· 

Bicie młodych serc

Ketos podał mi łapę i podciągnął, pomagając mi się dostać na półkę skalną. Dzisiaj w środku nocy obudził mnie, mówiąc że chce mi coś pokazać i musimy się pośpieszyć. Tak więc spontanicznie podążyłam za nim na wielką górę znajdującą się na obrzeżach naszej watahy. Słońce zaczynało powoli wstawać, tworząc niesamowity krajobraz. Nie znajdowaliśmy się co prawda na samym szczycie, do góry była jeszcze daleka droga, ale byliśmy w idealnym miejscu, by mieć widok na cały las Watahy Wilków Burzy. W oddali mogłam nawet ujrzeć dziurę wśród skupiska drzew, w którym znajdowała się nasza polanka i jezioro.

 

-Woah.... ale tu przepięknie -rzekłam, patrząc na zapierający dech w piersiach krajobraz. Poczułam jak świeże, górskie powietrze zaczyna mierzwić moje futro. Było to niezwykle przyjemne uczucie.

-Warto było się zrywać w środku nocy, żeby zdążyć na wschód prawda? -rzekł Ketos z uśmieszkiem na pyszczku, po czym wskazał mi miejsce obok siebie.

Spokojnie podeszłam do niego i usiadłam, wtulając się w jego futro i napawając się tym pięknym widokiem. Dawno nie widziałam, by niebo miało tak żywe i kolorowe barwy. W dodatku słońce odbijające się od śniegu i delikatna, mglista poświata jeszcze bardziej dodawały temu miejscu uroku. To był nasz las, nasz dom, który sobie wywalczyliśmy, wygrywając ciężką wojnę z Westem.

Przez chwilę siedzieliśmy tak wtuleni w siebie, podziwiając piękną panoramę okolicy.

 

-Kocham cię Alice -w pewnym momencie wyszeptał. Tak po prostu, te trzy proste słowa, tak szczere i z głębi serca. Kto by pomyślał, że zlepek kilku liter może być dla drugiego wilka czymś tak ważnym, jak te dla mnie.

-Ja ciebie też Ketosie. Jesteś dla mnie wszystkim -odpowiedziałam, posyłając basiorowi wzruszony uśmiech. Posiedzieliśmy tak jeszcze przez chwilę, ciesząc się swoim towarzystwem i widokiem powoli wschodzącego nad lasem słońca. Ta zimowa aura była tak piękna, poranna mgła powoli zanikała, a nasze płuca wypełniało nieskazitelnie czyste i przyjemnie chłodne powietrze. Po paru minutach ponownie usłyszałam jego spokojny głos.

-Do tej pory nie mogę uwierzyć w to, że jesteśmy razem i w to jaki jestem szczęśliwy -rzekł, po czym przerwał na chwilę, jakby się zamyślając -Chyba nigdy nie zapomnę chwili, gdy Alessa oznajmiła mi, że będziesz moją nową opiekunką -Ketos zaśmiał się pod nosem na to wspomnienie -Heh, byłem wtedy ledwie nastolatkiem, a już zdążyłem się zakochać po uszy od pierwszego wejrzenia. Nawet próbowałem ci to parę razy powiedzieć, ale zdawałem sobie sprawę jak głupie by to było... w końcu byłem jeszcze szczeniakiem. Wiedziałem co byś mi odpowiedziała, że jestem jeszcze młody, że muszę poczekać, aż dorosnę i będę w pełni zdawał sobie sprawę ze swych uczuć, nawet jeśli już wtedy dobrze wiedziałem, że są one niezmienne -mówił uśmiechając się i nie odrywając spojrzenia od horyzontu. Zdawało mi się, że powrót myślami do tamtych czasów lekko go rozbawił.

 

Jego słowa były tak spokojne i kojące, mogłabym słuchać jego głosu godzinami. Wzruszona uniosłam przednią łapę, a on zrobił to samo tak, że nasze poduszeczki się ze sobą stykały.

 

-Ketos... -zaczęłam, czując, jak mój pysk oblewa rumieniec -Też czuję, że moje uczucia są niezmienne, nawet jeśli ja doświadczam ich dopiero od niedawna... Chcę by te chwile z tobą trwały wiecznie, chcę być z tobą już zawsze -po tych słowach wtuliłam się w jego gęste, granatowe futro tak, że byłam w stanie usłyszeć bicie jego serca.

-Będziemy na zawsze razem, nie mam zamiaru cię nigdy opuszczać -rzekł z łagodnym uśmiechem, a nasze noski się ze sobą zetknęły.

 

W tym momencie do naszych uszu dobiegł niepokojący dźwięk. Zastrzygłam uszami.

 

-Lawina! -krzyknął Ketos jakby instynktownie. W tym momencie oboje odskoczyliśmy jak najbliżej ściany za nami. Basior objął mnie przednią łapą i osłonił własnym ciałem. Nie zdążylibyśmy zbiec na dół i uciec. Dokładnie w tym samym momencie oboje wytworzyliśmy bariery, ja z lodu, a on z pobliskiej skały zmieniając całkowicie jej kształt na kulę. Poczuliśmy, jak ziemia się pod nami trzęsie, a twarde kamienie z impetem uderzają o naszą prowizoryczną tarczę. Po dłuższej chwili, która dla mnie zdawała się wiecznością, w końcu wszystko wokół się uspokoiło. Ketos niepewnie poszedł do miejsca, w którym wcześniej siedzieliśmy, przywrócił skałę do jej poprzedniego rozmiaru i kształtu, po czym spojrzał niepewnie przez lód. Za nim było widać tylko biel.

 

-Widzę, że genialne umysły myślą podobnie -basior spojrzał na mnie z lekkim uśmiechem na pysku -Hm... mógłbym się bez problemu teleportować na zewnątrz, ale nie zostawię cię. Musimy znaleźć stąd jakieś inne wyjście...

-Ja chyba mam pewien pomysł, ale... nie jestem zbyt dobra w magii... -rzekłam załamana, przykładając sobie łapę do pyska. Momentami czułam się przez to taka bezużyteczna. Ketos, zna tyle zaklęć, wykonuje bez problemu nawet te najtrudniejsze, a ja o ile opanowałam podstawy, tak na większą skalę rzadko co mi wychodzi. W dodatku nie mam nikogo, kto mógłby mnie nauczyć panowania nad mocami wilka pogody, a Fauna nie miałam zamiaru o to prosić. Zamyśliłam się. Nad nami może się teraz znajdować wiele kilogramów, a może nawet ton śniegu. Czy uda mi się nad taką ilością zapanować i nas uwolnić?

 

-Alice, cokolwiek ci chodzi po głowie, wierzę że ci się uda -Ketos podszedł bliżej mnie i pocieszająco się o mnie otarł. To dodało mi otuchy.

-Na pewno nie wolałbyś się wyteleportować stąd? Dla własnego bezpieczeństwa -spytałam.

-Na pewno -odpowiedział stanowczo -Ufam ci.

Spojrzałam niepewnie na lodową tarczę, która była naszą jedyną ochroną przed przygnieceniem, po czym wzięłam głęboki oddech -W porządku...Tylko, bądź gotowy by zniknąć stąd w razie niepowodzenia.

 

W końcu władanie śniegiem to coś zupełnie dla mnie naturalnego. Zarówno dla wilków lodu, jak i pogody, nie powinno to dla mnie stanowić żadnego problemu prawda...? To leży w mojej krwi. Z resztą co to by była za ironia losu, wilk lodu, który zginął w zaspie. Zaiste, byłaby to jedna z najgorszych śmierci jakie mogłyby mnie spotkać. Ostatnio czytałam, że wilki pogody mogą posiadać pewną umiejętność... Jeśli byłabym choć trochę bardziej doświadczona, może byłabym w stanie zmienić stan skupienia śniegu i zamienić go nawet w ogromną chmurę, ale ja nie potrafiłam takich rzeczy... a już na pewno nie na taką skalę. Dlatego nie pozostało mi nic innego jak zwyczajnie zmanipulować białym puchem tak, aby nie blokował nam już drogi. Skupiłam swoje spojrzenie na moim celu. Lodowa tarcza powoli znikała, a śnieg znajdujący się nad nią lewitował. Gdy skupiłam się bardziej, byłam w stanie go nawet podnieść, lecz z każdą chwilą było to dla mnie coraz trudniejsze, przez chwilę bałam się, że mimo moich starań wszystko runie, lecz wtedy Ketos podszedł bliżej mnie i otarł się o mój bok, dodając mi otuchy. Dopiero wtedy moje moce magiczne wyraźnie przybrały na sile, śnieg zaczął powoli tworzyć wir unoszony siłą wiatru, a do naszej kryjówki w końcu zawitało światło słoneczne. Mimo marnych szans chciałam jeszcze, chociaż raz spróbować zmienić stan skupienia białego puchu za pomocą zaklęcia sublimacji, lecz niestety nawet krew samego bożka pogody nic nie pomoże na zwyczajny brak doświadczenia. Zdecydowałam się za pomocą manipulacji śniegiem zwyczajnie przerzucić tą małą część lawiny zagradzającej nam drogę w inne miejsce, lecz nawet to okazało się dla mnie problematyczne.

 

W końcu zmęczona padłam na ziemię. To, co zrobiłam, było jeszcze bardziej wyczerpujące niż bycie niewidzialną przez dłuższy czas...

 

-Alice! -Ketos przyłożył nos do mojego policzka.

-Czemu... czemu takie proste zaklęcie wywołało u mnie taki efekt... ? Każdy inny wilk lodu wykonałby to bez problemu, ta warstwa śniegu nie była wcale taka gruba... -spojrzałam pusto na swoje łapy.

-Ali, ale przecież udało ci się, to i tak wielkie osiągnięcie -Ketos polizał mnie czule po uchu, jednocześnie kładąc się obok mnie na chłodnej ziemi -Co prawda nie jesteś jeszcze do tego przyzwyczajona, ale wkrótce nauczysz się, jeśli tylko będziesz chciała. Nigdy nie jest za późno by rozwinąć swój potencjał -basior spojrzał mi pogodnie w oczy, a ja odpowiedziałam zdołowanym milczeniem -Poza tym, według mnie nie potrzebujesz magii, umiesz sobie radzić nawet nie wykorzystując swoich mocy, nie jesteś od nich zależna -powiedział. Musiałam mu przyznać rację, w końcu to było to czego moja matka uczyła mnie od szczeniaka- zaradności i wiedzy praktycznej, niezależnej od niczego. 

-Dziękuję -rzekłam odpowiedziałam mu już bardziej radośnie. Cieszyłam się, że mam w nim takie oparcie.

-A teraz chodź -Ketos podniósł się i podał mi łapę, by pomóc mi wstać -Chyba najwyższa pora wracać do domu, jeśli nie masz nic przeciwko-rzekł z tym jego wesołym uśmieszkiem na pysku, który tak bardzo uwielbiam. Wtuleni w siebie skierowaliśmy swe kroki w stronę obozowiska.

 

KONIEC