· 

Historia wilka z czystym sumieniem [Część 1/3]

Kilka lat temu, bardzo daleko od Doliny Burz, w miejscu, gdzie wiedza i wiara w bogów nigdy nie sięgała, młoda wilczyca prowadziła swe szczenię przez okryty białym puchem las. Wesoła, szara waderka, z białą klatką piersiową oraz końcówką ogona, biegała radośnie dookoła swej matki, zatrzymując się co jakiś czas i obwąchując co drugi napotkany krzew. Obie kierowały się właśnie w stronę terytorium sąsiadującej z nimi watahy. Starsza wilczyca już od jakiegoś czasu była w stanie wyczuć ich charakterystyczny zapach. Osiedlili się w tym miejscu parę miesięcy temu, niedługo po narodzinach malutkiej Alice.

 

Co ciekawe, Wilki Zachodnich Gór, bo tak kazali się nazywać, już od początku okazywały się przyjacielskie i pokojowo nastawione. Mimo, że gdyby tylko chciały, mogłyby z łatwością wykurzyć Grace, powiększając swoje średniej wielkości terytorium, niemal o drugie tyle. Jednak nigdy nie zamierzały się posuwać do tego typu zagrywek. Zamiast tego, ich przywódca zaproponował samotnej matce pomoc.

 

Polegała ona na możliwości dołączenia Grace do ich patrolów myśliwskich. Dla Wilków Zachodnich Gór każdy łowca był niemal na wagę złota. Wśród nich, dobrze polujących było naprawdę mało, a spora ilość wilków do wykarmienia, wszechobecna zima oraz terytorium, którego jeszcze dobrze nie znali, wcale im nie pomagały. W zamian za pomoc watasze, granatowofutra miała szansę polować w grupie, co było o niebiosa łatwiejsze od samotnych łowów. W dodatku mieli możliwość łączenia terytoriów łowieckich, dzięki czemu zdobywanie pożywienia przestawało być jakimkolwiek problemem. W tym czasie Alice mogła znajdować się pod czujnym okiem jednej z opiekunek watahy wraz z innymi szczeniętami, co było dużo bezpieczniejsze niż samotne czekanie w jaskini. Na końcu wilki, sprawiedliwie dzieliły zdobyte pożywienie, tak aby wystarczyło dla wszystkich.

 

Jedno wspólne polowanie, drugie, trzecie. Grace nawet nie zauważyła, gdy zwykły układ mający zapewnić jedynie jej córce bezpieczeństwo, zaczął przeradzać się w silną i prawdziwą przyjaźń. Wilki Zachodnich Gór były bardzo łagodne i zawsze gotowe podać samotnej matce pomocną łapę. Jest to jedne z tych nielicznych plemion, zawsze przyjaźnie nastawionych do wszystkiego i wszystkich, oraz kierujących się zasadami najszlachetniejszych znanych nam wojowników. Jak się okazało, pierwotnie nie byli pełną watahą, a jedynie jej odłamem. Po tym, gdy ich sforę zdziesiątkowała okrutna susza, która zapanowała na ich terenach, pozbawiając wilki wody, roślinności, a co za tym idzie również zwierzyny, oni byli tym, co z całej tej katastrofy zostało. Jako już słabe i nie tak liczne stado byli zmuszeni poszukać szczęścia gdzieś indziej, funkcjonując przez parę miesięcy jako koczownicza wataha.

 

Po paru minutach przedzierania się przez śnieg wilczycom ukazało się skromne obozowisko osadzone w płytkiej dolince na granicy między obszerną łąką, a lasem, z którego się wyłoniły. Te wilki z powodu ukształtowania terenu, nie miały możliwości mieszkania w typowych jaskiniach. Zamiast tego sypiały pod gołym niebem. Na środku obozu znajdowało się dość sporej wielkości palenisko, które miało w zwyczaju je ogrzewać w te najmroźniejsze dni. Grace, wśród licznych sylwetek bardzo szybko dostrzegła charakterystyczne łaciate futro tutejszego przywódcy. Miał na imię Draco i był dość sporym wilczyskiem o gęstej, białej, usianej czarnymi plamami sierści oraz złotych oczach. Z powodu tej dużej ilości łat na jego ciele, łatwo można było go dostrzec nawet z bardzo daleka.

 

-No proszę, kogo moje piękne oczy widzą? Oto najzdolniejsza łowczyni jak świat długi i szeroki! -Alfa Wilków Zachodnich Gór podszedł do Grace, serdecznie się z nią witając. Na jego pysku widniał szczery uśmiech, a jego ogon delikatnie się poruszał. Samiec mimo iż był bardzo odpowiedzialnym przywódcą, jak na stanowisko, które zajmował był również bardzo otwartym i wesołym z natury wilkiem. Lubił się czasem nawet trochę podroczyć i pożartować oczywiście tak długo, dopóki nie miał powodów, by przyjmować bardziej poważną postawę.

 

-Witaj Draco. Kare, Ven -w odpowiedzi Grace skinęła delikatnie głową -Jak samopoczucie?

-A bardzo dobrze -wypowiedział się pierwszy alfa -Mam nadzieję, że droga minęła spokojnie i bez zbędnych niespodzianek -spytał z pogodnym wyrazem pyska.

-Jak zawsze -odpowiedziała krótko, odwzajemniając uśmiech -Alice, przywitaj się -zwróciła się łagodnie do swej córki.

 

-Dzień dobry -mała zamerdała ogonkiem, chowając się między przednimi łapami matki. Był to nie lada uroczy widok. Draco już pierwszego dnia, gdy je zobaczył, spostrzegł jak niewiarygodnie podobne spojrzenia, mają obie wadery. Od razu było wiadomo, że są to matka i córka.

-Odprowadzę ją tylko i możemy ruszać -rzekła Grace, ocierając się czule o swoje młode, po czym wstała z miejsca i ruszyła w stronę tutejszego żłobka.

 

Chwilę później oczom młodej Alice ukazała się biała niczym kość słoniowa, młoda wadera o ślicznym, różowym spojrzeniu. Opiekunka jakiś czas temu zaszła w ciążę, a jej partner stracił życie w wyniku nieszczęśliwego wypadku. Spadł z klifu, ginąc na miejscu, nim dowiedział się o tym że zostanie ojcem. Młoda matka miała na imię Violet, a tuż obok niej przyjacielsko siłowała się dwójka jej szczeniąt, Sam i Mille. Byli nieco starsi od Alice, ale wciąż nie na tyle by, rezygnować z tego typu zbaw. Sam był samczykiem o ciemnoszarej sierści, którą odziedziczył po ojcu, zaś jego siostra przypominała swoim wyglądem matkę, poza oczami, które zamiast ślicznego, różowego koloru przypominały bardziej dwa czerwone rubiny. Zaraz obok nich, na uboczu siedział najmłodszy i najbardziej nieśmiały z całej grupy Crys, będący synem jednej z wader watahy, której szarofutra nie była w stanie dostrzec nigdzie w pobliżu. Samczyk miał lśniące, miodowo brązowe okrycie, podobne jak u jego rodzicielki oraz dwa duże, żółte oczka.

 

-Niedługo wrócę. Bądź grzeczna Alice, kocham cię -rzekła Grace, czule ocierając się o swoje szczenie. Bardzo nie lubiła spuszczać jej z oka.

-Ja ciebie też mamo -odpowiedziała jej młoda, wtulając się w ciepłe, granatowe futro rodzicielki. W końcu wszędzie dobrze, ale u mamy najlepiej. Alice z całą pewnością wolałaby wyruszyć na polowanie razem z nią, niż zostawać pod opieką Violet, ale niestety, była jeszcze stanowczo za młoda by rodzicielka mogła jej na to pozwolić.

 

Po pożegnaniu, waderka wesoło popędziła w stronę pozostałych szczeniąt, natomiast Grace dołączyła do patrolu myśliwskiego. Głos wilczycy rozniósł się echem po obozowisku.

 

-Proponuję patrol wzdłuż północnych granic naszych terytoriów. Niedaleko tego obszaru widziałam dość liczne stado jeleni. Jestem pewna, że wciąż gdzieś tam są, a w grupie upolowanie kilku sztuk, będzie jedynie formalnością. Teren jest dość zarośnięty, więc ukrycie się również nie będzie stanowić problemu -wyjaśniła spokojnie Grace.

-Powinniśmy uważać. Według zwiadowców kręciło się tam ostatnio kilku ludzi -rzekł Kare, czarnofutry basior siedzący obok alfy.

-Oni ciągle się kręcą tam, gdzie nie powinni. Niemniej Azura podkreślała, że było ich tylko trzech. Według mnie nie ma się jeszcze czym przejmować. Pewnie już dawno sobie poszli -wypowiedziała się Ven -Z resztą, jak dobrze wiemy, nie wszyscy ludzie są źli. Pamiętacie tych z Księżycowych Wodospadów? Dokarmili nas, kiedy najbardziej przymieraliśmy głód -kremowożółta wilczyca zwróciła się do swoich pobratymców.

-Mimo wszystko myślę, że warto zachować ostrożność. Co myślisz Draco? -rzekła niepewnie Grace. Wilczyca tak naprawdę nigdy nie miała zbyt wiele do czynienia z tymi dwunożnymi istotami. Widziała ich, ledwie parę razy w życiu, lecz mimo to z doświadczenia wiedziała, że lepiej dmuchać na zimno niż się potem sparzyć.

-Myślę, że powinniśmy zostać w gotowości na każdą ewentualność -rzekł złotooki z nietypową dla siebie powagą -Grace, zaprowadzisz nas w miejsce, gdzie ostatni raz widziałaś stado?

-Oczywiście -przytaknęła wadera z lekkim uśmiechem, chcąc nieco rozluźnić atmosferę.

-W porządku. Prowadź, szarooka wojowniczko -Draco odwzajemnił radosny uśmiech wilczycy, po czym dał znać zespołowi, że najwyższa pora już ruszać.

 

C.D.N.