Wybrałam się na spacer nad jezioro. Czułam ciepłe promienie słońca na moim szaro-czarnym futrze. Kiedy zaczęłam iść słyszałam śpiew ptaków i po chwili szum wody.
-Na reszcie, chwila kim on jest?- przez to że ostatnio przebywałam więcej poza terenem watahy mogło mnie ominąć przyjęcie jakiegoś członka. Obserwowałam skrzydlatego basiora, czułam jak mięśnie mi się napiją gotowe do ataku, lecz nieznajomy tylko stał i obserwował mnie.
- No to czas się przywitać- przewróciłam oczami i powolnym krokiem ruszyłam w jego kierunku.
Po chwili przeszło mi złe nastawienie i poczułam do niego coś więcej jakby wiedział co przeżyłam.
-Witaj, jestem Adi- usiadła tak blisko że gdyby się nie odsuną to byśmy się stykali nosami.
- Hej, jestem Cywil i zostałem ostatnio przyjęty do watahy. Ciebie chyba nie spotkałem jeszcze- powiedział przyjemnym głosem.
- Ostatnio przebywam poza naszym terenem, wczoraj wieczorem wróciłam od rodzinnej watahy- nie chciałam mu jeszcze mówić, że dopiero teraz odkryłam ciągłe istnienie mojej rodziny.
- Ty przynajmniej masz rodzinę- oznajmił to z niższym tonem.
- Wiem jak to jest…- wtedy pękło mi serce na samą myśl o przeszłości, która na zawsze zostawiła blizny.
- Co?- Cywil był zdziwiony przecież przed chwilą powiedziałam że wróciłam od rodziny, a teraz gadam że wiem jak to jest jej nie mieć.
- Kiedy byłam mała straciłam wszystko, wybuchł pożar w naszym obozie. Mama mnie uratowała i wtedy widziałam ją ostatni raz. Po paru dniach znaleźli mnie ludzi i zabrali. Przetrzymywali mnie w szopie związaną, a kiedy dorosłam trafiłam na walki psów. Od razu pies rzucił się na mnie i zagryzł- pokazałam mu blizny pod futrem- po zakończeniu walki właściciel wziął mnie i strzelbę. Łatwo się domyślić co chciał zrobić, ale na moje szczęście ktoś go zawołał, a ja uciekłam do lasu. Parę dni później znów mnie złapano i związano. Po paru godzinach ciągłego leżanka zauważyłam odstający gwóźdź i wykorzystałam do rozcięcia lin na przednich łapach, kiedy już je miałam wolne wzięłam się za rozcinanie pazurami pozostałych więzów, wydostałam się z szopy. Byłam wolna, ale bez rodziny. Błąkałam się dość długo, żywiłam się w większości jakimiś owocami. Kiedy znalazłam to miejsce byłam szczęśliwa, a jeszcze potem parę dni później znalazłam siostrę. A ostatnio moja obroża z walk zaczęła się zwężać, a pamiętałam jak mój ojciec pomagał wilkom z naszej watahy z takim samym problemem, więc z Alice i Kathią wybraliśmy się w rodzinne strony, okazało się, że rodzina żyje. Mój brat mi pomógł i zmienił mi się kolor futra z beżowego na szaro-czarny.- ta opowieść zajęła mi dość długo i jak był koniec to zbliżał się powoli wieczór.
- Miałem podobne życie tylko nie występują w niej ludzie- nagle rozłożył prawe skrzydło i objął mnie nim. Poczułam wtedy, że coś do niego czuje, a on to odwzajemnia. Czułam jakbym go znała od lat.
Spotykaliśmy się codziennie, zawsze w tym samym miejscu. Zawsze się śmialiśmy, biegali, bawili i polowali. Aż pewnego dnia zdarzyło się coś niecodziennego.
-Słuchaj Adi, chcę cię o coś spytać czekałem na to parę dni- basior był lekko zawstydzony.
- Pytaj śmiało- byłam ciekawa o co chodzi.
C.D.N.
<Cywil?>