· 

Niebezpieczny Zwiad cz.7

Eh-oparłem łapę o ramię fotela, a raczej teraz tronu. Nie pisałem się na to, właściwie nie mam żadnych zdolności przywódczych, ani umiejętności zarządzania czymkolwiek. Nawet swoimi zapasami podczas zimy nie umiem się odpowiednio zaopiekować, a co teraz mówić o opiece tymi małymi gówniakami. Tak, nienawidzę szczeniaków, są irytujące, głośne, yh. Spojrzałem na Red, a ona tam siedziała, wypięta, jak przystało na nową królową, jeszcze machała ogonem do ich dziwnej muzyki, może ona się do tego nadawała, ale ja chciałem wrócić tylko do domu, nie interesowało mnie ratowanie kogoś, zawsze żyłem sam, to dlaczego mam komuś teraz pomagać? Wstałem szybko z krzesła, co wzbudziło zdziwienie wśród małych wilków, jednak nie zareagowałem na to i spokojnie wyszedłem z tego miejsca, aby móc pobyć chwile sam. Szybko znalazłem się na zewnątrz, pomimo mroku wokół panującego, co mnie właściwie nie zdziwiło, byłem przecież wilkiem nocy. Usiadłem sobie na zewnątrz i zacząłem oglądać te dziwne, narysowane gwiazdy, które wcale nie przypominały naszych. Miałem dość tego miejsca, chciałem się stąd wydostać, jednak obie rzeczy właściwie się ze sobą łączyły, mogłem je uratować oraz stąd uciec. Tylko ja mam się nimi niby zaopiekować? Mój ojciec nie był w tym dobry, to wiem, tylko jak mam się w ich stosunku odzywać, zachowywać, cały ten klimat nie pasował do mnie. Co mam teraz zrobić?

 

-Pytasz się co zrobić?

 

Wstałem jak strzelony błyskawicą prosto w serce i po chwili byłem już w pozycji gotowej na każdy atak, dodatkowo otoczony przez moje iluzje, bardzo dobra umiejętność, której nauczyłem się na ostatniej wyprawie, właściwie przymuszonej, ale wszystko ma swoje plusy. Rozglądałem się wokoło, jednak niczego nie widziałem, oprócz powykrzywianych drzew oraz różnorakich, zmutowanych zwierzętach, wesoło biegających w nocy. To była Red? Siedzi gdzieś ukryta? Jednak nie miała takich mocy, aby ukryć się tak dobrze, a moje oczy dość sprawnie dostrzegają przeciwnika, często zadaję sobie nawet pytanie, dlaczego nie zostałem łowcą.

 

-Zrób, co uważasz za słuszne, chociaż raz dokonaj czegoś dla kogoś- po chwili głosu już nie było. Dało się słyszeć tylko delikatny wiatr przewijający się przez dziwne gałęzie raz zdeformowane krzaki. Kto to był? Nigdy nie słyszałem tego głosu, ale nie mógł on należeć do żadnego ze szczeniaków, ani samej mojej towarzyszki. Chociaż te słowa trochę mnie poruszyły, poczułem delikatne ukłucie w sercu, które z góry wskazywało, że nie robiłem czegoś dobrze, że musiałem zrobić coś innego. Właściwie to cele się ze sobą pokrywały, one chciały być uratowane, a ja chciałem stąd uciec, też… nie robiłem niczego dla innych, zawsze byłem tylko ja i ja, czasem pomagałem Red, ale nie mogłem tak z góry zmienić swojego nastawienia do innych wilków. Może to był czas na jakąś zmianę w moim życiu?

 

-Co się stało?-usłyszałem znajomy głos, który, do którego i tak zwróciłem się z bronią w łapie i zgrają iluzji, które dokładnie naśladowały moje ruchy. Zobaczyłem delikatnie zdziwioną minę Red, która widocznie podświadomie również przygotowywała się do walki i powoli wyciągała swoją broń. Nagle zrozumiałem, co ja właśnie robię oraz jak to wygląda. Szybko schowałem broń i dezaktywowałem swoją magię, na co moja towarzyszka się widocznie uspokoiła oraz z powrotem powracała swoje ostrze do futerału.

 

-Nic-odpowiedziałem udawanym poważnym głosem, aby odwieść od siebie jakiekolwiek oskarżenia i wróciłem do środka, z którego dalej było słuchać huczną muzykę i dziecięce śpiewy szczeniaczków. Eh, co ona sobie właśnie pomyślała? Wyszedłem na kompletnego idiotę, mogłem jej chociaż wyjaśnić, ale jak musiała zareagować na kogoś, kto mówi jej, że słyszy głosy. Jeszcze większego debila, którym właściwie byłem, nie w takim złym sensie, jednak dalej przyzwyczajam się do normalnych konwersacji z innymi wilkami.

 

Szybko znalazłem się w środku, gdzie nastało chwilowe poruszenie, a wszystkie małe, lśniące oczka skierowały się na naszą dwójkę, czego one znowu chciały? Przestały grać, odłożyły wszelkie jedzenie i gapiły się tylko na nas, jakbyśmy mieli teraz wygłosić mowę jakąś…

 

-Zaczynaj-usłyszałem telepatyczną wiadomość od Red, co trochę mnie zezłościło, dlaczego niby ja? Jak ja nigdy nie gadałem ze szczeniakami, co im mam właściwie powiedzieć? Wszystko zlatuje na mnie, nieźle.

-Ykhym-samo odezwanie sprawiło, że te małe kulki sierści patrzyły się jeszcze bardziej, co trochę mnie zestresowało, ale postanowiłem kontynuować.-Zgadzamy się pomóc jak najbardziej, każde z nas ma ten sam cel, wy nam pomogliście, tak też my pomożemy wam.-cholera, co teraz? Dobra, intuicja- Dlatego teraz musimy przemyśleć nasz plan ataku, który muszę omówić pilnie z waszym dowódcą, kimś starszym-dopowiedziałem, co doprowadziło do fali cichych pomruków i w pewnej chwili przed moje łapy wyszła malutka waderka, mniejsza jeszcze od reszty swoich pobratymców i z dumnie podniosła swoją dumną malutką główkę i po kolei zwróciła ją do mnie oraz na Red.

 

-To ja-usłyszeliśmy donośny, lecz bardzo piskliwy głosik, na co zareagowałem wewnętrznym zdziwieniem. Serio, to małe jest ich dowódcą, alfą, czy czymśkolwiek? Dobra, szacunek trzeba okazać każdemu, spokojnie, zachowuj się, jakbyś mówił do alfy, zaraz, ale jak podniosę głos, to jeszcze się wystraszy i ucieknie, a jak powiem słodko, to będzie jako obelga. Kurde, co teraz mam zrobić?

-Jesteś ich alfą?- zapytałem, zachowując pewną granicę między donośnym głosem a delikatnym pomrukiem, aby odszukać, w którą stronę mam z nią rozmawiać, aby jej nie spłoszyć.

-Tak!-usłyszałem głośny, wręcz piskliwy okrzyk, na co usłyszałem pomruki zadowolenia z tłumu szczeniaczków. Nie no, jaja sobie robicie, jak mogła zostać ich dowódczynią , będąc tak małą i z tym piskliwym głosem prowadzić ich, gdzie widzę przynajmniej kilku trzy razy od niej większych, którzy nadawaliby się idealnie do tej pozycji, może była córką kogoś tam ważnego? Kto wie, ważne, żeby nie pokazać wobec nich jakiejś zniewagi i dobrze to rozegrać, aby nie zniszczyć obecnych już dobrych relacji pomiędzy nami. Teraz musiałem coś wymyślić, nie miałem tak naprawdę żadnego planu ani pomysłu, aby zaatakować tego zwarniętego dzieciaka czarodzieja, przecież był właścicielem wymiaru, chociaż… Mam pomysł!

 

-Dobrze, teraz Red omówi z tobą szczegóły-powiedziałem, zachowując dalej poważną minę i szybko oddaliłem się do tyłu, aby wejść w cień. Chciałem się w nim teleportować na zewnątrz, aby uniknąć ostatnich słów mojej towarzyszki, chociaż i tak usłyszałem delikatne „zaraz” za sobą, lecz udało mi się bez przeszkód dostać poza malutki budyneczek, gdzie dalej siedziała wadera, trafiając na niespodziewany problem, z którym ją zostawiłem. Później mi coś wygarnie, teraz chciałem załatwić coś bardzo ważnego.

 

C.D.N.

 

>Red Dust?<