· 

Odważni, czy głupcy? cz.8

Patrzyłem na nią z osłupieniem, tak samo, jak ona patrzyła na mnie. Nie wiedziałem co miałem odpowiedzieć, kochałem ją, jednak nie wiedziałem, czy jestem gotowy na coś takiego, nie byłem pewny czy sprostam zadaniu, by kochać i być kochanym. Nigdy nie byłem z waderą, teraz miało się to wszystko zmienić? Boję się, z nie będę w stanie być dla niej kimś, kim ona ode mnie oczekuje, takim basiorem, o jakim sobie zamarzyła. Ale cholera, kocham ją, nie wiem co mam teraz zrobić. Wszystko się tu komplikuje, musiała się teraz o to zapytać?! Przynajmniej dałaby mi trochę czasu na odpowiednią odpowiedź, a nie wyskakuje tak znienacka. Właściwie ja powinienem to zrobić no ale już trudno. Niech będzie, tylko wolałbym to zrobić gdzieś indziej niż w obślizgłym, zakurzonym i ciemnym lochu, gdzie romantyzmu za grosz nie ma. Nawet taki wilk ja o tym wie! Cholera, co jej odpowiedzieć, nie wiem, mózgu myśl…

 

- Mam!-wykrzyknąłem, chociaż był to tak cichy krzyk, że jedyna osoba, która to słyszała to Red. Ona była tutaj najbardziej zaciekawiona, tym co jej odpowiedziałem, jednak ja tym się nie przejmowałem. 

Zacząłem swoje łapy przykute do kajdan delikatnie zmieniać w mgłę, bardzo ciekawa technika, nauczyłem się jej podczas ostatniego polowania, kiedy to ugrzęzłem w norze i nie mogłem się wydostać. Wydostałem swoje łapy i pochwy, zlokalizowanej na tułowiu wyciągnąłem sztylet, którym jednym dobrym zamachem zniszczyłem kajdany trzymające Red i byliśmy już wolni, tylko czy na pewno? Ta wadera na pewno była gdzieś w pobliżu, najpewniej nas obserwowała, a my mogliśmy tylko czekać, aż pierwsza zaatakuje. Sama myśl walki z takim stworzeniem przerastała moje możliwości, nie miałem żadnej pewności, czy to się uda, czy nie. Rozglądałem się w panice, bałem się bardzo walki, jednak po chwili poczułem ciepło czyjejś łapy na piersi. Była to Red, która z uśmiechem patrzyła na mnie, aby chociaż trochę mnie pocieszyć, chociaż sama wiedziała, co zaraz się stanie. Wtedy przejrzałem na oczy i już wiedziałem. To była ta jedyna wadera, ta, z która chce przeżyć resztę swojego życia, chciałbym widzieć ją codziennie, kiedy się budzę i kiedy zasypiam. To było już pewne, teraz liczyła się tylko ona.

 

-Red… ja.-Niestety, niedane było mi dokończyć, ponieważ kątem oka zauważoną ogromną kulę metalu, lecącą w naszą stronę. Jedyne co udało mi się zrobić, to odepchnąć Red. Nie zdążyłem zebrać mgły, którą mógłbym to zablokować i ochroniłem pysk łapami, w oczekiwaniu na nadlatujący pocisk. Jednak ten nie dotarł, zamiast niego było słychać jedno ogromne uderzenie w coś twardego. Czyżbym już nie żył i nie poczuł bólu? Delikatnie otworzyłem jedno oko, po czym drugie i zobaczyłem tego powód. Przede mną stała ogromna ściana lodu, na której czele stał wyraźnie zadowolony Akanos. Wyszedłem naprzeciw tej ścianie, obok mnie podeszła Red i spojrzeliśmy w stronę, z której przyleciał pocisk. Astarte- tak nazywała się wadera, której z pewnością nie spodobało się, że jej uciekliśmy. Stała na wzniesieniu, mając nad sobą kolejne pociski, które tylko czekały, aby być posłane w naszą stronę. Popatrzyłem wpierw na naszego nowego przeciwnika, później na piękną, czarno-czerwoną waderę, która stała tuż obok mnie i trzymała mnie za łapę. Już nawet wiem, co chce robić w życiu. Chronić za wszelką cenę ten piękny uśmiech…  

 

C.D.N.

 

>Red Dust<