· 

Wstrętność rzeczywistości i nieporadność socjalności, czyli dziwny jest ten świat cz.3

Złośliwa zaczepka ze strony obcego sprawiła, że Monty zmarszczył tylko brwi ze zniecierpliwieniem. Swoista odraza uderzyła w niego dosłownie na ułamek sekundy, bo zaraz zastąpiła ją twarda obojętność na jakiekolwiek istnienie. Niestety, emocje miały to do siebie, że przelewały się przez wilka skrajnościami i w taki sposób, by zupełnie się tego nie spodziewał. W końcu to one kontrolowały jego bardziej niż on je, niemniej od dłuższego czasu w organizmie zadomowiła się całkowita neutralność i brak reakcji na jakiekolwiek bodźce.

 

— Mycie gardła jest dość ekscentryczne, nie uważasz? — Odpowiedział w końcu cichym głosem.

 

Wraz z ostatnim wyrazem ulatującym spomiędzy zębów, basior schylił łeb do wyjętej z wody łapy i przetarł się nią. Chłodna ciecz dostała się do rozgrzanych schorzeniem obszarów i spowodowała nieznaczne drżenie całego ciała. Nienawidził tego uczucia. Drażliwe cząstki reagowały wbrew woli, wyłamując się z onirycznej statyczności, jak gdyby wcale nie pozostawały w letargu. Gorzej wręcz, jak gdyby ośmielały się nie być martwe. A Monty chciał uśmiercić każdą najmniejszą cząstkę siebie, tylko że z naturalnie wpojonego tchórzostwa, którego niektórzy określają instynktem, nie był w stanie tego dokonać. Jak widać, nie szły mu nawet iluzoryczne przejrzystości.

 

Niechcący wyrwało się mu krótkie westchnięcie niespokojnym rytmem oddechu. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że żaden czynnik otoczenia na niego nie wpływał. Wewnętrzne jatki spustoszyły mu organizm do tego stopnia, że nienaturalny ciąg zdawał się być jak najbardziej na miejscu. Choć przyznać musiał, że odruchy, jakimi były uciekające świsty z głębi krtani, nieco wprawiały go w rozchwianie. No i przede wszystkim zwracały na siebie uwagę, gorzej, na niego, a czyjeś zainteresowanie było ostatnim, czego Monty potrzebował.

 

Bez pomyślunku ponownie odwrócił łeb, by sprawdzić, czy obcy natręt nadal mu towarzyszy. Nie przeliczył się, choć by chciał. Ciemna sylwetka nadal w najlepsze wpatrywała się złośliwie w jego postać, a skrzące ogniki w bystrych oczach wilka dały jasny znak, że to nie koniec socjalizowania się. Jedynym, choć wątpliwym i marnym, pocieszeniem w całej sytuacji był fakt, że zarówno Monty, jak i zaczepny towarzysz cechowali się pewnym specyfizmem w sposobie bycia. Miast normowo schematycznych zachowań i jeden, i drugi był obiektywnie społecznie nieporadny.

 

— Ależ pan ślepia we mnie wlepia. — Odezwał się, podtrzymując kontakt wzrokowy. — Gdybym czuł cokolwiek, powiedziałbym, że mógłbym się częściowo speszyć intensywnością spojrzenia.

 

Z dozą zmęczenia ciężarem istnienia Monty mrugnął, kiwając lekko głową, jak gdyby na potwierdzenie własnych słów. Bardziej od ich sensu zauważenie skierował jednak ku temu, że pierwszy raz od bardzo dawna odezwał się, i to nie sam do siebie. Dziwne wrażenie.

 

C.D.N.

 

>Skazo?(:<