Po starciu z Westem wilczyca czuła, że musi udać się do Walhalli, w końcu sama królowa walkirii chciała by ta się tam zjawiła. Strasznie się tym stresowała, bała, co, jeśli będą mieć do niej pretensje, że ich nie obroniła? Bo przecież mogły mieć, chodź z drugiej strony zdawała sobie sprawę, że jej siostry wiedziały, że ta nie wiedziała kim naprawdę była. Tym bliżej była tego mistycznego miejsca, tym jej serce mocniej biło, było to spotkanie z przeszłością przed którą tak długo uciekała, przed którą tak długo się ukrywała, nie wiedziała czy jest na to gotowa ale czuła, że czas najwyższy by się przekonać, nie mogła już dłużej zwlekać, musiała wrócić do swoich korzeni, wrócić do Walhalli, w której spędziła większość swojego życia, w której wszystkiego się nauczyła, w której stała się walkirią… Dzięki temu miejscu jest tym kim jest dzisiaj oraz dzięki tamtym wilkom.
Stanęła tak jak wiele lat temu na szczycie Piaszczystych Wzgórzy i wpatrywała się w niebo, wiedziała, że musi się w nie wzbić, jednak chciała jak najbardziej odwlec tą chwilę, chociaż czuła, że to miejsce ją wzywa, że musi to zrobić, jednak czy ona naprawdę tego chciała? Miała tyle wątpliwości, w końcu Sigrun była zawsze dla niej autorytetem, boi się tego co może od niej usłyszeć choć z innej strony wie, że musi usłyszeć od niej te słowa, nie wie jeszcze co ją czeka, ale wie, że ta wizyta zmieni wszystko…
W końcu wzbija się w powietrze, robi parę przewrotów w powietrzu, potem przedostaje się przez grubą warstwę chmur by wybić się i znaleźć się nad Walhallią, czuje majestat jaki bije od tego miejsca, widzi potęgę, wie, że tak naprawdę to był jej dom, nie będzie się oszukiwać, że jest inaczej, chodź teraz to wataha jest jej domem, to część niej zawsze pozostanie tutaj.
Jej łapy stają przed pałacem, który kiedyś zamieszkiwała. Ciężko stawia kroki, jakby coś nie pozwalało jej iść dalej, lecz mimo to ona stawia opór i idzie przed siebie, kieruje się do bram, nie rozgląda się, wie, że to jest jej cel, że musi iść przed siebie. Chociaż mogła by zwiedzić tą krainę, bo tyle się zmieniło, tyle nowych roślin tutaj wyrosło, tyle mistycznych zwierząt przybyło, tyle nowych ścieżek, mogła by sobie poprzypominać jak kiedyś eksplorowała to miejsce, jednak to nie był jej cel. Dzisiaj jej celem była konfrontacja z walkiriami, nie wiadomo co przyniesie, ale na pewno wszystko zmieni – tak tłumaczyła to sobie kremowofutra wadera.
Kiedy stawiała ostatnie kroki po schodach, bramy się przed nią otworzyły, a ją oślepiło jasne światło padające z pałacu. Kiedy oczy przyzwyczaiły się do niego, mogła zobaczyć, że niewiele od jej nieobecności się zmieniło, na suficie dalej wisiały ogromne diamentowe żyrandole, które mieniły się pod wpływem promieni światła, ściany były dalej białe, a gdzieniegdzie można było ujrzeć pozapisywane legendy, modlitwy oraz prośby w różnych językach. Okna były złożone z wielu kolorowych szkieł tworząc witraże, które ukazywały sceny z życia walkirii, kiedy były czas ich świetlności. Alessa z trudem przypominała sobie wszystkie chwile jakie spędziła w tym miejscu, były one z reguły przyjemne, ale jednak nie chciała o tym myśleć i przypominać sobie… Przeszłość była dla niej dalej bolesna a teraz musiała stawić jej czoła, to było dla niej gorsze niż spotkanie z samym Westem.
Wilczyca stąpając po jasnofioletowym dywanie szła przed siebie, aż ujrzała przed sobą schody, które były skierowane do góry, z prawej, z lewej, oraz po środku. A w samym ich centrum stała Sigrun, królowa walkirii we własnej osobie. Jakby nic się nie zmieniła, miała długie włosy sięgające za kostki, w kolorze kruczoczarnym, piękne zielone oczy, które emanowały spokojem i sprawiedliwością. Ponadto jej duże skrzydła, które były rozłożone, dodawały tylko jej majestatu, a jej ciemno szara sierść, błyszczała pod wpływem padającego na nią światła.
- Witaj Sigrun, wyglądasz równie dobrze, co tamtego dnia – Alessie udało się wydobyć tylko te słowa, nie wiedziała co więcej powiedzieć. Ukłoniła się przed nią i czekała, aż ta pozwoli jej wstać.
- Alesso, nie jesteś już moją uczennicą, nie musisz mi się kłaniać, wstań – powiedziała i gdy tylko zeszła ze schodów, złapała łapą Alessę delikatnie za jej pysk i podniosła na siebie, aby tak opatrzyła jej w oczy.
- Dlaczego się boisz? – spytała widząc po kremowofutrej, że ta odczuwa lęk.
- Nie wiem, ciężko to opisać… Po prostu… Nie wiem czego mam się spodziewać, zawiodłam was… Przepraszam – zaczęła się jakąś, chciała złożyć jedno spójne zdanie, ale w obecnej sytuacji było to dla niej niemożliwe.
- O czym ty mówisz? Zawiodłaś? Alesso, ja jestem z ciebie dumna – rzekła jej była mentorka, a wilczyca nie wiedziała co ma powiedzieć, zdziwiła się.
- Dumna, ale jak to? Ja nie rozumiem, przecież wy… Nie obroniłam was, a mogłam… - chciała się wytłumaczyć, była pewna, że była królowa walkirii coś pomyliła.
- Alesso, ależ to nieprawda. Pora abyś przestała żyć w tej iluzji… Pora byś poznała prawdę, opowiem ci wszystko, dobrze? – spytała tak spokojnie, tak jak zawsze rozmawiała z Alessą gdy ta była jej uczennicą, nagle serce wilczycy uspokoiło się diametralnie, jej oddech się wyrównał, poczuła spokój, że Sigrun jest wobec niej tak wyrozumiała.
- Oczywiście – zgodziła się bez zastanowienia, była ciekawa czego dowie się od królowej.
- Chodź, usiądź obok mnie – wskazała łapą, na miejsce obok siebie, na co Alessa wykonała jej prośbę.
- Kiedy przyszłaś na świat, twoi rodzice bardzo się zmartwili tym, że masz być bogiem wojny, bowiem to bardzo potężny żywioł. Bali się, że sobie nie poradzą, że nie dadzą rady opanować twoich umiejętności, chcieli żebyś żyła inaczej i nigdy nie walczyła, dzięki temu, nigdy nie przekonałabyś się, że potrafisz świetnie walczyć i nigdy nie wyszłabyś spoza kontroli… Byłam przy tej rozmowie, oni tego nie chcieli, ale nie chcieli też abyś wyrosła na potwora, naprawdę martwili się o ciebie… Kochali cię… - zaczęła jej opowiadać, a Alessa wsłuchiwała się w każde wypowiedziane przez nią słowo bardzo uważnie, nigdy nie popatrzyła na to z tej perspektywy, za co skarciła się w myślach, ale uważnie słuchała opowieści dalej.
- Ja usłyszałam tą rozmowę, uznałam, że powinnaś walczyć, że ktoś taki jak ty przyda się bogom po ich stronie, że będziesz silna… Zgodzili się ze mną… Uznali, że to wspaniały pomysł byś była walkirią, ale uznali, że lepiej będzie, jeśli będziesz żyła w przekonaniu, że jesteś tylko walkirią… Nie chciałam się na to zgodzić, ale w przeciwnym razie, w ogóle nie daliby mi Cię pod opiekę, zatem zgodziłam się, obiecałam, że dopóki żyje nie wyznam ci prawdy o kim, kim naprawdę jesteś. Widziałam, że z trudem podjęli tą decyzję, pożegnali się z tobą i cię oddali pod moje skrzydła. Ja wiedząc, że jesteś bogiem wojny zawsze oczekiwałam od ciebie więcej niż od pozostałych walkirii, bo wiedziałam, że jesteś od nas silniejsza i nie mogę tego potencjału marnować… - to zdawało się wilczycy takie niewiarygodne, teraz wszystko stało się jasne, dlaczego Sigrun była taka wymagająca w stosunku do niej.
- Teraz rozumiem, czemu mnie cisnęłaś bardziej od pozostałych, ty od początku wiedziałaś, że stać mnie na więcej – powiedziałam, czując dumę z tego kim uczyniła mnie Sigrun, oraz z tego, ile potrafię, a to wszystko dzięki tej jednej wilczycy.
- Tak, ale słuchaj dalej, bo to nie koniec Alesso. Wiele lat później, otrzymałyśmy wieści o Weście… I teraz bardzo ważne, to nie bogowie nas wysłali tamtego dnia do walki. To ja nas zgłosiłam, musiałam inaczej nikt nie ocaliłby tam mieszkających wilków. Zginęliby niewinni, szczenięta i ich matki, oraz słabsze i starsze wilki, które nie nadawałyby się do walki dla Westa. Herosi obiecali wyprowadzić w tym czasie mieszkańców oraz złożyli przysięgę, że będą ich chronić. A bogowie, po tym jak pokonałaś Westa wszystko naprawili, wszystkie zniszczenia… Każdy miał swoją rolę – wyjawiła jej była mentorka, a nogi pod Alessą się ugięły, zatem to co mówili jej bogowie byli prawdą, oni naprawdę nie wysłali ich na pewną śmierć.
- Oni… Oni mi to mówili, a ja im nie wierzyłam… Ja naprawdę nie wiedziałam Sigrun… - przyznała jej wilczyca, która poczuła olbrzymie poczucie winy, czuła, że i z nimi musi porozmawiać po tym jak skończy rozmowę z Sigrun.
- Wiem Alesso, mogłam ci powiedzieć, przepraszam, ale chociaż teraz już wiesz. Poza tym, wiedząc, że czeka nas pewna śmierć wiedziałam, że będę mogła wyznać ci prawdę o tym kim jesteś, że pokonasz dzięki temu Westa i zapanuje harmonia w Dolinie Burz – dodała, uzupełniając swoją wcześniejszą wypowiedź.
- Ale zawiodłam, nie zabiłam Westa, gdybym to zrobiła… On by nie wrócił… - po raz kolejny Alessa czuła się winna.
- To właśnie dzięki temu zostałaś walkirią, masz honor, wiesz, że nie można zabijać, jeśli istnieje inna możliwość Alesso, dobrze uczyniłaś, nie mogłaś wiedzieć, że on powróci, naprawdę jestem z Ciebie dumna, że postąpiłaś tak, a nie inaczej, dzięki temu wiem, że nie myliłam się co do ciebie – rzekła z dumą Sigrun, obejmując wilczycę skrzydłem.
- Ale… Potem… Po tym wszystkim, przelałam krew niewinnych… Tamten dzień wszystko zmienił, nie rozumiem, dlaczego bogowie mi kazali to zrobić, ja myślałam, że oni naprawdę zrobili coś strasznego, że należy im się kara śmierci, a ja z moją armią zabiłam bogu ducha winne wilki… Po tym, zwątpiłam w to, czy powinnam być walkirią, w końcu zadaniem walkirii jest chronić słabszych zawsze tak było, a ja… Ja uczyniłam odwrotność… - wyjawiła jej to co od wielu lat ciągle siedziało w jej głowie, wyżerając jej sumienie, poczuła się lżej mogąc się w końcu tym podzielić, jakby jej brzemię, które nosiła całe życie, z niej spadło…
- Wiem Alesso, to co wtedy przeżyłaś musiało być dla ciebie wielkim cierpieniem, jednak to nie była twoja wina ani wina bogów… West zostawił ci to zadanie zaraz po wygnaniu, oszukał cię, będąc posłańcem bogów, wiedział, jak wyglądają ich zlecenia, wiedział, jak wyglądają ich pieczęci, zostałaś wrobiona, nie mogłaś o tym wiedzieć, dlatego bogowie nie mieli o niczym pojęcia, dlatego cię nie powstrzymali, nie oszukiwali cię nigdy, oni naprawdę nie wiedzieli, nie mogli o tym wiedzieć… Za ich śmierć tylko fizycznie odpowiadasz ty, chciałaś dobrze, ale tak naprawdę to West jest źródłem ich śmierci a nie ty… Wskazał na złą watahę celowo, zostawiając przy życiu barbarzyńców, których na całe szczęście też pokonałaś… - wyjaśniła jej całe te nieporozumienie, Alessa słysząc to poczuła ulgę, Sigrun miała rację ona nie mogła o tym wiedzieć.
- Poza tym, te dusze niewinnych są teraz w Niebiosach są szczęśliwe, nie mają do ciebie na pewno żalu, wiem, bo mogłam z nimi porozmawiać, nie musisz mieć dłużej poczucia winy, oni doskonale wszyscy wiedzą, że to nie jest twoja wina, musisz w końcu zacząć normalnie żyć… - dodała, a kremowofutra wadera, poczuła się jeszcze lżej, w końcu mogła ze spokojem odetchnąć, wiedziała, że pomimo tego błędu nikt nie ma do niej żalu, wiedziała, że nie mogła wiedzieć, że nie miała na to wpływu.
- Sigrun… Jak ja ci się za to odwdzięczę! Po raz kolejny odmieniłaś moje życie… Dziękuję Ci – wilczyca wtuliła się w sierść jej rozmówczyni.
- Zacznij być sobą… Jesteś walkirią, córką Jowisza i Juny, bogiem wojny, nie ukrywaj się więcej i nie uciekaj przed tym kim naprawdę jesteś, powinnaś być z tego dumna, musisz przedłużyć pokolenie walkirii i odbudować gwardię, to samo dotyczy herosów, wiem, że kilku już macie. Wiem, że dasz radę mnie zastąpić, to jest twoje zadanie… - rzekła królowa walkirii, niby nie prosiła o wiele, ale z drugiej strony to odmieniało całkowicie dotychczasowe życie waderze.
- Oczywiście Sigrun, myślę, że już pora przestać kryć się z tym kim naprawdę jestem – zgodziła się z nią walkiria.
- I porozmawiaj z bogami, to dla nich na pewno będzie ważne, twoi rodzice bardzo mocno cię kochali od zawsze, z resztą to, że powierzyli ci władzę nad watahą jest tego doskonałym przykładem, nigdy nie mieli do ciebie żalu o to, że się zbuntowałaś przeciwko nim… Że im nie uwierzyłaś… Pomyśl nad tym jak będziesz wracać – dała jej do myślenia, po raz kolejny tego dnia.
- Oczywiście, że porozmawiam z nimi… I przemyślę, musze wszystko zmienić i ułożyć wszystko na nowo, teraz gdy znam już prawdę będzie to o wiele łatwiejsze – Alessa jej wszystkie słowa przyjęła z pokorą, wiedziała, że jej mentorka ma rację, z resztą zawsze ją miała.
- A teraz idź już, nie marnuj więcej czasu, masz jeszcze jedną poważną rozmowę przed sobą i pamiętaj, że zawsze możesz nas tu odwiedzać. To zawsze będzie twój drugi dom, zawsze będę służyć ci radą i zawszę cię wysłucham Alesso – Sigrun przytuliła ją, a wilczyca wtuliła się w jej sierść, tak jak za starych czasów, gdy ta była dzieckiem.
Tak jak obiecała swojej byłej nauczycielce tak Alessa uczyniła. Ruszyła w kierunku Doliny Bogów, jeszcze nigdy nie szła nigdzie z taką pokorą z jaką kierowała się teraz. Było jej wstyd, że nigdy nie dała szansy swoim rodzicom na jakikolwiek wyjaśnienia, że im nie ufała… Chodź z innej strony mogło być to dość zrozumiałe, przecież te wilki nie uczestniczyły w jej życiu tak bardzo jak walkirie, więc miało to jakąś logikę, że wilczyca im nie ufała, ale nawet to nie było w stanie teraz jej pocieszyć.
Kiedy znalazła się na terenach domu bogów, czuła już, że to będzie trudne, że będzie trudniejsze niż rozmowa z Sigrun, ale wiedziała, że czas wszystko zmienić, że bogowie nie są tacy źli, jakich sobie wyobrażała, nie liczyła, że jej wybaczą, ale chciała po prostu przeprosić, żeby wiedzieli, że jest jej przykro, że wszystkiego żałuje, bo naprawdę żałowała, jakby mogła cofnąć czas, wszystko zrobiłaby inaczej, ale jak wiadomo nie mogła tego uczynić, jedyne co jej zostało to przyznać się do błędów i stawić im czoła, w życiu każdego wilka przychodzi taka chwila, że musi przeprosić, przyznać się, że zrobił coś źle i ponieść tego konsekwencje, Alessa była tego w pełni świadoma.
Kierowała się w stronę niewielkiego pałacu, który znajdował się w samym centrum tej przepięknej i tajemniczej krainy. Wilczyca nie za często tu była, pomimo tego, że to miejsce było naprawdę niesamowite i przepełnione magią. Roślinność, zwierzęta, nawet woda, wszystko wyglądało tu inaczej, od wszystkiego emanowała magia oraz majestat. Kraina wydawała się istnym rajem, aczkolwiek wilczyca nie zamieniłaby za nic w świecie swojego życia w zamian za życie w tym miejscu. Nie mogłaby się czuć tutaj jak w domu, może pewnego dnia tak, ale na pewno nie teraz, nie dnia dzisiejszego, na pewno nie w najbliższym czasie. Stawiała niepewnie kroki po tym świecie, po drodze spotkała Saturna i Sola, z którymi się przywitała, co dziwne na ich pyskach pojawił się uśmiech, gdy ujrzeli, że wilczyca przybyła. Może coś przypuszczali, albo czuli? – zastanawiała się widząc to zjawisko, chociaż potem sama sobie odpowiedziała, że widok boga, który wraca do domu, zawsze jest dobrym znakiem. Aczkolwiek to nie był jeszcze powrót Alessy na stałe, nie czuła jeszcze tej potrzeby, czuła, że jest jeszcze potrzebna w świecie śmiertelników i tam czuła się dobrze.
Kiedy w końcu znalazła się przed tym niewielkim pałacem, bacznie się mu przyjrzała. Tak naprawdę, poza tym, że wiedziała, gdzie on się znajdował, to nigdy nie widziała go na oczy osobiście. Wtedy zdała sobie sprawę, że pomimo tego, że bogowie mogli by stawiać sobie pomniki, tworzyć legendy, wymyślne budowle, oni postawili na zwykły klasyczny pałacyk. Był biały i posiadał złote zdobienia, gdyby wilczyca ujrzała coś takiego w świecie śmiertelników, nigdy nie pomyślałaby, że coś takiego może być miejscem, które zamieszkują władcy bogów.
Gdy weszła do środka również się zdziwiła, poza czerwonym dywanem, paroma obrazami, przedstawiającymi historie z życia bogów, w środku nie było niczego co mówiłoby o tym, że mieszkają tu jakieś potężne wilki, że mieszkają tu sami bogowie, którzy dali życie wszystkiemu co znała. Zdawało jej się to niezwykle dziwne, spodziewała się naprawdę czegoś innego, wyraźnie po raz kolejny pomyliła się co do bogów…
- Matko, ojcze? – zawołała, a jej zapytanie niosło się echem po całym pomieszczeniu.
- Alessa? – spytała Juna, która się pojawiła przed nią. – Wspaniale cię widzieć, co się do nas sprowadza? – dopytywała z wyraźnym zaciekawieniem jej matka.
- Właśnie, co takiego sprawiło, że u nas zagościłaś? – spytał jej ojciec, który pojawił się tuż przy jej rodzicielce.
- Pragnę z wami porozmawiać… - powiedziała dość niepewnie, z reguły Alessa była zawsze pewna swego, raczej z pogardą odzywając się do wszystkich boskich wilków, a tutaj przyszła potulna jak baranek…
- Zatem słuchamy – rzekł Jowisz i usiadł, na co jego partnerka uczyniła to samo.
- Byłam w Walhalli, Sigrun…. Wszystko mi wyjaśniła… Ja nawet nie dałam wam nigdy szansy niczego sobie wytłumaczyć. Teraz już wiem, że o niczym nie wiedzieliście, że Sigrun zgłosiła walkirie do walki, że wy naprawdę chcieliście dla mnie dobrze, że chcieliście mnie chronić, gdyby wiedziała, doceniłabym to bardziej… Ja przepraszam, przepraszam was… Tylko tyle mogę powiedzieć, wiem, że to nie wiele, ale nie jestem w stanie zrobić niczego więcej, chcę tylko powiedzieć, że mi strasznie przykro, że żałuje tylu nieprzyjemnych słów, które niepotrzebnie wam powiedziałam, ale naprawdę, nie miałam pojęcia, że to wszystko wygląda zupełnie inaczej, tak skupiłam się na własnym cierpieniu, że nie pomyślałam, że wy również możecie odczuwać ból… Pewnie nigdy mi tego nie wybaczycie, co w zupełności rozumiem, ale chce żebyście wiedzieli, że żałuje wszystkiego co zrobiłam przeciwko wam, jeszcze raz, przepraszam was najmocniej… Możecie mnie ukarać, odebrać boskość, jestem w stanie ponieść wszelkie konsekwencje swoich decyzji - wilczyca powiedziała wszystko niemal na jednym tchu, już przygotowując się do wyjścia, czuła, że to nie może inaczej się skończyć.
- Ależ Alesso, dokąd idziesz? – spytała Juna z wyraźnym zmartwieniem na pysku.
- Nie idź, nie obwiniamy cię za nic, ani za nic cię nie ukarzemy. Wiedzieliśmy, że pewnego dnia poznasz prawdę, nie mogliśmy wmówić ci jej na siłę, musiałaś sama do tego dotrzeć, zawsze sama dawałaś radę, nie odbierzemy ci boskości, potrzebujemy takich bogów jak ty – rzekł jej ojciec, stając tuż przed nią, jego słowa odbijały się echem w głowie wilczycy.
- Naprawdę? Nie jesteście na mnie źli? – spytała niedowierzając w to co usłyszała.
- Naprawdę, cieszymy się, że w końcu to zrozumiałaś, jesteśmy twoimi rodzicami i nigdy się ciebie nie wyrzekniemy Alesso – rzekła Juna, po czym przytuliła wilczycę, pierwszy raz od bardzo dawna, Alessa poczuła się jak ich córka.
Alessa pierwszy raz w życiu po tej konfrontacji normalnie zaczęła rozmawiać z bogami, zobaczyła, że faktycznie mogą być dla niej bliskimi wilkami, że są rodziną… Po wszystkim porozmawiała jeszcze ze swoimi siostrami, z którymi od tamtej chwili też ma bardzo dobry kontakt, jej życie diametralnie się zmieniło. Nie musiała już dłużej ukrywać tego kim jest, mogła polegać na swojej rodzinie, oraz na walkiriach, pozbyła się również wyrzutów sumienia, dzięki czemu nawiązała lepsze relację z członkami watahy, wszystko się zmieniło… Czas pokaże czy na lepsze, czy gorsze.