyjazne targowiska, obskurnie wyglądające wejścia do różnych budynków, które były chyba barami... Miast nieskończenie wielu straganów oraz tłumu zadowolonych wilków widziałam same podejrzanie wyglądające sylwetki... Kilka z nich leżało gdzieś na ziemi z charakterystycznym zapachami rozmaitych trunków, jeszcze inne przyglądały się nam, stojąc gdzieś przy ścianach. Gdy jeden z nich wyszczerzył zęby w przerażającym uśmiechu, przestraszona odruchowo doskoczyłam jeszcze bliżej Vesny. Bałam się, że lada moment któryś z nich może nas zaczepić, albo co gorsza, zaatakować...
-Bywałaś tutaj wcześniej...? W jakim celu...? - wyszeptałam do towarzyszki, przyglądając się w przerażeniu okolicy. Nawet ziemia była tutaj inna... Zanieczyszczona przez liczne śmieci i odpady. Zastanawiałam się... Po co nasza druga alfa miałaby odwiedzać takie miejsce jak to?
-To było lata temu... Nim... Dołączyłam do watahy -wyjaśniła, jakby zagłębianie tego tematu dalej było ostatnią rzeczą, jakiej by chciała.
-Rozumiem... - rzekłam, spoglądając na walkirię ze smutkiem. Przez te wszystkie lata, przez to ile razem przeszłyśmy i jak bardzo była mi bliska, zdążyłam niemal całkowicie zapomnieć o tym, kim wilczyca była w przeszłości. Nigdy nie lubiłam o tym myśleć... To, co robiła, tak skrajnie gryzło się z moimi wszystkimi wierzeniami i poglądami... Przypomniało mi się, jak wyglądały nasze początki, jak bardzo sprzeczne odczucia mną targały, gdy fiołkowooka zdecydowała się przede mną otworzyć i opowiedzieć jak wyglądała jej przeszłość przed znalezieniem watahy. Jednak mimo to nigdy nie potrafiłam widzieć w niej groźnego mordercy, potwora... po prostu nie... Spoglądałam na nią i widziałam naszą drugą alfę, walkirię i moją drogą przyjaciółkę. Może to było dziwne, ale zwyczajnie tak miałam... Nie umiałam inaczej.
Moje przemyślenia przerwało ciche westchniecie Vesny. Wilczyca po dłuższej chwili ciszy zdecydowała się ponownie zabrać głos.
-W takich miejscach jak to najłatwiej było znaleźć wilki szukające najemników -wyszeptała, aż w końcu zatrzymała się przy jednym z wejść. Wadera wyprostowała się, lekko popychając spory kawałek kory, robiący za prowizoryczne drzwi -To tutaj -rzekła, pewnie wchodząc do środka tawerny.
Momentalnie oślepiło mnie cieplutkie światło. Wewnątrz znajdowała się karczma. Drewniana podłoga, lekko zniszczone, acz solidne stoliki oraz zapach alkoholu... Do moich uszu po raz kolejny dobiegły liczne śmiechy, lecz te były zupełnie inne... bardziej kpiące. Jeden z basiorów nawet uderzył kilkukrotnie łapą w blat, wyraźnie rozbawiony. Po chwili wiele par oczu skierowało się w naszą stronę. Na pierwszy rzut oka było widać, że się boję... O ile Vesna wyglądała na silną i pewną siebie waderę, tak ja na zupełne tego przeciwieństwo... Z pewnością zastanawiali się, co takie osoby jak my tutaj robią. Nieznane nikomu wadery, dobrze odżywione o zadbanych, lśniących futrach.
-Demon z Wrzosowisk, jak miło znowu cię u nas gościć... -usłyszałam lekko znudzony i ironiczny głos jakiegoś wilka. Posiadał białe, długie futro o karmelowych oznaczeniach na łapach, grzbiecie, pysku i końcówce ogona. Vesna podeszła pewnie do stolika, przy którym siedział. Jego spojrzenie było dziwne... lekko drwiące, jednak z pewną ostrożną i zachowawczą nutą...
-Kto tutaj grywa najczęściej? -spytała, nie owijając w bawełnę, po czym pokazała wilkowi znaleziony przez nas wcześniej żeton. Basior zamrugał kilka razy, spoglądając na nią zniesmaczony.
-Co za ciepłe przywitanie... -westchnął, wracając swoim spojrzeniem do stojącego na stole kieliszka -Carter odpowiada tutaj za wszystkie rozgrywki, jednak nie widziałem go od rana. Jest jeszcze Evan -wilk wskazał na intensywnie brązową, niemal czerwoną sylwetkę po drugiej stronie pomieszczenia -On nie przepuszcza właściwie żadnego zakładu, więc pewnie będzie mógł wam pomóc -wyjaśnił.
-Dzięki -rzuciła krótko wadera, po czym zbliżyła się do mnie -Załatwmy to jak najszybciej -wyszeptała, a ja przytaknęłam jej z determinacją.
Niepewnie spojrzałam w stronę wcześniej wskazanego basiora. Siedział całkiem sam, przy jednym ze stolików, opierając o drewniany blat swoje przednie łapy. Miałam nadzieję, że nie jest pijany... Zawsze... panicznie przerażały mnie wilki pod wpływem. Cieszyłam się, że w naszej watasze absolutnie nikt nie lubował się w trunkach. Zerknęłam ostrożnie na Vesnę. Zastanawiałam się,, co może myśleć... była zawsze taka tajemnicza, skrywała emocje głęboko w sobie. To pytanie "Co chodzi jej po głowie?" odzywało się we mnie za każdym razem, gdy na nią patrzyłam. Mimo upływu lat i łączącej nas głębokiej więzi, wciąż była dla mnie prawdziwą, mistyczną zagadką. Tajemnicą, jeszcze bardziej intrygującą niż wszelkie inne sekrety wszechświata.
Spokojnie dosiadłyśmy się naprzeciwko nieznajomego. Ves siadła bliżej ściany, po jego prawej stronie, ja natomiast po lewej.
-O! Spójrzcie, jakie dwie śliczne panie przysiadają się do mnie! To chyba mój szczęśliwy dzień -w tawernie rozbrzmiał wyraźnie zadowolony głos basiora. Wydawał się o około dziesięć lat starszy ode mnie.
-Mamy do ciebie sprawę -rzekłam, starając się brzmieć na pewną siebie.
-Ach tak? W czym mogę służyć panienki? -spytał, wyraźnie coraz bardziej irytując Vesnę.
-Szukamy pewnego osobnika -zaczęła cynamonowa, starając się zachować opanowanie.
-Był tutaj. Basior o ciemnym futrze, prawdopodobnie nosił ze sobą jutowy worek, był średniej wielkości- dodałam, starając się opisać najlepiej, jak potrafię, znalezionego przez nas basiora.
-Myślicie, że pamiętam każdego napotkanego przez siebie pijaka? Takich o ciemnym futrze przychodzi tutaj setki -wraz z Vesną spojrzałyśmy na siebie. Widocznie tutaj kończył się trop... - Ostatnio kręciła się cała trójka takich, wadera o szkarłatnych skarpetkach, basior o czarnym futrze i bursztynowych oczach oraz jakiś inny o czerwonych, z dziwnym znamieniem na oku, a to ledwie kilka z tych, którzy zdążyli się tutaj przewinąć w ostatnich miesiącach. Ten wasz poszukiwany mógł być dosłownie każdym -Nabrałam gwałtownie powietrza na jego słowa, lecz zachowałam milczenie... Starszy basior nawijał dalej, chcąc udowodnić nam, jak bardzo naiwne jesteśmy, a mi przeszło przez myśl... Te opisy brzmiały tak znajomo... Vesna też to zauważyła, dostrzegłam w jej oku chwilowy błysk, gdy zdała sobie sprawę, jakie wilki opisał basior... Jednak nie miało to żadnego związku ze sprawą... Te wilki odeszły z watahy i wybrały własną drogę... Nie powinnyśmy dopytywać, dokąd poszły i co tu robiły, chociaż ja tak bardzo miałam na to ochotę... Musiałyśmy zignorować to nieprawdopodobne wręcz zrządzenie losu.
-A czy wiesz, czym jest ten naszyjnik? -w końcu pewnie sięgnęłam do sakwy, chcąc w przebłysku swojej naiwnej głupoty, ukazać nieznajomemu jeden z przedmiotów, jednak Vesna mnie powstrzymała. Boginka złapała mnie za łapę, spoglądając mi w oczy porozumiewawczo. Miała rację... jeśli ten wisiorek byłby właśnie tą cenną rzeczą, którą mam chronić życiem, lepiej go nie wyciągać.
-Jaki naszyjnik? -spytał Evan, widząc moje wahanie.
-Złoty, ze szkarłatnym kamieniem -rzekła Vesna, kierując swoje spojrzenie w stronę rozmówcy. Nieznajomy w odpowiedzi wytrzeszczył oczy. Wyglądało na to, że wyraźnie się ożywił.
-Nic mi to nie mówi, za mało informacji i szczegółów. Musiałbym go zobaczyć -odpowiedział brązowofutry, spoglądając w stronę walkirii.
-Naszyjnik wykonany z prawdopodobnie dwunasto karatowego złota, próba pięćset, liczne zdobienia, rubin o kolorze głębokiej, krwistej czerwieni, lekko wpadającej w błękit, szlif szmaragdowy, czegoś więcej ci potrzeba? -spytała cynamonowofutra, rzucając wilkowi spojrzenie, które z całą pewnością nie lubi gierek.
-Ech... -basior westchnął, wyraźnie przytłoczony odpowiedzą Vesny -Wiem chyba, o czym mówicie. Skąd go macie? - spytał surowo, po czym zmrużył oczy, jakby... W zazdrości? Zielonooki przyglądał się nam jeszcze uważniej niż wcześniej. Coś chodziło mu wyraźnie po głowie...
-Należał do wilka, o którego pytamy -w końcu rzekłam -Mamy rozumieć, że wiesz już, kim on jest?
-Jasne -nieznajomy wysyczał przez zęby -Grał tutaj, ale było to długie miesiące temu. Nazywał się Ares -Na te słowa pomyślałam, że z pewnością zapamiętam to imię. Gdy wrócimy do domu... będziemy mogły oznaczyć grób...
-Z kim? - dopytała surowo Vesna.
-Ze mną i paroma innymi wilczyskami -odrzekł beznamiętnie -Jeden z nich był handlarzem, mówili na niego Elias. Miał szare futro podobne do twojego -basior wskazał na mnie, na co ja ze zdziwieniem zamrugałam oczami -To on był pierwotnym właścicielem naszyjnika. Kretyn, nie miał pojęcia, co wystawia.
-"Nie miał pojęcia, co wystawia"? -powtórzyłam zdziwiona. Czyli naprawdę ta niepozorna błyskotka może mieć jakieś znaczenie dla całej sprawy.
Wilczy momentalnie rozszerzył swe oczy w przerażeniu, a po jego czole spłynęła znacząca kropelka potu. Właśnie dodało do niego, iż nie mamy pocięcia, co tak właściwie trzymamy w łapach...
-T-to cenna błyskotka. Złoto, kamień szlachetny o odcieniu gołębiej krwi, jest niezwykle pożądany przez jubilerów i kowali... K-Ktoś kto się na tym nie zna, może pomyśleć, że to zwykły k-kawałek szkła, ale... -wilk zaczął się plątać. Nawet ja zdołałam zauważyć, że coś kręci.
-Dlaczego miałoby ci zależeć na czymś tak drobnym? -Ves, przysunęła się bliżej mnie. Jej ton wskazywał na to, że jest w swoim żywiole. Boginka dusz miała zamiar dociec, o co w tym wszystkim chodzi i rozwiązać sprawę tajemniczego zgonu. Doskonale wiedziała, że wilk łże i nie miała najmniejszego zamiaru bawić się w jego gierki.
-J-jestem złotnikiem i kolekcjonerem. Znam się na tym, ten naszyjnik jest dla mnie naprawdę ważny. Dla kogoś takiego jak wy może to być zwykła błyskotka, ale dla mnie...
-Po co kłamiesz? -spytałam, przerywając błękitnookiemu. Nawet ja byłam w stanie dostrzec, że basior wymyśla na poczekaniu co powiedzieć. Nie wierzyłam, że ten wilk paja się w hazardzie, z całą pewnością blef był jego słabą stroną...
-Słuchajcie, zapłacę wam za niego! -nagle wybuchnął -Ostatnio wygrałem, całą skrzynię złota i kilka zdobionych szabli. To byłby interes życia! Ta knajpa mogłaby być wasza, czy nie jest to więcej warte niż jakakolwiek wiedza, a co dopiero jakaś ozdóbka? -Vesna niespodziewanie uderzyła łapą w drewniany blat, przerywając tym samym słowotok nieznajomego. Dźwięk był tak niespodziewany, że mimowolnie podskoczyłam w miejscu.
-Co ty, w kulki sobie lecisz?! - walkiria zmrużyła groźnie oczy -Dlaczego tak zależy ci na tym wisiorku? Mów -ponagliła go, a intensywnie zielony wzrok basiora nerwowo przeskakiwał z jednego miejsca na drugie. W jego wnętrzu gotował się strach wymieszany z paniką i zakłopotaniem. Zdawał się zapędzony w kozi róg.
Wraz z drugą alfą wyczekiwałam odpowiedzi, ściskając nerwowo jutowy worek. Atmosfera była napięta, a przez moment byłam w stanie usłyszeć jedynie bicia naszych serc. Czas się na chwilę zatrzymał, a do mojego czułego nosa dobiegł zapach potu i zdenerwowania. Brązowofutre wilczysko nagle zerwało się z miejsca, niemalże przeskakując przez stół. W pomieszczeniu rozległ się nagły dźwięk przewracanego krzesła oraz mój gwałtownie nabierany wdech. Wytrzeszczyłam oczy w przerażeniu. To wszystko było tak niespodziewane, że nie zdążyłam nawet pomyśleć, by spróbować go złapać. Basior rzucił się w stronę wyjścia z tawerny.
-Hej! Wracaj tutaj natychmiast! -wojowniczka krzyknęła za nim, rzucając się bez wahania za uciekinierem, a ja niezwłocznie pognałam za nią.
Wszyscy trzej wylecieliśmy z karczmy. Evan otworzył drzwi z takim impetem, że te niemal się wyłamały. Ves uniosła przednią łapę, nie chcąc dopuścić, by solidne drewno uderzyło w nią, ponownie się zamykając, po czym pognała dalej, mi natomiast ledwo udało się przemknąć między nimi a ścianą. Biegłam najszybciej, jak mogłam, nieustannie mając na oku tył przyjaciółki. Czułam, jak mięśnie moich smukłych łap pracują na pełnych obrotach, a zanieczyszczona ziemia nieprzyjemnie utyka pod pazurami. Basior był naprawdę szybki, na, tyle że nawet wysportowana boginka dusz nie była w stanie go dogonić. Nie minęło wiele czasu, aż opuściliśmy podejrzany zaułek, wybiegając z powrotem na otwartą przestrzeń. Brązowy samiec niemal instynktownie skierował się w stronę licznego tłumu wciąż zebranego przy stoiskach. Uciekinier w panice popychał kolejne nieświadome niczego wilki, a ja i Vesna mimo to nadal pędziłyśmy za nim. Zbiorowisko okazało się znacznie większe, niż nam się z początku wydawało. Fiołkowooka nerwowo kręciła głową, próbując wymijać kolejne stojące jej na drodze osoby, lecz w przeciwieństwie do zielonookiego starała robić się to w taki sposób, by nikogo nie zranić. Do moich uszu dobiegło kilka jęków, popchniętych lub staranowanych osób.
-Przepraszam... przepraszam... -powtarzałam nieustannie, rozglądając się bez przerwy w każdą ze stron. W końcu po raz kolejny na kogoś wpadłam -Prze...
Zatrzymałam się, dostrzegając, iż nieświadomie uderzyłam w stojącą w miejscu Vesnę.
-Nie wierzę, zgubiłyśmy go -przeklęła pod nosem, krążąc wzrokiem po okolicy. Tutaj rozłożonych straganów było znacznie mniej, przez co na środku znajdowało się choć trochę pustej przestrzeni. Faktycznie nieznajomego nie było nigdzie wokół...
C.D.N.
>Vesno? Co robimy? Co roimy? :< >