- Najwyższa z najwyższych - basior śmiał spojrzeć waderze prosto w dwukolorowe, piękniejsze od wszystkiego co piękne, oczy. - proszę o wyrozumiałość gdyż w następnych dniach nie będę w stanie wykonać moich codziennych powinności.
Pół pies z niemałą niepewnością obniżył lekko łeb by okazać szacunek jakim darzył pierwsza alfę a zarazem wilka o najwyższym stanowisku wojownika. W duchu kryły się ciche nadzieję, błagał w myślach by Duch Walki ustąpił i zgodził się na chwilową nieobecność chuderlaka. Wzrok z wyczekaniem wbijał w liście wymieszane z błotem pod swoimi łapami. Mokra mieszanina obrzydliwości nie była niczym przyjemnym zapewne dla każdego z wilków. Śnieg powoli topniał pod ciepłymi kończynami.
- Oh, Merlinie zgadzam się na twoją prośbę, jednak proszę by takie sytuacje nie powtarzały się często - kiwnęła łbem i lekko uniosła kąciki ust po czym jeszcze dodała - zaniedbywanie treningów nie wyjdzie Ci na dobre.
Basior wciąż był lekko oszołomiony troskliwością i wyrozumiałością pierwszej alfy. Z pewnością zasłużenie i godnie utrzymywała to stanowisko przez te wszystkie lata. Nadawała się na jego pełnienie bardziej niż ktokolwiek inny.
Wilk lekko pokłonił się i z wdzięcznością w oczach odszedł w kierunku w którym zostawił swoje zaopatrzenie na ów wyprawę. Kolejne zdania były w tym czasie zbędne, pewne było że Alessa nie miała czasu na bezcelowe wymiany zdań z tym nieudacznikiem. Ten zaś za pomocą jednej ze swych umiejętności - telepatii. W ramach treningu jak i uprzejmości sprawił by we łbie wojowniczki rozbrzmiało słowo;
Dziękuje
Nie odwracał się by zobaczyć reakcję wadery, nie było mu to teraz potrzebne. Najważniejsze było teraz odnalezienie tej tajemniczej krainy o której wspominała istota o kojącej aurze. Koń był na tyle zagadkowy że nie opuszczał łba basiora od samego rana. Niektóre z myśli niepowtarzalnie nawiedzały go raz jeden a następnie opuszczały go smętnie i bez celu wirowały na wietrze zapomnienia. Nie dziś jednak, dziś obrazy utknęły w jego głowie i zadomowiły się na dobre.
Merlin był już tym zmęczony, miał już dość zamartwiania się. Tajemnicza kraina istniała tak jak tamto anielskie zwierzę i właśnie w tamtym kierunku wilk zmierzał. Zgarnął swój bagaż jakim było pożywienie i parę noży po czym nie szybko udał się w kierunku zachodu. Po upuszczeniu terenów Watahy Wilków Burzy przystanął na chwilę. Bo gdzie ona tak naprawdę zmierzał? Nie znał żadnych danych odnoście tego miejsca, nie wiedział nawet w którym kierunku świata ma zmierzać. To było żałosne, Aplaus mógł poinformować Merlina albo chociaż podać nazwę tego miejsca.
- Na Jowisza! Aplausie wskaż mi drogę! - wykrzyczał w stronę nieba wyraźnie zirytowany swoją bezsilnością.
Stał chwilę w miejscu po czym postawił pierwszy powolny i zmęczony krok ku nieznanemu. Kroczył bez pośpiechu i bez emocji oraz z pustym łbem. Z każdą minutą zaczynał wątpić w samą egzystencję ów magicznej krainy. Absurdalny pomysł by od tak rzucić wszystko i wpakować sie w takie wariactwo. To nie w stylu wilka o chudych łapach i czarnym futrze. On był poważny, wszystko traktował z rozwagą ale co stało się z nim dziś? Czyżby opentał go sam szatan? To wie tylko patyczak.
Powracając do sedna sprawy, Merlin znajdował się aktualnie u podnóży iście ogromnej góry. Kroczył cienką niczym nić ścieżką, po swojej lewicy chyliła mu się przeogromna przepaść, której dno ciężko było dostrzec. Wielki kanion do którego spadając z pewnością nie dożyłby zderzenia z dnem.
Miejsce było upiorne, ciemne i puste. Wszędzie widniała tylko brązowa ziemia i wysuszone, niskie drzewa. Śnieg jakby zniknął i zostawił jedynie mokrą, ceglaną papkę, która niestety, nieprzyjemnie brudziła patykowate łapy. Z grymasem na pysku szedł rozglądając się wokoło za jakimiś wskazówkami. Wcale mu się to nie podobało, ryzykował własne życie dla czegoś, co tak naprawdę mogło w ogóle nie istnieć.
Gdy słońce zaczęło zachodzić wilk znalazł nie dużą jaskinie w której schronienie się było dobrym pomysłem. Wpełzał do groty gdy na zewnątrz rozpętał się istny koszmar. Śniegiem sypało w każdą stronę, niewyobrażalny chłód i wiatr zapanowały tą górą. Widoczność była praktycznie nikła co napewno była jedną z najgorszych rzeczy w tym momencie.
Merlin zasiadł jak najdalej wejścia do jego tymczasowego schronienia po czym rozejrzał się wokoło. Było mu niezmiernie zimno i nieprzyjemnie. W kącie kryjówki leżało kilka suchych patyków, które idealnie nadałby się na palenisko.
Wilk niechętnie wstał, i pozbierał materiał na wytworzenie ciepła, po czym ułożył go w kupkę i szybkimi ruchami zaczął pocierać cienkim patykiem o trochę grubszą korę.
C.D.N