Zamyślona, szła coraz dalej i dalej. Nie patrzyła gdzie idzie, a jak już wróciła z dalekiej podróży w głąb swojego umysłu, zdała sobie sprawę, że nie bardzo wie, gdzie jest. Nie była jeszcze nigdy w tej części watahy. Rozejrzała się, zaciekawiona. Z pozoru nic nie wyróżniało tego miejsca od innych, w których dotychczas była. Ot, kilka łysych drzewek i śnieg na ziemi. Jednak było w tym miejscu coś, co sprawiało, że było tu bardziej pusto i nieprzyjaźnie. Tylko co? Nie zdążyła jednak dobrze się przyjrzeć temu miejscu, gdyż zaalarmowało ją jakby… Trzepotanie skrzydeł? Ojej, chyba trafiła na już zajęte terytorium.
Powinna zawracać, czym prędzej. Słysząc za sobą nagły, głośny syk, godny naprawdę wściekłego kota, odwróciła się w panice. Jej oczom ukazało się dziwne, niewielkie stworzenie, swoim wyglądem przywodzące na myśl Shirze bardziej latającego robaka aniżeli jakiegoś groźnego stwora. Co nie zmieniało faktu, że nie umknęły jej także liczne fragmenty jego ciała, wyglądające na ostre. Kolce na grzbiecie, jeden wielki na ogonie i coś na wzór zębów, czy szczękoczułki. Aah, wiedziała, że kiedyś wpakuje się w kłopoty przez takie samotne błąkanie się po terenach bez celu. Potwór bez zastanowienia rzucił się na waderę, a wadera bez zastanowienia rzuciła się do ucieczki.
Nie zareagowała jednak dostatecznie szybko i zwierz dopadł do jej boku, raniąc szpikulcem na ogonie. Shira w panice pisnęła z bólu i obracając głowę, chwyciła zębami za skrzydło stwora, następnie odrzucając go na kilka metrów. Pobiegła dalej. Kierował nią strach, wiedziała, że w normalnej sytuacji nie byłaby w stanie go skrzywdzić. Szkoda tylko, że stwór nie chciał postępować pokojowo. Tamten ruch dał jej małą przewagę, zyskała kilka sekund, aż stworzenie się podniesie i zacznie znowu ją gonić. Biegła co sił. Spojrzała na chwilę w tył, aby sprawdzić, jak daleko jest jej przeciwnik. I to był jej błąd. Nagle twardy grunt pod łapami się skończył, a został zastąpiony przez wodę.
Wpadła, a ciecz rozbryznęła się dookoła. Zaraz, wodę?! Dlaczego ona nie jest zamarznięta w środku zimy? Dłuższą chwilę jej zajęło, żeby zebrać się do kupy i zdać sobie sprawę, że woda jest płytka. Wstała, a nad nią, w powietrzu, wisiał już jej przeciwnik… Głośny syk rozdarł powietrze. Shira w przerażeniu, mając pod łapami tylko tą nieszczęsną wodę, chlusnęła nią na oślep, tworząc pociski pod wysokim ciśnieniem. Jęk stwora dał jej do zrozumienia, że trafiła przynajmniej jednym z nich. Stworzenie spadało. Shira nie wiedziała, co się dzieje, a ciężar spadającego ciałka sprawił, że przestraszyła się tylko jeszcze bardziej. Ah tak, oczywiście, potwór musiał spaść na nią, a nie do wody.
Poczuła kolejne, silne ukłucie. Następny wodny pocisk sprawił, że szkodnik się odczepił. Tym razem wpadł do wody. Skrzydlata wadera przyszpiliła go do dna, nie dając tym samym szansy na zaczerpnięcie przez niego oddechu. Szarpał się chwilę, a potem opór ustał…
Dyszała ciężko, a ból w dwóch krwawiących ranach kłutych odezwał się, jakby chciał za wszelką cenę o sobie przypomnieć.
Zabiła go. Niby w obronie własnej, ale zabiła. Dlaczego...? Dlaczego los chciał, żeby stwór spotkał akurat ją? Czy miała w ogóle inne wyjście?