Pośród miliona odcieni zieleni i brązu, po części zanurzona w kryształowej wodzie sierść była niemalże niedostrzegalna. Zlewała się w jedno z otaczającą ją przyrodą, tworzyła kamuflaż na tle gęstych chaszczy i jasnych, złotawych trzcin. Woda szemrała łagodnie pośród łap wilka, roziskrzając jego futro magicznymi, srebrnymi światłami.
Nieznajomy uniósł łeb, a wzrok, wcześniej wbity w taflę szumiącego cicho strumienia, przeniósł teraz w moją stronę. Zamrugałam zaskoczona, widząc w końcu oblicze wilka. Jednak niemalże natychmiast, bardziej odruchowo niż świadomie, opuściłam łeb i zaczęłam przyglądać się własnym łapom.
Brązowe, ciemne futro okrywało niemalże cały jego pego pysk niczym cienka zasłonka pajęczych nici. Spod lekko przymrużonych powiek łypały na mnie spokojne oczy; różniły się jednak od siebie wyglądem i barwą. Prawe ślepie błyszczało bursztynowym blaskiem, drugie zaś, zamglone i szare, zdawało się patrzeć w nieskończoną pustkę. Rozciągały się wokół niego niezagojone szramy, blizny zdobiące jego pysk niczym czerwona maska.
Na widok nieznajomego, w moim umyśle natychmiast zaroiło się od natarczywych pytań; niczym uciążliwe owady, wirowały w ciasnym kole w poszukiwaniu prawdy.
,,Kim on jest?"-przemknęło mi przez myśl.-,,Nigdy go tutaj nie widziałam. Czyżby zabłądził na naszych terenach?". Ogarnął mnie strach i panika, w jednej chwili poczułam się niewygodnie we własnym futrze. Wilk pokazał mi, że nie ma złych zamiarów, lecz jak powinnam na to zareagować? Czy powinnam się go zapytać o imię albo o watahę, do której należy? A może on nie miał domu i, tak jak ja parę lat temu, błąkał się po obcych ziemiach, unikając jakiegokolwiek towarzystwa? Czy powinnam poinformować o tym Alessę?
Jednak mimo wszelkich wątpliwości i podenerwowania, w mojej duszy zdołałam wychwycić coś jeszcze- jakąś dziwną rzecz, która rzadko kiedy się u mnie pojawiała. Położyłam po sobie ucho, odczytując jej znaczenie.
Rozpoznałam ją niemalże bez trudu, choć chwilę trwało, nim do końca dotarło do mnie, czym naprawdę jest; w moim wnętrzu wirowała ciekawość.
Zastanawiało mnie, kim może być tajemniczy przybysz. Cichy głosik doświadczenia mamrotał cicho w mojej duszy, nakazywał zachować czujność i spodziewać się tego, co najgorsze. Postąpiłam parę kroków do przodu, stawiając czujnie uszy. Napięłam całe ciało i pozwoliłam wszystkim zmysłom się wyostrzyć.
Musiałam być w każdej chwili gotowa, aby w razie potrzeby odskoczyć od wilka i uciec. Nie miałam pojęcia, czego się spodziewać z jego strony.
W jednej chwili dotarły do mnie wcześniej przytłumione dźwięki przyrody- szemranie strumienia rozlegało się wokół miarowym dźwiękiem przywodzącym na myśl spokojny szept. Drzewa szeleściły liśćmi, zdawały się pochylać nade mną oraz nieznajomym, jakby zastanawiały się, co zaraz nastąpi. Niemalże byłam w stanie wyczuć ciekawość bijącą z ich korzeni niczym jasne promienie słońca przebijające się przez gęstą zasłonę chmur. Gdy zaczerpnęłam tchu, dotarła do mnie woń nie tylko wilgotnego mchu, mokrych kamieni czy suchej kory, ale i także kojący, charakterystyczny dla basiorów zapach i lekki aromat wrzosu.
,,A więc to samiec!"-zauważyłam.-,,Dziwi mnie, że tak pachnie..."-poruszyłam nosem.-,,Wrzosu nie znajdzie się w tej części lasu; zwykle rośnie na Beztroskiej Polanie i w pobliżu Purpurowego Gaju... czyżby to stamtąd przychodził?"-zmarszczyłam czoło, starając się rozwikłać gnębiącą mnie zagadkę. Odważyłam się unieść łeb, chcąc nieco lepiej przyjrzeć się nieznajomemu. Była to jednak prawdopodobnie jedna z najgorszych decyzji. Bowiem ledwo podniosłam wzrok, natychmiast natrafiłam na wlepione we mnie dwukolorowe oczy. Zatrzymałam się, a moje ciało w jednej chwili naprężyło się do granic możliwości. Łapy zaczęły mi drżeć ze zdenerwowania i odmawiały co rusz posłuszeństwa.
,,Co mam zrobić?"-spytałam samą siebie.-,,Powinnam chyba coś powiedzieć..."-w głowie natychmiast zakotłowało mi się od pytań, którymi chętnie obrzuciłabym wilka.-,,Jak masz na imię? Skąd pochodzisz? Czemu tu zawędrowałeś?"-chciałam się go o to wszystko powypytywać, ale wszelkie pytania zatrzymałam dla siebie. Nierozważnie byłoby mu się tak na samym początku narzucać; byłoby to dość niegrzeczne. Nie wiedziałam także, jaką reakcję to by u niego wywołałoby.
Spojrzałam na klatkę piersiową nieznajomego, chcąc uniknąć jego spojrzenia. Z sercem głośno uderzającym o żebra, przyglądałam się kremowo-brązowemu włosiu, starając się poukładać rozbiegane myśli. Nie miałam zielonego pojęcia co robić! Basior wprawdzie pokazał mi, że nie ma wobec mnie żadnych złych zamiarów, więc... może powinnam mu zaufać?
Dokładnie w tej chwili, jakby los postanowił ruszyć mi z pomocą, zauważyłam, choć z wielkim trudem, drobne rany na piersi basiora. Wcześniej nie zwróciłam na nie uwagi i wcale się temu nie dziwiłam; były tak małe, że ledwo można było je dostrzec. Drobne szramy ciągnęły się na sierści wilka, przypominając prędzej czerwone nici niżby prawdziwe obrażenia. Rozciągały się cienkimi liniami od klatki piersiowej aż po barki; w miejscach, gdzie widoczne były rany, wyłapałam wzrokiem także i niewielkie, ciemne listki oraz ledwo widoczne ciernie. W jednej chwili domyśliłam się, dlaczego wilk był ranny, a w jego futrze aż roiło się od fragmentów roślin.
,,Przedzierał się przez chaszcze"-uświadomiłam sobie, mrugając.-,,Może powinnam zaproponować mu pomoc...?"-wraz z tą myślą poczułam niewielką, acz rozpierającą energię, która nieśmiało pchnęła mnie naprzód. Podświadomie wyczułam, że muszę to zrobić.-,,Nad czym ja się w ogóle głowię? Jestem medykiem, a pomoc wilkom w potrzebie to mój obowiązek!"-pełne determinacji słowa rozbrzmiały w mojej głowie.
Nim jednak zdążyłam chociażby rozważyć to, co zamierzałam powiedzieć, postąpiłam do przodu, zatrzymując się kilka kroków przed nieznajomym. Tak jak i on zrobił to wcześniej, położyłam po sobie uszy i odwróciłam łeb, wpatrując się z uporem w ziemię pod moimi łapami.
-Proszę o wybaczenie-wymamrotałam, a mój głos wyraźnie drżał. Wyczułam ze zdenerwowaniem, jak moje serce natychmiastowo przyspiesza swój wystukiwany rytm.-Zauważyłam, że masz parę ran na piersi-wskazałam je nieśmiało łapą, nadal nie podnosząc wzroku.-Jestem medyczką watahy mieszkającej na tych terenach. Mogę je opatrzyć...-urwałam, niezdolna do jakiegokolwiek innego słowa. Z tyłu głowy usłyszałam spanikowany, jękliwy głosik nakazujący milczenie. Choć wyrzuciłam z siebie ledwo parę słów, czułam się tak, jakbym właśnie skończyła opowiadać wyjątkowo długą historię.
Nagle doszedł do mnie łagodny plusk. Usłyszałam wyraźnie, jak wilk porusza się w wodzie, rozchlapując na boki drobne, lśniące w słońcu kropelki. Zapewne zastanawiał się właśnie, co mi odpowiedzieć.
Wstrzymując oddech, oczekiwałam odpowiedzi basiora, który w tajemniczy sposób zjawił się na terenach Watahy Wilków Burzy.
C.D.N.
<Hede?>