· 

Małe cholerstwo #1

I znów to samo, znów poczuł to irytujące i znienawidzone ukłucie. Ukłucie które dokuczało wilkowi od dobrych paru mil.  Postanowił więc przysiąść na miękkiej trawie i zlokalizować przyczynę bólu. No tak, był to malutki kolec wbity w opuszkę śródstopową lewej tylnej łapy. Basior skrzywił się po czym próbował wyjąć to małe cholerstwo.

 

Natura aż tak mnie nienawidzi?

 

Cała sytuacja musiała wyglądać dość zabawnie dla osób trzecich gdyż basior był w trochę dziwnej pozie. Łapa tu, skrzydło tam. Ale kto by się przejmował takimi szczegółami. Sun jednym zgrabnym ruchem chwycił za kolec po czym gwałtownie wyciągnął.

 

- Ała - syknął z bólu.

 

Teraz wystarczyło mu tylko odnaleźć jedno z najbardziej fascynujących i lubianych przez wilka ziół. Żywokost, ta małą zachwycająca roślinka miała uśmierzyć ból jak i zapobiec infekcją oraz stanom zapalnym. Kto by się spodziewał że takie małe zielone może aż tyle zdziałać? No właśnie, żadko doceniamy moc natury która została nam dana.

Podniósł swoje cielsko i stanął na wszystkich czterech łapach. Zaczął się rozglądać za rośliną ale po wielu minutach uświadomił sobie że w tych stronach zapewne nie ma tego zioła przez co będzie musiał znosić ból jeszcze dobre parę godzin.

Nagle jego słuch uchwycił cichy dźwięk na co ciało wilka całe się spięło a do jego głowy napłynęła cała masa przerażających scenariuszy. No tak, był tchórzem.

Po chwili zza drzew wyłoniła się wadera. Mieszanka fiołkowych oczu i cynamonowego futra wręcz przyciąga wzrok a później nie chciała puścić. Basior  zatonął w jej pięknie. Była szczupła ale wysportowana, intensywnie nad czymś myślała przez co nawet nie zauważyła Sunshine. Przyglądał jej się do momentu aż jej wzrok spoczął na jego źrenicach. Momentlnie się speszył i odwrócił.

 

-Hej... To znaczy... Witaj! Szukam żywokost wiesz może gdzie go znajdę?

 

Sun ty idioto

 

-Ty jesteś ten nowy? - spytała oschle na co Sun pokiwał głową - dwie mile ztąd przy jeziorze.

 

Uśmiechnął się wdzięcznie chociaż na kilometr było widać że uśmiech jest sztuczny.

 

On zapomniał jak się uśmiecha

 

Jeszcze chwilę przyglądał się wilczycy ale po zrozumieniu jak to musi głupio wyglądać po prostu odszedł. Po drodze zastanawiał się czemu nie kojarzy tej wadery. Przecież zdążył nauczyć się wszystkich imion. No tak, ale żeby kogoś poznać nie należy wyuczyć się jego imienia z kartki.

Odwrócił się by po raz ostatni spojrzeć na wilka ale było to zgubne gdyż Wadera bacznie mu się przyglądała. Sunshine wpadł w wewnętrzną panikę której nie było widać na zewnątrz. Znów posłał jej sztuczny uśmiech w gdy miał już przyspieszać, nadepnął jedną z łap na prawe skrzydło. Jego ogromne ciało zderzyło się z ziemią. A najgorsze było to że ona wszystko widziała. Przeturlał się parę razy po czym pospiesznie wstał w myślach klnąc na siebie i swoją zgrabność.  Gdy zrozumiał jak się wygłupił po prostu truchtem schował się za paroma drzewami. Oddychał ciężko a w środku niemal  gotował się ze złości.

 

W tym momencie znienawidził się jeszcze bardziej.

 

Miał ochotę krzyczeć i rzucać się ze złości, było to coś na kształt ataku paniki. Ale wiedział że nie może, jego natura po prostu na to nie pozwala. Może to nie było coś wielkiego, zwykły wypadek, ale tak mała rzecz potrafiła zabijać jego psychikę i niszczyć już dawno zrujnowaną samoocenę.

 

***

 

Leżał na cieplutkiej trawie zachwycając się pięknem jednego z motyli a w myślach analizując wszystko co działo się wokół. Niedaleko leżącego basiora rozmawiały dwa wilki. Była to chyba Alice wraz z Irni jeśli się nie mylił. Śmiały się i zacięcie o czymś dyskutowały. Po chwili doszła do nich wadera przy której Sun ostatnio się wygłupił. Miał ochotę zapaść się pod ziemię. Z pyska Alice wyrwał się cichy pisk.

 

- Vesna! Nareszcie.

 

Jego serce stanęło, to nie mogła być prawda. Czy on naprawdę zrobił z siebie idiotę przy alfie? Nie, to nie mogła być prawda.

 

C.D.N.

 

>Vesna?<