Zima. Jest piękną porą roku, o ile masz gdzie się schronić w nocy, nie masz problemu z jedzeniem i wodą oraz znasz miejsce, w którym jesteś. Chłopaki nie mają szczęścia, bo żadnego z tych luksusów prawie nie pamiętają. Liczą dni swojej podróży, dzisiaj jest 178. Na pewno się nie pomylili. Obydwoje robią to w tajemnicy przed sobą. Nie powinni tego robić, bo to tylko rozdrapywanie przeszłości. Nie potrafią inaczej. Po prostu idą przed siebie, licząc na cud. Mieli bardzo ciekawy zwyczaj. Codziennie starali się modlić do Bogów, tak jak ich uczono w dzieciństwie. Najpierw zbiorowa modlitwa, potem osobna, prywatna do Patrona.
Ostatnie polowanie kosztowało Maluma na pewno zbyt dużo. Niby to, co zawsze. Jeleń. Jednak chyba się przeliczył, bo zaatakował takiego w pełni sił, zdrowego. Wszystko byłoby dobrze, już miał wykonać ostatni skok, by złapać za gardło.. Jednak wtedy jeleń zamachnął się porożem, nabijając na nie jego bok. Wilk odepchnął się od niego i jakimś cudem złapał za gardło miażdżąc tchawicę. Już po chwili leżał krwawiąc na ziemii. Czterokopytne zwierzę padło niedługo po nim, udusiło się.
Deus biegł do basiora, jednak jego prędkość jak zwykle zostawia wiele do życzenia. Do tego czasu poszkodowany wstał rzucając ciche przekleństwo. Malum spojrzał na jelenia, którego poroże było pokryte krwią. Potem zetknął na swój bok.
- Mogło być gorzej - mruknął do biegnącego towarzysza.
Deus stanął w miejscu jak wryty i głośno westchnął. Rana nie wyglądała źle, to fakt. Nie była jakoś okropnie głęboka, ale martwiło go to, że pewnie dojdzie do zakażenia. Nie znał tutejszych roślin, ale wiedział, że i tak spróbuje coś zrobić, może jakieś znajome znajdzie pod śniegiem.
- Najlepiej byłoby to przypalić.. - mruknął pod nosem
Malum cicho zawarczał, przypominając, że co najmniej troszkę boi się ognia, więc jest to wykluczone. Dodatkową barierą była pora roku, rozpalenie ognia graniczyło z cudem.
Czarny wilk zaczął zbliżać się do jelenia. On też był świadomy tego, że rana się pewnie zakazi. Śmiał się w głębi siebie, że umrze tak żałosną śmiercią. Zaczął jeść, po chwili dołączył do niego towarzysz. Nie miał wyboru, musiał chociaż udawać, że wszystko gra. Postanowił mniej jeść, Deus był chudszy, a poza tym teraz miał większe szanse na przeżycie. Czarny już się poddał, nie widział nadziei.
Deus rzeczywiście zjadł więcej, nawet nie zdawał sobie sprawy z przekrętu towarzysza, a tym bardziej z jego myśli. Chciał go uratować.
- Wiem, że jesteś trwardzielem, ale połóż się - basior o dziwo nie odmówił.
Deus sprawił, że Malum zasnął i poszedł szukać roślin. Najpierw ułożył głowie plan tego, co potrzebuje. Potem przypomniał sobie gdzie te rośliny występują. Na szczęście każda z nich lubiła towarzystwo charakterystycznych drzew. Jednak znalezienie ich było dla niego ciężkie, raz, że zgubiły liście, a dwa zwyczajnie nawet nie był pewny, czy je znajdzie. Na szczęście znalazł jedno, przy którym zazwyczaj rosną zioła, na których najbardziej mu zależy. Ucieszył się w głębi duszy. Zaczął kopać w śniegu, musiał dorwać się do tej rośliny, a wierzył, że jest w stanie rozwijać się pod białym puchem.
Jednak tej rośliny nie było. Obkopał całe drzewo dookoła i nie było jej. Nawet nie znalazł suchego liścia..
Usiadł i spuścił głowę na sekundę. W tym momencie miał pustkę przed oczami, nie miał pomysłu co dalej. Rozejrzał się jeszcze po lesie, szukając chociaż podobnego drzewa. Albo nie widział go z braku wiary w siebie, albo naprawdę nie było innego. Z nieba zaczął spadać śnieg, postanowił wrócić do towarzysza, póki chociaż ślady jego łap są w śniegu. Musiał szybko odrzucić negatywne myśli, odnaleźć w sobie chociaż odrobinę nadziei. I liczyć na to, że rana będzie się dobrze goić.
Gdy wrócił Malum dalej spał. Postanowił się położyć obok niego i okryć go skrzydłem. Jakoś w głębi siebie miał nadzieję, że chociaż troszkę uchroni go ono przed chłodem, chociaż tak naprawdę nie miało jak. Na szczęście czarny basior już nie krwawił. Teraz obydwoje zwyczajnie muszą odpocząć kilka dni, dopóki mają jedzenie.
On również zamknął oczy, najpierw, żeby jeszcze przez chwilę prosić swoją Patronkę o wsparcie. Poczuł dzięki temu jakiś spokój w sobie. Potrzebował snu, a to wyciszenie sprawiło, że bardzo szybko zasnął.
Na razie przerwali podróż. Tak naprawdę przez 4 dni jedli i głównie leżeli. Szary basior szukał jakichś roślinek pod śniegiem, ale nie znalazł nic, co by znał. Nie chciał się jednak poddać, ale była pora do dalszej drogi. Dzięki odpoczynkowi i dostępu do pokarmu przybrał minimalnie na masie, chociaż dalej wyglądał jakby nikt go nie karmił.
Malum to twardy i uparty basior. Nie pisnął ani gdy jeleń zrobił mu tę ranę, ani przez cały okres jej "gojenia".
Chłopaki musieli ruszyć w drogę. Czarny w ogóle nie pokazywał bólu, szedł tak samo, jak wcześniej, ale w głębi duszy dziękował za to, że Deus nie jest szybki, bo szybsze tempo zabiłoby go.
Tak naprawdę w ciągu doby głównie szli, jedyne przerwy robili na sen. Sami nie wiedzieli gdzie idą, dokąd. Pewne było jedno, odkąd ruszyli w podróż, rana Maluma źle się goi. Zaczęła ropieć, bardziej boleć. Z dnia na dzień wyglada coraz gorzej. Basior jednak dalej upierał się przy tym, żeby iść dalej. Deus nie miał siły na rozmowę z nim, więc szedł wbrew sobie.
Rana pokonała Maluma po 10 dniach drogi. Brak pokarmu i ból sprawił, że zwyczajnie padł w pewnym momencie. Wiedział, że nie wstanie i nie pójdzie już dalej.
- Najlepiej zrób to, co zawsze i uratuj się - mruknął, patrząc w niebieskie oczy.
Nie panikował, ale wiedział, że jeżeli nie umrze szybko, Deus nie odejdzie i również umrze. Nie umiał przecież polować.
- Obiecaliśmy sobie, że zawsze będziemy razem, pamiętasz? - powiedział szary bardzo cicho.
- Przecież zawsze będę obok - Malum wymusił na sobie te słowa.
Deus walczył ze sobą. Czarny basior był najbliższą osobą, jaką miał, tak naprawdę jedyną. Oparł swoją głowę o jego i nie wiedział, co ma zrobić.
- Po prostu to zrób, chyba nie chcesz patrzeć na to, jak zdycham z głodu — mruknął dodatkowo Malum.
W szarym wilku w tym momencie zaczęło coś pękać. Nie mógł uwierzyć, że to będzie koniec. Nie zgadzał się na to. Uważał, że to niesprawiedliwe, że sobie obiecali.
Tę chwilę przerwał jednak szelest i pojawienie się zapachu innego wilka. Po chwili usłyszeli ciche nucenie.
Obydwoje spojrzeli w miejsce, z którego dochodził dźwięk. Gdy pojawił się zarys szarej wadery, Malum poderwał się resztkami sił i zasłaniał Deusa. Przyjął typową, bojową postawę, chociaż wiedział, że nie da rady ochronić przyjaciela, nie tym razem.
C.D.N.
>Alice?<