-Tu jesteś...-niski warkot wyrwał mnie z zadumy. Uniosłam łeb, by poszukać tego, kto przerwał poranną ciszę. Blake, dotychczas leżący obok mnie, przewrócił się na brzuch i sam zaczął się rozglądać. Sama w końcu natrafiłam wzrokiem na duży kształt ledwo widoczny w cieniu więzienia. Przed jaskinią stał wilk. Od razu go poznałam; był nie do pomylenia. Czarny basior stał bez ruchu, zupełnie jakby próbował się wtopić w ciemności groty. Jedynym znakiem, że się tam znajdował, były jego błyszczące, błękitne ślepia.-bardzo wcześnie dzisiaj wstałaś, Etrio-mruknął, wyłaniając się z cienia. Padły na niego promienie słońca, ale nawet one nie były w stanie rozjaśnić jego ciemnej sierści. Wstałam szybko na łapy, a moje ciało w jednej chwili zesztywniało.
-Po prostu się nudziliśmy, a Blad i Tigress jeszcze spały-usprawiedliwił nas Blake. Dźwigając się, mówił spokojnym głosem, ale i ja wyczułam, że jest nieco podenerwowany obecnością przywódcy watahy. Mój ojciec zdawał się go nie zauważać. Podszedł do nas, wlepiając we mnie natarczywe spojrzenie swoich ślepi.
-Skoro już jesteś na łapach, to może poćwiczymy?-zaproponował, a ja poczułam, że moje ciało w jednej chwili staje się ciężkie niczym głaz. Przez krótką chwilę zastanawiałam się nawet, czy przypadkiem nie zemdleję, ale jakoś zdołałam się nie wywrócić.
-Nie-mruknęłam, wgapiona we własne łapy.-nie dzisiaj...
-Ależ podczas treningu z Blake'm szło ci bardzo dobrze-zamruczał, a ja poczułam, jak po moim kręgosłupie przebiega dreszcz. Automatycznie, położyłam uszy, ale powstrzymałam się od pisku. Może jeśli omówimy to na spokojnie, dzisiaj mi odpuści.
-To była zwykła zabawa-szepnęłam. Do moich uszu doszedł krótki trzask, jakby Skygge zgrzytnął ze złości zębami.
-Jak zamierzasz zostać wojowniczką, skoro nie ćwiczysz?-szturchnął mnie łapą, o wiele za mocno. Czyżby to był początek jego treningu?
-Proszę, nie...-jęknęłam, przypadając do ziemi. Ale ojciec mnie zignorował. Okrążył mnie niczym sokół polujący na swoją ofiarę.
-Musisz ciągle walczyć, inaczej stracisz siły. Jak masz przewodzić watahą, skoro jesteś słaba niczym mysz?-zapytał, schylając łeb.-wstyd mieć taką córkę. Pokaż, na co cię stać.
-Nie chcę-w jego oczach ujrzałam szał. Chciałam odwrócić się i odbiec, ale czułam się jak w transie. Łapy odmawiały mi współpracy.
-Taka głupia, bezbronna wadera... jak zamierzasz cokolwiek osiągnąć, kryjąc się wciąż za innymi? Gdy dorośniesz, nikt cię nie obroni. Zostaniesz sama.
Pisnęłam, słysząc te słowa. Tak bardzo raniły, trafiały prosto w serce... było w tym nieco racji, ale... skąd on mógł to wiedzieć? Dla niego byłam niczym, a przecież udało mi się pokonać Blake'a w zabawie! Jednak dla niego takie osiągnięcia były nic nieznaczące.
-Nie-zdobyłam się z drżeniem na uniesienie pyska. Choć nawiązałam z Skygge'm kontakt wzrokowy, wiedziałam, że nie mogę go przerwać. Zimne, przywodzące na myśl lód tęczówki zdawały się mnie zamarzać od środka. Nabrałam powietrza, starając się zwalczyć chłód obejmujący mnie od środka.-nie będę sama-mój głos zabrzmiał pewniej, niż sądziłam.-Blake będzie przy mnie.
Przez moment wydawało mi się, że na pysku ojca maluje się zaskoczenie. To uczucie jednak szybko minęło, a zastąpiła je złość.
-Ty...!-warknął, a jego głos napełnił się mocą.-Ty! Jak śmiesz?! Walcz!-wrzasnął, odwracając się nagle. Cios jego tylnych łap pozbawił mnie tchu, gdy zwaliłam się na ziemię.
-...tria!-krzyk Blake'a zdawał się dobiegać z oddali. Uszy przepełnił mi dobrze znany, natarczywy szum.
Nim zmusiłam się, by wstać na łapy, minęło dużo czasu. Skygge to wykorzystał i chwycił mnie za kark, unosząc nad ziemię. Świat zawirował dookoła mnie, a niebo wydało się nagle takie bliskie...
-Walcz! Walcz!-wykrzykiwał ojciec w napadzie furii. Wstrząsnął mną parę razy, niczym bezwładnymi zwłokami. Skóra i futro zapiekły mnie pod naciskiem jego szczęk. W rozpaczliwej próbie wysunęłam pazury, próbując przejechać nimi po pysku ojca, ale wszelkie starania szły na nic. Kły mnie puściły, a ja gruchnęłam o ziemię. Dech mi zaparło. Dławiłam się własną śliną, zastanawiając się, czy nie byłoby po prostu lepiej zamknąć oczy i pozwolić światu robić swoje. Może śmierć byłaby lepsza...?
Padł na mnie cień. Uspokoiłam z trudem oddech i spojrzałam w górę. Skygge patrzał na mnie z szaleństwem w oczach.
-Taka słaba i bezczelna wadera... głupie szczenię!-zadrwił.-nic nie umiesz! Nigdy nie będziesz potrafiła dobrze walczyć!
Przeniósł ciężar na tylne łapy, śmignął w moją stronę szponami... pazury nagle wydały mi się ostre i dziwnie dokładne. Celował w moje oczy!
Pisnęłam i w nagłym impulsie zacisnęłam powieki. Przez chwilę liczyłam, że atak nie nastąpi, ponieważ przez długi czas nic się nie działo. Po chwili jednak poczułam, jak skóra przy moich ślepiach zostaje brutalnie rozerwana. Wraz z ciosem, poczułam, jakby żywy ogień wstąpił mi na skórę. Oczy zaczęły łzawić, ale ból był tak silny, że nawet nie byłam w stanie ich otworzyć.
-AAAAAAAAA!-mój pisk szybko zmienił się w krzyk pełen cierpienia. Zwaliłam się na ziemię, stękając i szlochając. Wszystko paliło. Oczy, futro, łzy... ciało stało się takie niewygodne, jakbym zakopała się w rozżarzonych węglach. Co ja takiego zrobiłam, że na to zasługuję? Czemu muszę tak cierpieć?
Usłyszałam chrapliwy oddech przy moim uchu. Skygge. On tu był? Nic nie mogło powstrzymać go od zakończenia mojego życia. Nadal ściskając powieki i drżąc od płaczu, zmusiłam się na drobny wysiłek.
-Zabij mnie, błagam-wyszlochałam, a żar oblał cały mój pysk. Miałam wrażenie, że ktoś sypnął mi iskrami prosto w ślepia.-proszę. Nie wytrzymam tego dłużej.
Chłodny język przejechał mi po czole. Kojące uczucie chłodu na moment powstrzymało falę gorąca.
-Nigdy bym tego nie zrobił...-jakiś głos pełen czułości sprawił, że wszystko zgasło, a jedynym, co było dla mnie wtedy prawdziwe, to pytanie kołujące w moim łbie: ,,Kim jesteś? Czy to Blake... czy Skygge?". Nie potrafiłam rozpoznać posiadacza głosu.
Ból jednak powrócił i to ze zdwojoną siłą. Jakaś lepka, śmierdząca ciecz spłynęła po moim futrze.
...odór krwi...
-Etria!-nawoływanie z oddali było tak wyraźne, jakby ktoś szeptał mi do ucha. Cierpienie odcięło wszelkie uczucia i zmysły od świata zewnętrznego. Kuląc się wśród ciemności, zastanawiałam się, kiedy nareszcie umrę.
(Autor obrazka: Właścicielka wilka)
C.D.N.