· 

Czas wprowadzania

Łaciata siedziała na uboczu drzew z przymkniętym zdrowym okiem, napawając się ciszą otoczenia. Odetchnęła delikatnie czując to dziwne uczucie w jej klatce piersiowej. Niemożliwe, mogłaby rzec. Kiedy wtedy napotkała tamte dwie wadery i zaproponowała im pomoc, do głowy jej nie przyszło, że wkrótce będzie rozmawiała z alfą watahy. Tamta spojrzała na nią miękko, nie zerkając na blizny, zapewne w celu nie spłoszenia albo nie urażenia, podczas gdy Livi odruchowo nie nawiązywała bezpośredniego kontaktu wzrokowego z tutejszym przywódcą.

 

Samica chwilę wcześniej została poinformowana przez dwie o powodzenie natrafienia na nią. Szczerze mówiąc, Vinia była pewna o postanowieniu przegonienia jej, jak to już raz kiedyś miało miejsce. Jednak została zaskoczona. Padły te słowa, które sercem bardzo chciała usłyszeć.

 

-Chcesz dołączyć do nas?

Pamięta jak całkiem zszokowana spojrzała szeroko na tamtą i momentalny zastój pracy serca i płuc.

-Przecież mnie nie znasz jeszcze, czemu chcielibyście mnie w swoich szeregach?- Zapytała się cicho. Alessa uśmiechnęła się delikatnie.

 

-Widzę w twoim duchu, że nie znalazłaś swojego miejsca do tej pory. Czemu zatem nie u nas?

-... Jesteś pewna?- Głos przycichł w celu ukrycia drżenia. Wadera miała wrażenie, że albo zaraz grunt rozsypie się pod jej łapami, ona padnie lub ewentualnie wyzionie ducha na miejscu. Tamta jedynie kiwnęła przyjaźnie głową na potwierdzenie swoich słów.

Po raz pierwszy w swoim życiu, Lavinia uśmiechnęła się absolutnie szczerze ze szklistym okiem, które groziło wylaniem.

 

Nie musiała wypowiadać słowa "dziękuję". Atmosfera działa sama doskonale.

Otworzyła oko z delikatnym uśmiechem na pyszczku. Naprawdę, myśląc o sobie jako o członku watahy a nie wędrowcu, serce jej zawzięcie trzepotało w piersi niczym młody ptak chcący wylecieć wzwyż. Chociaż nie było to widoczne z uwagi na jej umiejscowienie i ukrycie na wyrazie pyska, Lavi byłaby szczerze bliska śmiania się, płakania i skakania gdzie popadnie ze szczęścia. Zaraz jednak zerkając na łapę została sprowadzona na ziemię. Oni jeszcze nie wiedzą o tym, że nie jest w pełni sprawna...

 

-Och, Lavinia, tak?- Usłyszała po swojej lewej, gdzie spokojnym ruchem odwróciła się głową. Stała tam jedna z ponoć najmłodszych wader.- Masz może chwilę?

-W czymś mogę ci pomóc?- Zapytała od razu wstając, czując przy tym jak grzywka leniwie zsuwa się bardziej na pysk. Kiedy zobaczyła ruch głowy jako "tak", uśmiechnęła się lekko.- W czym?

 

Zaraz szła prowadzona przez samicę, która na nią wpadła, po drodze coś próbując tłumaczyć o powód jej "pożyczenia". Vini była nawet zaskoczona, że do tej pory nie napotkały żadnego innego członka ale tuż przed tym, nim miała zapytać, na horyzoncie zmaterializowała się jakaś sylwetka, wręcz na życzenie. Ponieważ jednak obie szły nieco bardziej na prawo, Livi mogła jedynie uśmiechnąć się delikatnie i kiwnąć głową po przywitanie się, gdy tylko znaleźli się bliżej siebie.

 

C.D.N.

 

>Merlin?<