· 

Wrota ku Anancie #1

Ciemność, pustka i kompletne oszołomienie. To gdzie się znajdował stało się właśnie największą niewiadomą. Mimo ogromnego bólu łba zdobył się na otwarcie zielonych ślepi by następnie ujrzeć to co niepojęte. Gdzie on tak właściwie leżał? Przed jego oczyma chyliły się ogromne, niekończące się pola wyjątkowo odżywionej  i zielonej trawy. Widok zapierał dech w piersiach, piękno i perfekcja tego miejsca powodowały wręcz łzy… wzruszenia? To nie jest teraz ważne, ważne jest jednak to jak to miejsce działa na czarnego, uspokaja, daje poczucie przynależności i chwilowego, nietrwałego szczęścia. Basior nie dostrzegał nic poza pięknymi łąkami i iście czystym, błękitnym niebem. Mieszanka zieleni i błękitu działała na Merlina niczym najbardziej uzależniający narkotyk, chciał patrzeć i pochłaniać wzrokiem jak najwięcej. Czuł się jakby trafił do niebios, jakby zaraz miał rozmawiać  z samymi istnieniami boskimi. Rozejrzał się w około by dostrzec następnie biały punkt w oddali który z każdą sekundą stawał się coraz większy. Gdy istota była wystarczająco blisko by Merlin mógł ją rozpoznać, serce wilka wręcz zamarło. Wpatrując się w białego konia o złocistej grzywie, który z lekkością biegł przez pustą, zieloną przestrzeń czuł się jakby nic innego teraz nie było ważne. Jakby istniała tylko ta istota.

(Autor obrazka: pacificdash)

Niebieskie oczy konia bez przerwy wpatrywały się w wilka. Istota musiała być czymś zaklęta gdyż wzroku od niej odwrócić się nie dało. Czas zwolnił, Merlin czuł się jakby istota była zmaterializowaną energią dobra, która pragnie go pochłonąć swoim pięknem. Był niesamowity niczym bóstwo, niczym całe dobro świata skumulowane w jednej istocie. 

Galop osobnika był niezwykle lekki i miękki jakby płynął wśród zielonych traw. Mustang obiegł basiora w okuł na większej odległości. Wilk nie mógł wstać  coś go hamowało, ciało nie chciało go słuchać jakby pragnęło by Merlin skupił całą swoją uwagę na ogierze. 

Koń podbiegł do basiora na odległość jednego wilka by spojrzeć mu głęboko w oczy i wniknąć swym pięknem w duszę. Basior nie czuł strachu ani przerażenia, był w tym momencie szczęśliwy.

 

Witaj Merlinie 

 

Usłyszał głos w swojej głowie, ani damski ani męski. Domyślił się że istota o złocistej grzywie komunikuje się z nim za pomocą telekinezy i chce przesłać mu wiadomość. Jednak basior nie był w stanie odpowiedzieć, po prostu nie mógł. Nie wiedział czy to czary czy inne licho.

 

Zwą mnie Aplaus, pochodzę z innego, nieznanego Ci dotąd świata. Wzywam Cię na pomoc, odnajdź moją krainę. 

 

Po tych słowach istota zniknęła a z nią wszystko co było wokół. Łąki, ogromne puste przestrzenie i czyste niebo nagle jakby nie istniały. Basior po raz kolejny widział tylko ciemność i pustkę. Znów ogromna dezorientacja i brak gruntu pod nogami, otworzył oczy. Ujrzał to co praktycznie każdego ranka, jaskinia kilka jeszcze dosypiających wilków i spokój. 

 

 

 

C.D.N