· 

Historia wilka z czystym sumieniem [Część 2/3]

-Możemy wyjść ? Prooosimy -szczenięta okrążyły różowooką samkę, robiąc maślane oczka. Sam rzucił przed chwilą pomysł, by pobawić się przy tak zwanym Wielkim Dębie, a pozostałym bardzo spodobała się ta wizja. Owe drzewo miało wiele dziupli i kryjówek między wystającymi korzeniami, było wprost idealne do zabawy. Jednak znajdowało się kawałek poza obszarem obozowiska, gdzie szczenięta nie mogły się wybrać bez żadnej opieki.

 

-W porządku -westchnęła z uśmiechem Violet -Pod warunkiem że będziecie grzeczni -rzekła pogodnie tym swoim charakterystycznym, delikatnym głosem. Nie miała serca odmówić takiej ilości szczenięcych pyszczków. Poza tym mały spacer i krótka zabawa na zewnątrz z pewnością dobrze im zrobi. Nie było przeciwwskazań, żeby odmówić.

 

Cała grupka zwarcie opuściła odsłoniętą polanę, zagłębiając się coraz bardziej w las. Mimo iż był już teoretycznie początek wiosny, zima wciąż nie miała zamiaru opuścić tutejszych terytoriów. W tym roku zimowa pora przybyła stanowczo za późno, przeciągając jesień dużo bardziej niż zwykle, przynajmniej z tego, co mówiła Alice jej mama. Jeszcze na początku zimy, waderka była stanowczo za mała, by w ogóle zrozumieć, czym są pory roku, gdyż właśnie mniej więcej wtedy szarofutra przyszła na świat. Tłumaczyła sobie, że skoro zima przyszła za późno, to nic dziwnego, że pragnie zostać na dłużej. W końcu nie po to tyle tu przychodziła, by odejść potem tak szybko, prawda? Alice bardzo podobał się śnieg, był taki miękki i miły w dotyku, ale była też ciekawa, jak wygląda ta wiosna, o której tyle się mówi. Jak do tej pory dowiedziała się tylko tyle, że cały ten biały puch, który był jej żywiołem, zamienia się w wodę i znika, oraz że wokół jest znacznie więcej jedzenia. Pojawiają się również kwiaty, trawa, liście i różne owady, ale ledwie kilkumiesięczne szczenię nie miało prawa wiedzieć, czym to wszystko tak właściwie jest. Mogła sobie jedynie wyobrażać na podstawie opowieści rodzicielki oraz czekać aż będzie mogła przekonać się na własne oczy czy obrazy, które powstały jej w głowie są jakkolwiek zgodne z rzeczywistością. Jak by nie było, młoda wilczyca już wiedziała, że się nie rozczaruje. Nie widziała jeszcze w swym krótkim życiu za wiele świata, ale po prostu już wtedy czuła, że ten ma jej nie jedno do zaoferowania.

 

Po krótkim spacerku, wilki dotarły do swojego miejsca docelowego. Szczeniaki natychmiast wesoło pognały w stronę wcześniej wspomnianego dębu, natomiast Violet spokojnie ułożyła się na ziemi, niemal całkowicie wtapiając się w okrytą śniegiem okolicę. Zaczęła czujnie nasłuchiwać i obserwować okolicę.

 

-Ciekawe, kiedy mamusia wróci z łowcami i alfą -rzekła Alice, zaparzając się w dal. Była bardzo przywiązana do rodzicielki, bardziej niż do kogokolwiek innego.

-Chciałbym, żeby Draco był moim tatą. Jest taki mądry, silny i odważny! I uratował mnie, gdy ostatnio wpadłem do jeziora -rozemocjonował się Sam.

-Wpadłeś do jeziora? -dopytała szara waderka, patrząc ze zdziwieniem na kolegę.

-Tak... hah... Mamusia mówiła, żeby nie wchodzić na lód, ale nie posłuchałem -odpowiedział jej zakłopotany samczyk -W tamtej chwili nie pragnąłem niczego bardziej niż być wilkiem lodu zamiast wilkiem dobra. Nie czułbym wtedy tego nieznośnego zimna...brrr...

-Ależ ja czuję zimno -poprawiła go samiczka -po prostu nie może zrobić mi krzywdy. Tak mówi moja mama -stwierdziła.

-Nieważne, wiesz o co mi chodzi -basiorek machnął łapką -W każdym razie! Wszedłem odważnie na lód, nie czując ani odrobiny lęku -mówiąc te słowa, Sam wyprostował się -A tu nagle! Nim się spostrzegłem... TRACH! Grunt pod moimi łapami zaczął pękać, po czym wpadłem do lodowatej wody! -opowiadał najbardziej dramatycznym tonem, na jaki tylko go było stać.

-Ale wtedy nasz alfa wskoczył za Samem prosto do jeziora! Szkoda, że tego nie widziałaś Alice. Zrobił to mniej więcej tak... -Mille potruchtała przed siebie, chowając się w pobliskich krzewach, po czym z nich wybiegła, wskakując prosto na młodszą waderkę. Delikatnie zacisnęła swoje malutkie ząbki na lewym uchu szarookiej.

-Haha! Nie! Złaź ze mnie -Alice zaczęła się śmiać, próbując zrzucić z siebie koleżankę. Waderka przewróciła się na bok, obdarowując pogodnym spojrzeniem Crys'a -Hej! Chcesz się dołączyć? -spytała.

 

W tym czasie Violet, leżąca w cieniu jednego z pobliskich drzew, czujnym okiem obserwowała radosne szczenięta. Słowa Sama, wbrew pozorom wywołały w niej poczucie ogromnego smutku i żalu. Dlaczego jej dzieci nie miały nawet szansy, by poznać swego ojca? Dowiedzieć się, jakim był uczciwym i szlachetnym wojownikiem. Byłby dla nich tak samo świetnym wzorem do naśladowania, jak sam alfa, lecz niestety los okazał się nieprzychylny. Samka po cichu uroniła jedną, samotną łezkę, szybko ją ocierając, by nikt nie był w stanie jej dostrzec. W tym momencie, do uszu wilczycy dotarł szczenięcy płacz. Natychmiast zerwała się na równe łapy, po czym podbiegła do bawiących się obok wilczków.

 

-Auuu... -zasyczał brązowy samczyk, próbując powstrzymywać łzy.

-Przepraszam Crys! Nie chciałem zrobić ci krzywdy... -spanikowany Sam biegał dookoła przyjaciela, nie wiedząc do końca co mógłby zrobić. Nie chciał przecież zranić młodszego basiorka. Przez jakiś czas się siłowali, tylko dla zabawy, a w pewnym momencie Crys po prostu zawył z bólu. Szary basior przestraszył się nie na żarty.

-Crys, nic ci nie jest? -Alice i Mille otoczyły brązowofutrego. Przestraszone tym, co się przed chwilą stało. Brązowy wilczek wyglądał, jakby naprawdę go bolało...

-Wszystko dobrze? -zmartwiona opiekunka podbiegła do rannego samczyka, uważnie go obwąchując. Wyczuła krew sączącą się z jednej z poduszeczek przedniej łapki. Niepewnie spojrzała w miejsce zranienia. Niebiosom dzięki, było to tylko malutkie skaleczenie. Na szczęście nie wyglądało też jak ukąszenie węża lub innego niebezpiecznego stworzenia. Z pełną delikatnością i opiekuńczością matki zaczęła ostrożnie wylizywać ranę.

-Już dobrze Crys. To nie jest duże skaleczenie, za chwilkę przestanie boleć -rzekła swoim delikatnym i spokojnym głosem.

-Mamo, ja naprawdę nie chciałem. Tylko się bawiliśmy... a potem, nie wiem co się stało -zaczął Sam, spuszczając smutno swój malutki łepek.

-Nie martw się, to nie twoja wina. Crys musiał nadepnąć na jakiś cierń lub ostry kamień -odpowiedziała czule Violet -Nic mu nie będzie.

 

Dzięki magicznej umiejętności białej wilczycy, skaleczenie od razu zaczęło się regenerować. Wiedziała, że jeszcze parę chwil i nie powinno być po nim nawet śladu. Żałowała jedynie, że ta umiejętność nie jest w stanie działać na większą skalę niż skaleczenia i zadrapania. Wtedy z pewnością mogłaby pomóc znacznie większej ilości wilków, szczególne w kryzysowych sytuacjach.

 

-Już nie boli, naprawdę -najmłodszy basiorek z pogodnym uśmiechem pokazał Samowi już gojące się zadrapanie -Widzisz?

-Nie widać ani śladu! -zdziwiła się Alice, energicznie merdając ogonkiem. Cieszyła się, że nie było to nic poważnego.

-Taak, to umiejętność naszej mamy -Mille z dumą wypięła pierś -Ja też tak będę kiedyś umieć. Zobaczycie! -zaśmiała się wesoło, po czym zadarła wysoko głowę.

Sam już otworzył pyszczek, aby jej odpowiedzieć i przy okazji przyjacielsko dopiec, ale wtedy usłyszał uciszające szepty swojej matki. Co się dzieje?

 

-Cśśś... bądźcie cichutko na chwilę... -wyszeptała wyraźnie wystraszona wadera. Samica natychmiast postawiła uczy, rozglądając się po okolicy. Ten obcy zapach... był niepokojący. Jakiś nieznajomy wilk znajdował się w pobliżu. Nie mogła ryzykować, musiała mieć pewność, że szczeniętom nic się nie stanie na wypadek, gdyby ten ktoś nie miał dobrych zamiarów.

 

-Co się dzieje mamusiu? -wypiszczała Mille, wraz z pozostałymi chowając się między łapy wadery.

-Dzieci... cofnijcie się. Pójdę sprawdzić, o co chodzi -rzekła zatroskana Violet, ostrożnie popychając szczenięta w stronę pustego pnia, powalonego drzewa za nimi -Nie wychodźcie stąd pod żadnym pozorem, dopóki nie dam wam znaku, że jest bezpiecznie. Obiecajcie -wyszeptała.

 

Ściśnięte maluchy nie protestowały. Grzecznie pozostały w kryjówce trzęsąc się i próbując zrozumieć, co się stało. Niepewnie obserwowały białofutrą wilczycę stojącą czujnie na środku małej polanki. Czuły jak ich malutkie serduszka przyspieszają w momencie, gdy z ośnieżonych krzewów wyłonił się dość chudy, ciemnobrązowy basior.

 

C.D.N.